Скачать книгу

że nazywa się Marta Jesionek.

      – I co? Wyszła sobie tak po prostu?

      – Tak. I nasza czwórka najbliższych przyjaciół nie wie kiedy – podniosła głos, widząc, że Stassberg chce coś wtrącić. – Ta Jesionek poznała ich nad ranem. I Lutyński zaproponował, żeby dołączyła do grupy, aby imprezować podczas zaćmienia słońca. A kiedy weszli do mieszkania, zrobiło się małe zamieszanie. Sara Kosowska, jej brat i Karolina Moskal wyszli na taras, a Lutyński z Borewiczem pozostali w kuchni, przyrządzając kawę mrożoną.

      – Równouprawnienie – skomentował.

      Spojrzała na niego uważnie. Maciej całe życie był rasowym, wręcz znerwicowanym sztywniakiem, a teraz, w obliczu trudnej sprawy, zmienił się w luzaka. Szkoda, że nie mógł taki być w życiu prywatnym. Gdyby przynajmniej jedno z nich było mniej spięte, ich związek miałby większe szanse. W ogóle jej się nie podobał ten nowy Stassberg i nie przewidywała, że długo się utrzyma. A gdzieś z tyłu głowy miała nadzieję, że w ten nastrój wprawił go obiecany awans, a nie sukcesy w życiu prywatnym. Na to było dla niej jeszcze za wcześnie.

      – Podobno Lutyński specjalizował się w robieniu frappé – powiedziała. – A Borewicz chciał mu pomóc.

      – Gdzie przebywała wtedy Marta Jesionek?

      – No właśnie nie wiemy.

      – A czy to ma znaczenie? Nawet nie wiadomo, czy to ta kawa, może narkotyki…

      – Kawa – powiedziała Warwiłow z naciskiem. – W laboratorium mówią, że coś tam jest, i zjem własną odznakę, jeśli znalazło się tam przypadkiem.

      – Dobra, Nina. Ale nawet jeśli okaże się, że frappé była zatruta, to tylko Borewicz z Lutyńskim mieli do niej dostęp.

      – W tym problem, Maciek. Oni opuścili mieszkanie w trakcie przyrządzania kawy, wyszli do sklepu po lód. I widziałeś ten apartament, jest gigantyczny. Jesionek nie było na tarasie według zeznań Kosowskiego i Moskal. Mogła zniknąć w którymś pokoju, a wyjść z niego, kiedy Borewicz z Lutyńskim opuścili mieszkanie, i zrobić z tą kawą to, co chciała. Przypuszczam, że wszyscy robili sporo hałasu. Poza tym ta dziewczyna zwiała. Dlaczego?

      – Może dlatego, że znaleziono trupa.

      – Maciek, chyba nie słuchasz mnie zbyt uważnie – zirytowała się.

      – Jak ty się do mnie odnosisz? – zapytał, jeszcze niby rozbawiony.

      – Jak do głuchego z wyboru. Posłuchaj, ostatni raz wszyscy widzieli tę Jesionek, kiedy dzielili się na grupy. I nie było jej przy znalezieniu zwłok, co oznacza, że nie widziała martwej Sary Kosowskiej. A jednak w którymś momencie uciekła z mieszkania. Dlaczego?

      Stassberg poczerwieniał, ale cieszyła się, że w końcu udało jej się go poruszyć, nawet jeśli musiała w tym celu uderzyć w jego ego. Lubił perorować, że ego jest przekleństwem człowieka, a sam miał zbyt silną relację z samym sobą. Czekała, aż coś powie.

      – Nina, czyli nie ma pewności, że w kawie…

      – Nie, czekam na wyniki badań, już mówiłam – weszła mu w słowo. – Ale wiem, że jest, i goście z laboratorium twierdzą, że coś tam pływa, co nie jest kawą, mlekiem, wodą ani cukrem. Do czego więc dążysz?

