Скачать книгу

podstawie jego słów wywnioskowałam, że musiał mnie nienawidzić. A jednak za mną pobiegł. A teraz wołał, bym zaczekała.

      Wcisnęłam guzik przywołujący windę.

      – Daj mi chociaż parę minut. – Zwolnił i zatrzymał się. – Wiem, że sobie na to nie zasłużyłem… Ale chociaż dwie? Proszę…

      Skrzywiłam się, w duchu popędzając drzwi, aby się otworzyły. Może i myliłam się w kwestii spotkania i swoich planów wobec firmy, ale przynajmniej spróbowałam… To nie był błąd, a on nie miał prawa się tak wobec mnie zachować. Nie zamierzałam dawać mu kolejnej szansy na poniżenie mnie. Było to zbyt bolesne ze strony człowieka, któremu z niewyjaśnionych powodów chciałam zaimponować.

      – Nie potrzebuję ani ciebie, ani Reach – odparłam.

      – Nie potrzebujesz, oczywiście, że nie. – Potarł kark lewą dłonią. – Szczerze mówiąc, my ciebie też nie potrzebujemy. Co oznacza, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby chwilę porozmawiać. Chcę ci coś pokazać.

      Nie mylił się. Jego firma mnie nie potrzebowała. Jasne, chcieli przejąć moją agencję reklamową – a w zasadzie to agencję Darrella – ale bez niej też sobie radzili. Reach prosperowało bez konieczności fuzji z Dysonem. Nie musieli wchodzić na kolejny rynek. Nie potrzebowali mnie, co było kolejnym ciosem dla mojego ego. Oznaczało to, że nie miałam żadnego asa w rękawie. Że nie miałam pojęcia o niczym i że skoczyłam na zbyt głęboką wodę.

      Drzwi do windy otworzyły się przy dźwięku dzwonka. Zamknęłam na chwilę oczy i zrobiłam długi wydech, po czym obróciłam się i spojrzałam w niebieskie oczy Westona.

      – Masz pięć minut – oznajmiłam. Byłam ciekawa. Nie miałam nic do stracenia. A poza tym on był taki przystojny…

      – Chodźmy zatem. – Uśmiechnął się szeroko i ruszył tyłem, by upewnić się, że za nim podążam. Po chwili odwrócił się i poprowadził mnie obok biurka Roxie, która wcześniej zaprowadziła mnie do sali konferencyjnej. Doszliśmy do narożnego biura, zapewne jego własnego.

      Zamknął za mną drzwi. Poczułam lekkie napięcie, ale on wydawał się niczego nie zauważyć. Mężczyźni mieli szczęście – nie musieli się martwić, przebywając w zamkniętych pomieszczeniach z płcią przeciwną. W tym wypadku nie było jednak powodu do niepokoju – ściany jego gabinetu okazały się przeszklone.

      Weston usiadł za biurkiem i wcisnął przycisk, który spowodował, że ściany pociemniały i stały się nieprzezroczyste…

      – Zaraz, chwileczkę… – odezwałam się z lekkim niepokojem. – Dopiero co się poznaliśmy – próbowałam zażartować. Zabawne, przecież jeszcze chwilę temu miałam wychodzić za niego za mąż.

      Weston uniósł pytająco brew, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Ale po chwili pojął moje obawy.

      – Nie martw się, drzwi nie są zamknięte, możesz sprawdzić.

      Sprawdziłam. Mówił prawdę.

      Pozostałam przy drzwiach i obserwowałam go. Podszedł do szaf stojących pod jedną ze ścian. Otworzył drzwiczki dwóch z nich. Zwykle w takich szafach mieścił się telewizor lub sejf. Ze zdziwieniem zauważyłam, że w szafce znajdowała się tarcza do gry w rzutki. W jej centrum pinezkami przypięte było zdjęcie mężczyzny. Zmrużyłam oczy i zbliżyłam się nieco, by mu się lepiej przyjrzeć.

      – Czy to… Nash King?

      Może i nie wiedziałam za wiele o świecie biznesu, ale każdy znał Nasha Kinga i Raymonda Kincaida. Każdy, kto obracał większym kapitałem, w jakiś sposób był powiązany z ojcami Westona i Donovana. Nash był jednym z królów biznesu Stanów Zjednoczonych. Razem z Kincaidem byli właścicielami tylu banków, że wspólnie stanowili jedno z największych przedsiębiorstw finansowych na świecie.

