ТОП просматриваемых книг сайта:
Mesjasz Diuny. Frank Herbert
Читать онлайн.Название Mesjasz Diuny
Год выпуска 0
isbn 9788381887540
Автор произведения Frank Herbert
Серия Kroniki Diuny
Издательство PDW
Gildianin zakołysał się, a jego głos zagrzmiał w połyskliwej kuli fonicznej dryfującej nad Irulaną przy narożniku zbiornika.
– Rozważamy truciznę psychiczną, nie fizyczną.
Scytale wybuchnął śmiechem. Mirabhaski śmiech potrafi obedrzeć oponenta ze skóry, a Scytale poszedł na całość.
Irulana uśmiechnęła się z uznaniem, ale w kącikach oczu matki wielebnej zapaliły się iskierki gniewu.
– Przestań! – warknęła Mohiam.
Maskaradnik zamilkł, gdy już skupili na nim uwagę – Edryk oniemiały ze złości, matka wielebna nastroszona z gniewu, Irulana zaś rozbawiona, ale i zbita z tropu.
– Nasz druh Edryk uważa – powiedział Scytale – że dwie czarownice znające wszelkie arkana Bene Gesserit nie mają pojęcia o elementarnych zastosowaniach podstępu.
Mohiam odwróciła wzrok i zapatrzyła się na zimne wzgórza rodzimej planety Bene Gesserit.
„Zaczyna dostrzegać istotę rzeczy – pomyślał Scytale. – Stara z głowy. Ale pozostaje jeszcze Irulana”.
– Jesteś z nami, Scytale’u, czy nie? – zapytał Edryk, wybałuszywszy szczurze oczka.
– Kwestia mego aliansu jest poza sporem – rzekł maskaradnik. Uwagę skupiał na Irulanie. – Zastanawiasz się, księżno, czy warto było przebyć tyle parseków, ryzykując tak wiele?
Skinęła głową.
– Żeby pogadać o niebieskich migdałach z człekokształtną rybą – ciągnął Scytale – albo z grubym maskaradnikiem z Tleilaxa?
Potrząsnęła głową, rozdrażniona ciężką wonią przyprawy, i odeszła od zbiornika.
Korzystając ze sposobności, Edryk wsunął pigułkę melanżu do ust.
„Żre, wdycha i, ani chybi, pije przyprawę” – odnotował Scytale w pamięci. I nic dziwnego, gdyż przyprawa potęgowała siłę jasnowidzenia, umożliwiając sternikowi prowadzenie liniowca Gildii z nadświetlną prędkością przez bezmiar wszechświata. Dzięki przyprawowemu objawieniu znajdował w przyszłości statku kurs, który omijał zagrożenia. Teraz Edryk wyczuwał innego rodzaju niebezpieczeństwo, lecz jego jasnowidzące oko być może go nie wypatrzy.
– Sądzę, że przybywając tutaj, popełniłam błąd – powiedziała Irulana.
Obróciwszy się, matka wielebna otworzyła i zamknęła oczy dziwnie gadzim ruchem.
Scytale wskazał Irulanie wzrokiem zbiornik, zapraszając księżną, by podzieliła jego punkt widzenia. Wiedział, że widok Edryka wzbudzi w niej wstręt: bezczelne spojrzenie, wielgachne stopy i łapska powoli wiosłujące w gazowym kłębowisku pomarańczowych wirów. Irulana zastanowi się nad jego zwyczajami seksualnymi i wzdrygnie się na myśl o kopulacji z takim dziwadłem. Nawet generator pola siłowego, wytwarzający Edrykowi namiastkę nieważkości z przestrzeni kosmicznej, rozdzieli ich na dobre.
– Księżno – rzekł maskaradnik – dzięki obecnemu tu Edrykowi proroczy wzrok twego małżonka nie sięga pewnych wydarzeń, łącznie z niniejszym… mam nadzieję.
– Mam nadzieję – powtórzyła Irulana.
Nie otwierając oczu, matka wielebna skinęła głową.
– Zjawisko jasnowidzenia jest słabo znane nawet przez samych jasnowidzów – powiedziała.
– Jako nawigator Gildii mam pełną moc – oświadczył Edryk.
Matka wielebna otworzyła oczy. Tym razem spojrzała na maskaradnika z owym szczególnym natężeniem typowym dla Bene Gesserit. Ważyła najdrobniejsze szczegóły.
