ТОП просматриваемых книг сайта:
Dzieci zapomniane przez Boga. Graham Masterton
Читать онлайн.Название Dzieci zapomniane przez Boga
Год выпуска 0
isbn 9788381887687
Автор произведения Graham Masterton
Жанр Зарубежные детективы
Серия horror
Издательство PDW
Mężczyzna wytarł nos pogniecioną chusteczką.
– Wystąpię z wnioskiem, żeby poddano mojego klienta kompleksowym badaniom psychiatrycznym. Jestem głęboko przekonany, że cierpi on na niezdiagnozowane dotąd zaburzenia osobowości i że właśnie te zaburzenia spowodowały jego nadmierną reakcję, kiedy się dowiedział, że jego była partnerka została namówiona do usunięcia ciąży.
– Powiedz mi, Rusul, czy wiedziałeś, że Dżoja jest w ciąży, kiedy z tobą zerwała? – zapytał Jerry.
– To nie ma znaczenia – powiedział Teape. – To, czy o tym wówczas wiedział czy nie, nie zmienia faktu, że spotkała go tragedia. Przypuśćmy, że dziewczyna urodziłaby to dziecko, a on po wielu latach odkryłby, że jest ojcem. Mógłby zareagować w identyczny sposób, prawda?
– Ona jednak przerwała ciążę, zmieściła się z tym w dwudziestoczterotygodniowym limicie czasu i samodzielnie podjęła decyzję, prawda? Gdyby Rusul miał się na kogoś złościć, to wyłącznie na nią, ale w tej sprawie chodzi o jej ciało i jej decyzję, i to, że ją podjęła, nie może być usprawiedliwieniem dla zamordowania Attafa.
– Przykro mi – odparł adwokat. – W dalszym toku postępowania będę się starał dowieść, że morderstwo popełniła osoba w stanie ograniczonej poczytalności. – Zabrał ze stołu tanią skórzaną teczkę i wsunął do niej notatnik.
Mallett wyłączył dyktafon.
– Niech pan na to nie liczy, panie Teape. Bo my w dalszym toku postępowania dowiedziemy, że morderstwo popełnił po prostu zazdrosny, tępy dupek.
Znaleźli Dżoję na zapleczu delikatesów należących do jej ojca. Sklep mieścił się na środku High Road w Streatham, czyli pięciokilometrowego odcinka drogi A23 prowadzącej do centrum Londynu. Po obu stronach ulicy stały zapuszczone, brzydkie budynki, tanie domy towarowe, chińskie restauracje, biura podróży i sklepy z e-papierosami.
W Sanghawi, sklepie z żywnością halal, panował niemal półmrok. W powietrzu unosił się zapach cynamonu, kurkumy, ziela angielskiego i goździków. Półki zapełnione były paluszkami chorizo Najma, chałwą Royal Gajar i filetami z kurczaka Haloodies, a także brązowym ryżem, płaskimi chlebkami indyjskimi i papadam.
Mallett wziął głęboki oddech i powiedział:
– O rety! Jeżeli te wonie nie wyleczą mojego kataru, to już nic mi nie pomoże.
Za ladą stał przysadzisty Pakistańczyk w zielonym fartuchu w paski i energicznie pisał coś na tablecie. Miał błyszczącą łysą głowę, okrągłe okulary i duże czarne wąsy, które Jerry’emu przypominały szczotki zamiatarki ulicznej.
– Poszukujemy młodej damy o imieniu Dżoja – powiedział Jerry, podsuwając mężczyźnie przed oczy legitymację.
– Szukacie Dżoi? Jestem jej ojcem. Czego od niej chcecie?
– Jak pan się nazywa?
– Moje nazwisko widnieje na szyldzie sklepu. Sanghawi.
– Rozumiem, panie Sanghawi. Czy moglibyśmy porozmawiać z Dżoją? Zdaje się, że przychodzi tutaj czasami i panu pomaga. Jest dzisiaj w sklepie?
– Chodzi o Attafa?
– Musimy odbyć z pana córką dyskretną rozmowę. Obawiam się, że nie możemy z panem na ten temat dyskutować.
– Jedna z przyjaciółek powiedziała jej wczoraj wieczorem o Attafie. Dlatego Dżoja jest bardzo przybita. Jednak uparła się i także dzisiaj przyszła, żeby pomagać mi w sklepie. Stwierdziła, że nie chce sprawić mi zawodu.
– Jest więc tutaj?
