Скачать книгу

Potem z chrobotaniem jakby zardzewiałej maszynerii i przenikliwym bólem znów podejmuje pracę. Bezładnie. Skacze to w tę, to w tamtą stronę. Gwałtownie rzuca się na boki i zwalnia. Ostatecznie trzepocze jeszcze szybciej, jak ptak schwytany w sidła…

      – Tracimy ją – rozlega się fachowa informacja, a elektrokardiograf Holtera wydaje ostrzegawczy sygnał.

      – Odchodzi. Puls nitkowaty. Brak pulsu. Reanimacja krążeniowo-oddechowa.

      – Adrenalina. Dawać!

      – Defibrylacja elektryczna. Już!

      – Nie pozwólcie jej umrzeć! – Podenerwowany, pełen bólu bas wyróżnia się wśród oziębłej wymiany zdań specjalistów. – Zapłacę każde pieniądze! Ozłocę was! Tylko ją uratujcie! Darin! Ja habibti5

      Kiedy bezgłośny helikopter Black Howk startuje z tarasu hotelu Corynthia, w apartamencie lidera libijskiej partii pojednania i przyszłego prezydenta Muhamada Arabi Muntasira pozostają tylko trupy, napastnicy, sam przywódca oraz Musa Kusa6, as wywiadu byłej Dżamahirijji7.

      – I jak teraz nam zaśpiewasz, mój ty gagatku? – Starzec ze złośliwym wyrazem twarzy lustruje swojego byłego protegowanego. – Trzeba jednak było tańczyć tak, jak ci zagrałem. Trochę dłużej byś pożył.

      Jasem rzuca się w kierunku sponsora, lecz łańcuchy na kostkach u nóg oraz nadgarstkach hamują jego ruchy. Pada jak kłoda na dywanową wykładzinę. Spoziera spod oka na leżące nieopodal niego dziecko. Malec delikatnie jak króliczek porusza chrapkami nosa, uchyla swoje jak malowane usteczka, które teraz powlekł fiolet, kolor śmierci. Maleńkie, cudnie wykrojone wargi pokrywa spieniona biała ślina podbarwiona żywą czerwienią krwi. Poruszają się, prawie niewidocznie, ale delikatnie drgają.

      – Mam w dupie ten twój kraj mlekiem i miodem płynący! Mam gdzieś twój raj! – charczy terrorysta. – Mój syn żyje! Ratujcie go, proszę! Błagam!

      Zakamuflowany libijski patriota Mohamed Zintani ściąga kominiarkę i rzuca się w kierunku chłopczyka.

      – Dawać nosze. Dzwonić po ratowników. Nasz maluszek wróci jeszcze w góry do babci Blanki. Niewinne ofiary nie podobają się Allahowi – wygłasza sentencję, wyrzucając ramiona w stronę nieba.

      Dziecko błyskawicznie zostaje zabrane z miejsca kaźni. Na zewnątrz słychać pojedyncze niewyraźne słowa ratowników medycznych i lekarza, próbujących zatrzymać życie uchodzące z malca.

      Dwóch osiłków bierze Jasema pod pachy i stawia go do pionu. Musa Kusa podchodzi do niego i lustruje jego twarz, chcąc znaleźć w niej oznaki lęku, załamania czy przynajmniej apatii. Nie widzi jednak żadnego z tych uczuć, nie mówiąc o rozpaczy, która zalałaby w takiej chwili najtwardsze serce.

      – Zgnijesz w lochach. Kara śmierci dla takiego typa to za mało. To wybawienie dla oszołomów twojego pokroju – warczy starzec, zaciskając z wściekłości zęby. – Nie pozwolimy ci zostać szahidem8. Gówno, a nie siedemdziesiąt dwie hurysy9! Czeka cię jedno wielkie bezterminowe szambo! Żaden raj, żadne radości. Będziesz jeszcze długie lata gnił w naszym libijskim pierdlu. Nigdzie cię nie oddamy. Żaden międzynarodowy trybunał. My potrafimy takim skurwysynom najlepiej wymierzyć sprawiedliwość i przypalić jaja.

      – Ale co wy teraz, dziadku, zrobicie? – Jasem, ciągnięty brutalnie do wyjścia, podśmiechuje się z organizatorów puczu. – Kto pokieruje tym waszym rynsztokiem? Czekają was kolejne długie lata bezkrólewia!

      – Nawet się nie spodziewasz, jakiego asa mamy w rękawie. – Musa błyskawicznie się rozchmurza. – Specjalnie wstawimy ci do celi telewizor, żebyś mógł śledzić bieżące wydarzenia.

      – Kolejną wojnę domową? Bez premiera, prezydenta, rządu? Bez państwowego wojska i regularnej policji, a jedynie z bojówkami, które niedługo nie będą miały z kim wojować i kogo mordować?

      – Libia została oczyszczona z większości szumowin i teraz naród wybierze już bez wahania tego, kto od samego początku był mu pisany.

      – Któż to taki? – Jasem marszczy brwi, bo nikt nie przychodzi mu na myśl.

