ТОП просматриваемых книг сайта:
Zachłanny mózg. Sébastien Bohler
Читать онлайн.Название Zachłanny mózg
Год выпуска 0
isbn 9788366380431
Автор произведения Sébastien Bohler
Жанр Биографии и Мемуары
Издательство PDW
Gdyby wielcy decydenci i ekonomiści zapisali się na kurs z kultur bakteryjnych, uświadomiliby sobie, co oznacza nadmierna eksploatacja zasobów na ograniczonym obszarze. Przyroda nie szczędzi nam wymownych przykładów, do czego prowadzi wyczerpywanie zapasów w ekosystemach. Weźmy choćby roztocza dobroczynka gruszowego. Ten mały stawonóg, bywalec sadów i winnic, żywi się głównie innym roztoczem, przędziorkiem owocowcem3. W okresach ekspansji populacji dobroczynka giną wielkie ilości przędziorków, dobroczynki zaś gwałtownie się rozmnażają.
Populacja przędziorka znika, przetrzebiona wskutek uczty. Ponieważ stół dobroczynków świeci pustkami, populacja tych bezkarnych obżartuchów także ulega zagładzie, zgodnie z bezlitosną logiką. Stawonóg nie ma dylematów: jeśli nadarza się okazja do jedzenia, wcina i nie zastanawia się nad tym, co będzie później. Jeżeli nie wykorzysta okazji, zrobią to jego ziomkowie, a wówczas nie zostaną mu nawet okruszki i umrze wcześniej niż inni.
Upadek Akadyjczyków
Można by sądzić, że ludzie mają nieco więcej oleju w głowie. Prawdą jest, że umiemy wybiegać myślą poza teraźniejszość, problemem pozostają jednak ramy czasowe. Posłużmy się przykładem starożytnej cywilizacji. Jakieś 4400 lat temu gospodarka znajdującego się w Mezopotamii Imperium Akadyjskiego zaczęła się spektakularnie rozwijać dzięki irygacji pól i uprawie zbóż koniecznych, by zaspokoić potrzeby rosnącej populacji. W reakcji na wzrost demograficzny inżynierowie imperium musieli zwiększyć eksploatację terenów. Mając na celu podniesienie produkcji rolnej, wykopali kilometry kanałów transportujących wodę z gór. Niestety, system napotkał na przeszkodę: woda wykorzystywana do nawadniania pól w trakcie transportu ulegała zasoleniu4. Z upływem stuleci na gruntach rolnych osadzały się coraz większe ilości soli, tworząc pokłady, które możemy obserwować do dzisiaj.
Archeolodzy twierdzą, że Akadyjczycy byli zmuszeni sięgnąć po odmiany zbóż odporne na wysokie zasolenie. Eksploatacja środowiska pociągnęła za sobą niepożądane skutki, które inżynierom udało się pokonać inną metodą. Jednak nie można opracowywać w nieskończoność coraz bardziej zaawansowanych technologii, aby łagodzić groźne następstwa tych dotychczasowych. Fizjologia roślin uprawnych ma swoje ograniczenia. Kiedy rolnictwo Akadyjczyków przekroczyło punkt krytyczny, ziemia eksploatowana do granic możliwości w ciągu kilku dekad wyjałowiała. Cywilizacja, która zawdzięczała rozkwit pomysłowości rządzących, zaczęła chylić się ku upadkowi. Aż w końcu nastąpił jej kres. Tak jak to się stało z populacją bakterii w próbówce. Oczywiście skala czasu jest nieporównywalna, ale przecież wszystko zależy od punktu odniesienia. Gdyby bowiem zdarzyło się tak, że z odległej planety obserwowaliby nas długowieczni kosmici, bylibyśmy dla nich jak bakterie dogorywające w próbówce.
Wśród cywilizacji upadłych wskutek nadmiernej eksploatacji środowiska zasadę przekroczenia pojemności środowiskowej ilustruje najlepiej cywilizacja Wyspy Wielkanocnej. Wyspę, skrawek ziemi zagubiony na środku Oceanu Spokojnego w odległości prawie 4 tysięcy kilometrów od najbliższego kontynentu, w XII wieku zamieszkiwało około 15 tysięcy osób. Antropolog Jared Diamond w książce Upadek5 opisał, w jaki sposób mieszkańcy wyspy doprowadzili do samozagłady. Polinezyjczycy z Wyspy Wielkanocnej stworzyli rozwiniętą cywilizację opartą na gospodarce leśnej, szkutnictwie i produkcji słynnych dziś posągów wotywnych, które później stały się symbolem tego wymarłego ludu.
Najbardziej pożądany zasób – drewno – występował oczywiście w ograniczonej ilości. Ale wyspiarze się tym nie przejmowali. Gdy zużyli wszystko, co się dało, populacja zaczęła się kurczyć, by spaść w XVIII wieku do marnej liczby 2 tysięcy mieszkańców. Jeśli zestawimy Wyspę Wielkanocną z probówką w laboratorium w Instytucie Pasteura albo mezopotamską megaprobówką sprzed czterech tysięcy lat, to można przyjąć, że mamy tu do czynienia z naczyniem laboratoryjnym średniej wielkości.