– Wiele razy mówiłem córce, że nie podobają mi się jej koledzy z klubu karate. To chłopcy z nimna warga… z niskiej klasy. Chociaż spotkałem raz tego Attafa i nie był taki zły jak cała reszta tego towarzystwa. Był czysty i bardzo grzeczny, nazwał mnie nawet „sahibem”. Ale Dżoja obiecała mi solennie, że przestanie się widywać z tymi młodymi ludźmi. Bardzo proszę, niech jej panowie tego nie mówią, ale i tak w przyszłym miesiącu zabierzemy ją do Pakistanu, żeby tam poślubiła swojego kuzyna. Wtedy wreszcie przestaniemy się zamartwiać tym, z kim się ta dziewczyna zadaje.
– Szczęściara – powiedział Mallett. – Ile lat ma ten kuzyn?
– Czterdzieści trzy. Ale to jest wspaniały mężczyzna. Zarobił mnóstwo pieniędzy na handlu telefonami komórkowymi.
– W każdym razie… możemy z nią porozmawiać? – spytał Jerry.
– Tak. Jest na zapleczu, w magazynie. Chodźcie ze mną.
Policjanci poszli za panem Sanghawim wąskim korytarzem prowadzącym na tyły sklepu. Magazyn aż po sufit wypełniały worki ryżu oraz kartony z pakistańską żywnością i napojami. Były tu migdały Khalai Khaas, ciasteczka kardamonowe, konserwy z kozim mięsem i puszki z krowim moczem. Na jednym z kartonów siedziała dziewczyna w wieku osiemnastu lub dziewiętnastu lat, z czerwoną jedwabną chustą na głowie, ubrana w luźny różowy sweter i dżinsy. Rozmawiała przez iPhone’a, ale gdy tylko w drzwiach stanął jej ojciec, przerwała połączenie i wsunęła telefon do kieszeni.
– Dżoja, ci panowie są z policji. Chcą z tobą porozmawiać o Attafie.
Dżoja wstała.
– A co jeszcze można powiedzieć o Attafie? – zapytała głośno. Jerry natychmiast pojął, że jest pogrążona w wielkim bólu, lecz stara się tego nie okazywać. – Attaf nie żyje.
– Właśnie na ten temat chcemy porozmawiać. A w szczególności o tym, dlaczego nie żyje.
– Skąd moja córka mogłaby wiedzieć, dlaczego ten chłopak nie żyje? – zapytał Sanghawi. Stał w progu z rękami złożonymi na piersiach. – Raczej powinniście o to zapytać tego faceta, który go zabił.
– Panie Sanghawi, musimy porozmawiać z Dżoją na osobności.
– Ona jest moją córką. Mieszka w moim domu. Jest członkiem mojej rodziny. To, co dotyczy członków mojej rodziny, dotyczy także mnie.
– Z całym szacunkiem, proszę pana, jednak nie w tym przypadku.
– A dlaczego nie, jeżeli mogę zapytać?
– Ponieważ nie wykluczam, że córka może przekazać nam informacje, które wolałaby ukryć przed panem. A ponieważ chodzi o morderstwo, jej zeznania mogą mieć kluczowe znaczenie dla oskarżenia sprawcy.
– To niedorzeczne. Córka o wszystkim mi mówi.
– Rozumiem – powiedział Mallett. – Kto jest jej ulubionym piosenkarzem?
– A skąd mam wiedzieć?
– Aha. Właśnie się dowiedziałem, że córka nie mówi panu o wszystkim.
Pan Sanghawi nie ruszył się jednak z miejsca. Jerry spokojnie odetchnął i odezwał się:
– Proszę pana, jest mi bardzo przykro, ale musimy porozmawiać z Dżoją na osobności. Jeżeli nie umożliwi nam pan tego tutaj, będziemy musieli poprosić, aby pojechała z nami na komisariat.
– Hmm… Dobrze. Jestem jednak pewien, że Dżoja nie ma dla was żadnych użytecznych informacji. Bo nie masz, prawda, Dżoja?
Dziewczyna jedynie opuściła wzrok i złożyła ręce, jak przystało na potulną i posłuszną córkę. Pan Sanghawi prychnął z niezadowoleniem i wrócił do sklepu. Jerry zamknął za nim drzwi magazynu. Wiedział, że ojciec Dżoi nie będzie w stanie podsłuchać rozmowy, nawet jeśli pozostawi je otwarte, ale chciał, aby dziewczyna nie obawiała się,