– Nie, matko wielebna – rzekł cicho Scytale. – Nie jestem taki głupi, na jakiego wyglądam.
– Nie rozumiemy mocy jasnowidzenia – powiedziała Irulana. – W tym sęk. Edryk twierdzi, że mój mąż nie widzi, nie wie ani nie przewiduje tego, co się dzieje w zasięgu oddziaływania nawigatora. Tylko jak wielki jest ten zasięg?
– Są na świecie sprawy i ludzie, których poznaję tylko po skutkach – oznajmił Edryk przez ściśnięte rybie wargi. – Wiem, że byli tu… tam… lub tam. Tak jak wodne zwierzęta pozostawiają po swoim przejściu zakłócenia toni, tak jasnowidz zakłóca czas. Widzę, gdzie twój małżonek był, ale nigdy nie widziałem jego samego ani jego zaufanych zwolenników. To rodzaj ukrycia, jakie mistrz jasnowidzenia daje swoim ludziom.
– Irulana nie jest twoja – rzekł maskaradnik i spojrzał z ukosa na księżną.
– Wszyscy wiemy, dlaczego musimy konspirować tylko w mojej obecności – stwierdził Edryk.
– Najwyraźniej przydajesz się do czegoś – powiedziała Irulana z modulacją stosowaną przy opisywaniu urządzenia.
„Już widzi, do czego on służy – pomyślał Scytale. – Świetnie!”
– Przyszłość sama się nie kształtuje – rzekł. – Miej to na uwadze, księżno.
Irulana popatrzyła na Tleilaxanina.
– Zaufani zwolennicy Paula – powiedziała. – Tak więc pod jego płaszczem ukrywają się wybrani fremeńscy legioniści. Widziałam, jak porywa ich proroczą wizją, słyszałam, jak z uwielbieniem wiwatują swojemu Mahdiemu, swojemu Muad’Dibowi.
„Świta jej w głowie – pomyślał Scytale – że przechodzi ostateczną próbę, w wyniku której ocaleje albo zginie. Widzi pułapkę, jaką na nią zastawiliśmy”.
Pochwyciwszy spojrzenie matki wielebnej, zyskał dziwną pewność, że myślą o tym samym. Bene Gesserit, rzecz jasna, doinformowały księżną, uzbroiły ją w wiedzę pozwalającą kłamać. Zawsze jednak przychodzi chwila, kiedy Bene Gesserit musi zawierzyć własnemu instynktowi i wyszkoleniu.
– Księżno, wiem, czego najgoręcej pragniesz od Imperatora – powiedział Edryk.
– A kto tego nie wie? – odparła Irulana.
– Pragniesz być założycielką królewskiej dynastii. – Edryk puścił jej odpowiedź mimo uszu. – Jeśli nie przystaniesz do nas, to się nigdy nie zdarzy. Ręczę słowem jasnowidza. Imperator poślubił cię z powodów politycznych, lecz nigdy nie będziesz dzielić z nim łoża.
– Znalazł się prorok podglądacz. – Irulana uśmiechnęła się szyderczo.
– Imperator jest bardziej mężem swojej fremeńskiej konkubiny niż twoim! – wycedził Edryk.
– A ona nie daje mu następcy – stwierdziła Irulana.
– Rozum pierwszy pada ofiarą gwałtownych emocji – mruknął Scytale. Wyczuwał gniew ogarniający księżną, ujrzał jednak, że jego ostrzeżenie odnosi skutek.
– Nie daje mu następcy – głos Irulany trzymał miarę pozornego spokoju – bo ukradkiem aplikuję jej środek antykoncepcyjny. Czy to wyznanie wam wystarczy?
– To coś, czego Imperator nie powinien wykryć – rzekł Edryk z uśmiechem.
– Mam dla niego kłamstwa na podorędziu – powiedziała Irulana. – Co z tego, że ma zmysł prawdy, skoro niektóre kłamstwa łatwiej przełknąć niż prawdę.
– Dokonaj wyboru, księżno – rzekł Scytale – tylko weź pod uwagę, co cię chroni.
– Paul traktuje mnie przyzwoicie. Zasiadam w jego radzie.
– Czy jako księżna małżonka w ciągu dwunastu lat zaznałaś z jego strony choć odrobinę czułości? – zapytał Tleilaxanin.
Pokręciła