Oczywiście największym naczyniem, jakie mamy do dyspozycji, jest Ziemia. W lutym 2018 roku naukowcy z uniwersytetu w Leeds w Wielkiej Brytanii opublikowali wyniki zakrojonego na szeroką skalę badania na temat długu ekologicznego w różnych częściach świata, wskazujące, że większość krajów rozwiniętych regularnie przekracza próg odnawialności zasobów w co najmniej pięciu z siedmiu podstawowych kategorii, jakimi są zużycie wody, fosforu, azotu i gleb, ślad ekologiczny, zużycie zasobów materialnych oraz emisja dwutlenku węgla6. W zamian państwa te gwarantują swoim obywatelom pewne przywileje, przede wszystkim dostęp do wody i pożywienia, centralne ogrzewanie czy służbę zdrowia, ale również „usługi” nie pierwszej potrzeby, takie jak szybkobieżny transport, szerokopasmowy Internet czy ogólnodostępna telefonia. Badanie wskazuje na naszą niezdolność do odróżnienia życiowych potrzeb zaspokajanych w wyniku eksploatacji zasobów od wygodnictwa, będącego w dużej mierze przyczyną długu ekologicznego. Warto wspomnieć, że niektóre kraje rozwijające się przekraczają próg tolerancji, mimo że nie zaspokajają elementarnych potrzeb swoich mieszkańców.
Nadmierna eksploatacja prowadzi do wyczerpywania zasobów naturalnych, ale na tym problem się nie kończy. Pociąga ona też za sobą groźną w skutkach zmianę klimatu. Globalne ocieplenie jest kolejną daniną płaconą za postęp techniczny, który pozwolił milionom osób zaspokoić nie tylko potrzeby, ale również zachcianki, zapewniając komfort, dietę mięsną, nowe środki transportu, nowe rozrywki, nowe sprzęty AGD. Wraz z rewolucją przemysłową, która wybuchła w XIX wieku, ludzkość zaczęła masowo korzystać z paliw kopalnych – węgla i ropy – opierając na nich każdy aspekt gospodarki. Wspomniane tu węglowodory to nic innego jak tysiące pokoleń lasów przeobrażonych na przestrzeni milionów lat w podziemny magazyn zawierający miliardy ton węgla. Spalając je, gwałtownie wtłoczyliśmy cały ten węgiel w atmosferę. Podpaliliśmy ogień pod gigantycznym szybkowarem, w którym ciśnienie ciągle rośnie. Problem w tym, że wzrost produkcji dwutlenku węgla jest jeszcze szybszy niż wzrost populacji, ponieważ wskaźnik jego emisji liczony na mieszkańca także rośnie. Wszyscy znamy skutki tego procesu, ale nie robimy nic, by go powstrzymać. Po każdym szczycie klimatycznym zwiększa się produkcja CO2. Tak było po szczycie w Rio w 1992 roku, w Kioto w 1997, w Kopenhadze w 2009 i w Paryżu w roku 2015. Obecnie przemysł, transport, rolnictwo i sektor energetyczny – wielka czwórka głównych trucicieli – emitują do atmosfery osiem razy więcej szkodliwych substancji niż w 1950 roku7.
W 2017 roku emisja gazów cieplarnianych wzrosła o 2 procent, co stało w całkowitej sprzeczności z deklarowanymi celami paryskiego porozumienia8. Już dzisiaj widać, jak nasza bierność wpłynie na światową równowagę demograficzną i ekologiczną. Szacuje się, że około 2100 roku temperatury wzrosną o trzy, być może nawet o cztery stopnie. Obserwatorzy z CNRS (Centre National de la Recherche Scientifique, Krajowe Centrum ds. Badań Naukowych) oraz uniwersytetów w Nowym Jorku i Kalifornii9, a także z innych dużych ośrodków badawczych przeprowadzili symulacje, z których wynika, że poziom mórz podniesie się o kilka metrów. W 2018 roku na kole podbiegunowym odnotowano temperaturę 34 stopni Celsjusza10. Tak czy inaczej, pod wodą znajdą się setki kilometrów wybrzeży w Europie, Ameryce Północnej i Azji Południowo-Wschodniej, co będzie prowadziło do masowej migracji i sporów o ziemię. Przed koniecznością przymusowej przeprowadzki stanie 85 milionów Chińczyków, 32 miliony Wietnamczyków, 28 milionów Hindusów, 21 milionów Japończyków, 17 milionów Amerykanów i dwie trzecie Holendrów11. Jednocześnie na południe od nas, w Afryce, następuje najszybszy na świecie wzrost demograficzny, a skutki ocieplenia klimatycznego są tam najbardziej odczuwalne. Tysiące hektarów tamtejszych