      – Może Sarę Kosowską zabiła mieszanka? Alkohol, narkotyki, których nie możemy przecież odrzucić. Do tego ewentualnie jakieś leki, wszyscy teraz coś przyjmują…

      – Na tym etapie to niewykluczone, ale Kosowska straciła przytomność od razu po wypiciu frappé – powiedziała. – I wszyscy wiedzieli, że piła kawę tylko w tym kubku z owcą, Jesionek też mogła to usłyszeć. Nie wiem, jak miałaby nie słyszeć. Lutyński obudziłby swoim głosem umarłego.

      – Jeśli to ta Marta Jesionek, to imponująco szybko wykorzystała przychylne okoliczności. Nie mówiąc o tym, że musiała być przygotowana – zauważył Stassberg. – Ale zostawmy to na razie i przejdźmy do motywu.

      Przełknęła ślinę.

      – W tym momencie mamy zbrodnię nienawiści.

      – W statystykach to rzadkość. – Stassberg się skrzywił.

      – Ale się zdarza i przecież powiedziałam, że teraz. Może odkryjemy coś więcej. I potwierdziliśmy to u rodziców Jesionek. Dziewczyna była aspołeczna, z rysem socjopatycznym. Rosło w niej poczucie, że innym wiedzie się lepiej. Bez powodzenia próbowała swoich sił w aktorstwie. A Sara Kosowska, sam wiesz. Jak każda gwiazda była aktywna i popularna w mediach i na portalach społecznościowych. Autokreacja na całego, piękne życie, rano na Seszelach, wieczorem na Bali. U jednych to wzbudza podziw, u innych złość i…

      – Nina – przerwał jej. – Mam do ciebie zaufanie jako do śledczej. I wiem, że rozwiążesz tę sprawę, jeśli pozwolimy ci działać. Więc pytanie jest proste: czego ode mnie potrzebujesz?

      Wpatrywała się w niego chwilę, zanim odpowiedziała:

      – Potrzebuję wystawienia listu gończego za Martą Jesionek.

      Pokiwał głową. Wyglądał, jakby chciał zadać jakieś pytanie.

      – Tak, jestem pewna – powiedziała szybko.

      – Muszę postawić jej zarzuty.

      – Tak.

      – Złożyć wniosek o tymczasowe aresztowanie.

      – Więc zrób to. Nie ma czasu.

      Zamilkł i odetchnął.

      – Czy to wszystko?

      – A mało ci? Maciek, to trzeba zrobić jeszcze dzisiaj.

      – Nie masz nawet wyników badań toksykologicznych.

      – A prasa zaczęła trąbić o szóstej uczestniczce przyjęcia i dziewczyna może już być za granicą.

      – Muszę podzwonić. I zająć czas kilku osób.

      – Poczekam. Mój dzień się jeszcze nie skończył. – Nie wiedziała, jak prorocze okażą się te słowa.

      Stassberg biurokratyzował, a Warwiłow wykorzystała okazję, żeby odrobinę odpocząć. Usiadła na krześle i powoli odpłynęła, w zasadzie parę minut wolnego wystarczało, żeby zaczynała śnić. Po chwili, razem ze Stassbergiem, który był w tym śnie pijany, przeszukiwała szafkę w mieszkaniu swojego ojca, Aleksandra Siergiejewicza. Stassberg coś do niej mówił, ale bełkotał i nie mogła go zrozumieć.

      – Nina, kurde bele, obudź się.

      Otworzyła oczy. Maciek nie wyglądał na zadowolonego.

      – Zrobione, teraz pora na sąd – stwierdził. – Nie przyśpieszysz tego, ale będziesz to miała. Więc może pojedź już do domu. Kiedy ostatnio przespałaś całe osiem godzin?

      – Nigdy nie spałam ośmiu godzin – burknęła.

      – Może powinnaś spróbować. Na przykład w niedzielę.

      – To oznacza, że zajmiesz się Milą od rana?

      – Tak – powiedział.

      – Czyli…

      – Od dziesiątej.

      Skrzywiła się.

      – Ale wrócimy dopiero po południu – dodał szybko. – Cały dzień będziesz mogła odpoczywać.

      – Dobra. Ale to, że mam wolne, przekaż jeszcze Białkowi.

      – Co z nim?

      – A co ma być? – zapytała. – Na maksa chce się wykazać. Wszyscy szepczą, że

Скачать книгу