Скачать книгу

      – Jumoke Osoba. Jumbo.

      Sandie wskazała przejście wśród krzewów.

      – Pójdziemy alejką w stronę budynku. Są tam boczne drzwi, już otwarte. Trzymaj się blisko mnie. Mamy funkcjonariuszy na obu końcach tego przesmyku, którzy poinformują nas o ewentualnych gościach, ale jest już po północy, a od kiedy się pojawiliśmy, panuje tu zupełna cisza, więc nie spodziewam się żadnych problemów. Chyba rozumiecie, że jeśli porywacze są w pobliżu, nie mogą nas zobaczyć. Będziemy poruszali się szybko, ale nie biegiem. Musimy minąć kilka bocznych wejść i furtek do innych budynków, ale w tej chwili nie ma żadnego ruchu. Jeśli zostaniemy zaalarmowani, że ktoś nadchodzi, możemy się schować w jednej z bram. Nie muszę chyba dodawać, że nie możemy robić żadnego hałasu. Wszystko jasne?

      – O nas się nie martw. Damy sobie radę.

      – Okej. – Zbliżyła usta do mikrofonu zestawu łącznościowego. – Czysto?

      – Czysto – nadeszła odpowiedź, a po chwili powtórzył to funkcjonariusz na drugim końcu alejki.

      – Za mną – rzuciła cicho.

      Sandie ruszyła ścieżką, a jej kroki były ledwie słyszalne na bruku. Nasłuchiwała jakichkolwiek ostrzeżeń w słuchawkach. Dwaj kryminalistycy podążyli jej śladem, zachowując ciszę i trzymając się blisko krzewów rosnących po bokach ścieżki.

      Dotarli bezgłośnie do alejki, trzymając się bliżej zabudowań. Do ich uszu dochodził jedynie szum wody spływającej z pękniętej rynny, który maskował szelest deszczu.

      Kiedy Sandie dotarła do bocznej bramy, już dla nich otwartej, w jej słuchawkach odezwał się cichy głos:

      – Ktoś wyprowadził psa na spacer. Za dwie minuty u was.

      Sandie wyprostowała się i dała znać ręką, instruując kryminalistyków, żeby jak najszybciej weszli do domu. Opuścili głowy i przyspieszyli. Nie byli już tak bezgłośni jak wcześniej – szeleściły ich ubrania i rozchlapywali wodę z kałuż. Przykuleni funkcjonariusze podążyli za nimi. Sandie też weszła do środka i odwróciła się, żeby zamknąć cicho drzwi.

      – Jesteśmy wewnątrz – zameldowała cicho do mikrofonu. – Poinformujcie nadinspektora Douglasa.

      Starając się poruszać jak najostrożniej, obróciła klucz w zamku.

      Znalazłszy się bezpiecznie w domu, Sandie się upewniła, że wszystkie zasłony są zaciągnięte i że nie ma żadnych szczelin.

      – Światła świecą się od momentu, kiedy ofiara wyszła, więc każdy potencjalny obserwator myśli, że ktoś jest przez cały czas w domu. W tej sytuacji możecie swobodnie zapalać i gasić światła – wyjaśniła Jumbo. – Zostawiłam odsunięte zasłony w sypialni od frontu, żeby móc widzieć ulicę, ale pozostałe okna są zasłonięte.

      – Zaczniemy od korytarza – powiedział Jumbo. – Nadinspektorowi Douglasowi zależy również, żebyśmy zbadali gabinet Rajaviego. Musimy też sprawdzić salon, dokąd weszła ta fałszywa pracownica opieki społecznej i ten niby-detektyw. Miejmy nadzieję, że jeden z tych bydlaków ma łupież. Będziemy cię informowali o postępie prac.

      Sandie pokiwała głową. Ulokowała każdego ze swoich ludzi przy drzwiach, choć wiedziała, że gdyby ktoś się zbliżał, natychmiast otrzyma ostrzeżenie od policjantów na zewnątrz. Na razie panował spokój. Wydawało się mało prawdopodobne, że porywacze tutaj wrócą, ale mogli obserwować dom, więc ostrożności nigdy za wiele. Wszyscy mieli świadomość, co może się stać zakładnikom, jeśli porywacze odkryją, że w sprawę zaangażowana jest policja.

      Największy niepokój wzbudzał w niej dom po drugiej stronie ulicy. Był to jedyny budynek z bezpośrednim widokiem na ten, i to jej się nie podobało. Stała w cieniu głównej sypialni, z dala od światła ulicznych latarni, starając się wychwycić jakąkolwiek aktywność w tamtym domu, ich jedynym słabym punkcie.

      Z tego, co słyszała, porywacze byli świetnie zorganizowani i istniało nieduże prawdopodobieństwo, że zrezygnują z obserwacji domu Rajaviego, jeśli tylko planują przekazanie żądania okupu. Zespół Sandie jak dotąd nie znalazł żadnych śladów potwierdzających obserwację, żadnych kamer – poza tymi, które sami zainstalowali – ukrytych w krzakach. Pozostawała jedna możliwość, dom po przeciwnej stronie ulicy. Wiedziała już, że właścicielka jest singielką i nazywa się Tessa O’Hanlon. Mieszkała sama i stanowiła w związku z tym dobry cel, jednak na razie nic nie wskazywało na to, żeby ktoś to wykorzystał.

      Stała i obserwowała.

      Czekała.

      Na parterze w domu O’Hanlon paliło się światło, jednak piętro od frontu – zapewne mieściła się tam sypialnia – pozostawało ciemne. Pomimo późnej pory zasłony nie zostały jeszcze zaciągnięte.

      Słyszała, jak Jumbo i jego partner przemieszczają się na parterze, nie martwiła się jednak hałasem i była przekonana, że nikt nie może zajrzeć do środka.

      Sandie zesztywniała. Ktoś poruszył się w sypialni w domu po drugiej stronie. Dostrzegła mignięcie czegoś jasnego – może ubrania – i czekała, trzymając się mroku panującego w tylnej części sypialni Jo.

      Plama światła zbliżyła się do okna. Wyciągnęła małą lunetkę i przyłożyła ją do prawego oka. Choć słyszała, że tamta kobieta mieszka sama, nie miała wątpliwości, że w sypialni przebywa mężczyzna. Nie robił niczego szczególnego, po prostu patrzył. Oczekiwała ruchu dłoni, która odsunie firankę, ale nic takiego się nie zdarzyło.

      Stał przy oknie i widziała wyraźnie, że obie dłonie trzyma wciśnięte w kieszenie. Patrzył jak sparaliżowany na ten dom. Na to okno. Gdyby nie miała pewności, że tak nie jest, mogłaby przysiąc, że wpatruje się prosto w nią.

      Nie odrywając od oka ręki trzymającej lunetkę, wyjęła radio. Nadinspektor Douglas musi się koniecznie o tym dowiedzieć.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1l cyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIF BAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYH CgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCASw AxYDASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUE BAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1 Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOk paanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6vHy8/T19vf4+foBAAMB AQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKCxEAAgECBAQDBAcFBAQAAQJ3AAECAxEEBSExBhJBUQdh cRMiMoEIFEKRobHBCSMzUvAVYnLRChYkNOEl8RcYGRomJygpKjU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldY WVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6goOEhYaHiImKkpOU

Скачать книгу