      Czemu więc Weston rzucał strzałkami w zdjęcie ojca?

      Spojrzałam ze zdziwieniem na mojego niedoszłego męża. Stał z dłońmi w kieszeniach i wstydliwie spuszczonym wzrokiem. Wzruszył ramionami.

      – To dość stare zdjęcie – rzekł. – Ściągnąłem je z internetu i wydrukowałem. Byłoby super powiesić prawdziwy portret, ale jestem za leniwy.

      Uśmiechnęłam się lekko.

      – Westonie Kingu, czyżbyś miał kompleksy związane z tatusiem? – Czy to chciał mi pokazać?

      – Nie kompleksy – odparł defensywnym tonem. – Ale czasem fajnie jest porzucać rzutkami do czyjejś podobizny. To dobry sposób na spuszczenie pary. Zdjęcie Donovana też tu parę razy zawisło. To naprawdę działa. Czekaj…

      Poruszył myszką leżącą przy komputerze, by wybudzić maszynę ze stanu czuwania, po czym zastukał palcami po klawiaturze, pisząc coś. Po chwili drukarka wypluła kartkę papieru.

      Podbiegł do niej, wyjął kartkę i chwyciwszy zszywacz z biurka, podszedł do tarczy i przypiął kartkę do portretu Nasha Kinga.

      Kiedy się odsunął, moim oczom ukazało się słynne zdjęcie Della Dysona, znane z jego strony internetowej, wpisu w Wikipedii, okładki jego książki i wielu innych miejsc. Zawsze uważał, że wygląda na nim władczo, ale ja w jego twarzy widziałam jedynie arogancję. Miałam nadzieję wkrótce zdjąć to zdjęcie ze ściany mojego gabinetu. A tymczasem miałam je przed sobą.

      A więc to Weston chciał mi pokazać.

      „O rany…”

      Odstąpił od tarczy, po czym rozłożył ramiona jak prezenter telewizyjny.

      – Proszę.

      – Nie ma mowy – parsknęłam, jednak ukradkiem się rozejrzałam. – Nawet nie mam rzutek.

      Weston przypadł z powrotem do biurka.

      – Gdzie ja mam głowę? – Wysunął górną szufladę i wydobył z niej garść rzutek, po czym wręczył mi je.

      Zaśmiałam się pod nosem. To dopiero było niedorzeczne!

      A jednak wzięłam od niego czerwoną rzutkę i ustawiwszy się, obrałam cel. Nigdy o tym nie marzyłam, lecz teraz, kiedy miałam okazję spróbować, zachodziłam w głowę, czemu nie wpadłam na to sama.

      Nigdy wcześniej nie grałam w rzutki. I to był zapewne powód numer jeden. Za to w szkole miałam zajęcia z łucznictwa i nieźle sobie radziłam. Ale nawet to nie sprawiło, że czułam się jak Robin Hood, biorący strzałę od Małego Johna. Tak jak teraz.

      Odchyliłam się do tyłu, zamachnęłam i puściłam rzutkę, która poszybowała i wbiła się prosto w krawat Della Dysona – idealnie w jego węzeł windsorski.

      Ależ to było przyjemne uczucie!

      – Super, co? – wyszeptał Weston, jakby bał się przyznać to na głos. – Rzuć sobie kolejną.

      Tym razem nie potrzebowałam zachęty. Chwyciłam zieloną strzałkę, zamachnęłam się i cisnęłam w cel. Lotka wbiła się w róg kartki, nie trafiając w żadną część Della.

      – No cóż, gówniany rzut. Dawaj dalej – zachęcał Weston.

      Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Rzuciłam ponownie. I jeszcze raz. Żółta, niebieska i kolejna czerwona rzutka. Każda za inne przewinienie.

      „Ta za firmę, która zablokowała kobietom możliwość zajmowania kierowniczych stanowisk – włączając w to własną córkę. Ta za siedem lat z rzędu lądowania na szczycie listy najgorszych miejsc pracy dla ludzi z rodzinami. Ta za trzydziestosiedmioprocentową różnicę w płacach istniejącą pomiędzy kobietami a mężczyznami zatrudnionymi w Dyson Media. Ta za lato, kiedy zaprosiłeś mnie do Paryża, a potem zostawiłeś

Скачать книгу