      Po chwili jakieś nieoczekiwane skojarzenie, nagła reminiscencja rozbłyska w jego pamięci. Mężczyzna robi wielkie oczy ze zdumienia. Na jego twarzy maluje się cała gama uczuć: złość i nienawiść, furia i gniew, ale przede wszystkim nieopisany szok. To niemożliwe! Nie chce uwierzyć. Niesłychane, że nie zauważyłem!, powtarza sobie, kiedy ostatecznie zostaje wywleczony na zewnątrz. To nie do pomyślenia! Drzwi policyjnej furgonetki zamykają się z trzaskiem za największym międzynarodowym zbrodniarzem w ostatnim dziesięcioleciu. Wóz rusza z piskiem opon i kieruje się do niedawno odnowionego i ponownie sukcesywnie zaludnianego trypolitańskiego więzienia, byłego i przyszłego miejsca kaźni tysięcy ofiar. Do Abu Salim.

      Jasem podnosi ponury wzrok na uzbrojonych strażników siedzących z nim noga w nogę. Serce zaczyna mu szybciej bić. Przez otwór jednej z kominiarek patrzą na niego czarne jak smoła oczy Abdula. Jego druha. Kompana z Rakki. Allah jest wielki.

      – Allahu akbar10 – mruczy pod nosem zadowolony dżihadysta.

      Karty nadal są w grze. Przychodzi czas na następne rozdanie.

      PAN I WŁADCA

      OPIEKUN POKRZYWDZONYCH KOBIET

      Hamid Binladen przechodzi rękawem samolotu i bezpardonowo wparowuje do środka wielkiej maszyny. Zbliża się do stewardesy, pokazuje jej legitymację i szepcze coś na ucho.

      – Ze względów bezpieczeństwa wszyscy pasażerowie proszeni są o pozostanie na swoich miejscach – ogłasza pracownica Emirates. – Urząd bezpieczeństwa musi przeprowadzić kontrolę.

      Najpierw słychać szum niezadowolonych głosów, a później zapada martwa cisza. Wszyscy zastanawiają się, czy w samolocie jest bomba czy terrorysta. Czy bezpieka szuka kolejnego ukrywającego się dysydenta, którego mają zamiar aresztować lub zabić? W klasie ekonomicznej zakwefiona11 kobieta nieśmiało podnosi wzrok. Jej smutne spojrzenie się rozjaśnia, kiedy widzi przystojną twarz Hamida Binladena, ubranego w strój urzędowy saudyjskich służb specjalnych – białą tobę12 oraz kuloodporną kamizelkę z przełożonym przez pierś karabinem maszynowym. Wszyscy, którzy widzą jego i dwóch podążających za nim towarzyszy, wstrzymują oddech i prawie szczękają zębami ze strachu, a tylko jedna jedyna Saudyjka drży z radości, a serce chce jej wyskoczyć z piersi. Kobieta wstaje.

      – Said13 Binladen.

      – Saida14 Fatima?

      – Ajwa15.

      – Banat16? – Pokazuje palcem na jej córki.

      – Ajwa.

      – Imszi17.

      Niezatrzymywani przez nikogo wychodzą z samolotu. Gęsiego za mężczyzną podążają w pełni zakwefiona kobieta w średnim wieku i jej trzy córki, które zakrywają szczupłe ciała czarnymi abajami18, lecz ich włosy osłaniają tylko kolorowe

Скачать книгу


<p>5</p>

Ja habibti (arabski) – Moja kochana, moja droga (wołacz).

<p>6</p>

Patrz: Indeks nazwisk.

<p>7</p>

Dżamahirijja (arabski) – państwo ludu. Pełna oficjalna nazwa państwa do czasu obalenia rządu Kaddafiego to Wielka Arabska Libijska Dżamahirijja Ludowo-Socjalistyczna. Ustrój polityczny Libii miał charakter republikański. Było to połączenie arabskiego socjalizmu i politycznego islamu.

<p>8</p>

Szahid (arabski) – męczennik.

<p>9</p>

Hurysy (arabski) – wiecznie młode i piękne dziewice w koranicznym raju, kobiety idealne, mające po 33 lata, duchowo i cieleśnie nieskazitelne, stanowią jedną z nagród dla zbawionych wiernych. Każdy muzułmanin w ogrodzie Dżenna może mieć 72 hurysy.

<p>10</p>

Allahu akbar! (arabski) – Allah jest największy! Bóg jest wielki! Zwrot ten stanowi takbir – muzułmańskie wyznanie wiary; często powtarzane w codziennych sytuacjach życiowych, a przez dżihadystów i fundamentalistów uznane za okrzyk/hasło przy wszystkich niegodnych zbrodniczych czynach.

<p>11</p>

Kwef (francuski – coiffe; czepek, nakrycie głowy) – zasłona na twarz noszona przez muzułmanki. Zakwefiony – szczelnie okryty materiałem.

<p>12</p>

Toba (thoba) (arabski) – rodzaj długiej do ziemi męskiej koszuli, z tradycyjnym kołnierzykiem lub stójką i manszetami, do pasa zapinana na guziki.

<p>13</p>

Said (arabski) – pan.

<p>14</p>

Saida (arabski) – pani.

<p>15</p>

Ajwa (arabski, dialekt) – tak.

<p>16</p>

Bint (arabski) – córka; banat – córki.

<p>17</p>

Imszi (arabski, dialekt) – iść; idziemy.

<p>18</p>

Abaja (arabski) – wierzchnie tradycyjne okrycie w krajach muzułmańskich; szeroki, luźny płaszcz noszony przez kobiety i mężczyzn.