Скачать книгу

otworzył piwo i usiadł przy stole.

      – Mówisz, że są w Nólsoyarfjørður?

      – Aha.

      – Jeśli mijają przylądek Kirkubønes, to nie będą mieli zasięgu. Tamto miejsce to prawdziwa czarna dziura.

      Ann-Mari milczała przez moment i Olsen poczuł na ciele nieprzyjemne ciarki. Właściwie nie było powodu do niepokoju. Prom miał opóźnienie, co się zdarzało, szczególnie w zimie. Cała podróż w styczniu zajmowała znacznie więcej czasu niż w szczycie sezonu, należało się liczyć z niewielkimi kłopotami.

      A mimo to coś nieprzyjemnego szarpnęło jego wyobraźnią.

      – To niecodzienne – odezwała się w końcu córka.

      – Czy ja wiem? To pierwszy rejs Horisont Færger, wszyscy spodziewali się drobnych komplikacji.

      – Mam na myśli to, że prom zatrzymał się akurat w tym konkretnym miejscu.

      – Przypadek.

      – Dość podejrzany. Duża jest ta czarna dziura?

      Hallbjørn namyślał się przez chwilę. Dawno nie płynął na kontynent, ale swego czasu często robił kursy na pokładzie Smyril Line. O ile go pamięć nie myliła, zasięg znikał tylko na moment.

      – Nieduża – odparł. – Tym bardziej nie ma się czym przejmować.

      – Nie?

      – Gdyby ktoś chciał umyślnie zatrzymać tam statek, musiałby wykazać się najwyższą precyzją.

      – Ale to możliwe?

      – Wszystko jest możliwe.

      Zabrzmiało to złowróżbnie. Hallbjørn spojrzał na miejsce, gdzie kiedyś stał telewizor. Jeśli kiedykolwiek żałował, że nie nabył nowego, to właśnie teraz. I właśnie teraz na dobrą sprawę uświadomił sobie, że jest odcięty od świata.

      Po odsiadce w duńskim zakładzie karnym nie kupił ani radia, ani laptopa. Zaszył się w swoich czterech kątach, być może wychodząc z założenia, że na zewnątrz nie czeka na niego nic dobrego.

      Jakby ten fakt potrzebował przypieczętowania, Olsen zapuścił gęstą brodę i nieco dłuższe włosy. Będąc w armii, zawsze nosił krótką fryzurę, w więzieniu golił głowę na łyso. Z jakiegoś powodu zmiana wydawała się adekwatna, a oprócz tego nie przeszkadzała Katrine. Przeciwnie, jego partnerka twierdziła, że Hallbjørn wygląda teraz jak jasnowłosy wiking.

      – Powiedzieli coś jeszcze? – spytał.

      – Nie. Ale pokazują obraz z Tórshavn.

      – Widać coś?

      – Niespecjalnie. Nad Nólsoyarfjørður wisi mgła. Reporter właśnie mówi, że wóz transmisyjny podjedzie do Argir, może stamtąd będzie lepiej widać.

      Dotarcie ze stolicy do tej miejscowości zajmowało najwyżej kwadrans. Hallbjørnowi przeszło przez myśl, że w tym czasie mógłby podjechać na Heygaganesgøta, gdzie mieszkała Erna. Szybko jednak odrzucił tę możliwość. Było wiele innych miejsc, w których mógł zobaczyć relację i byłby mile widziany.

      – Hal?

      – Na pewno wszystko jest w porządku.

      – A jednak milczysz. To nigdy nie jest dobry znak.

      – Po prostu się zastanawiam.

      Popatrzył na piwo, zawahał się, a potem opróżnił niewielką butelkę jednym haustem. Szybko wyszedł z domu, dopiero przy swoim starym volvie uświadamiając sobie, że Ann-Mari sama przez kilka chwil się nie odzywała. I jeśliby ktoś go pytał, to dopiero był zły omen.

      – Podali więcej informacji – powiedziała, gdy usiadł za kółkiem.

      – To znaczy?

      – Podobno tuż przed tym, jak Morgenrøde się zatrzymał, rozległ się sygnał dźwiękowy.

      – Syrena ze statku?

      – Tak twierdzi jeden z mieszkańców pobliskiej wioski. Ale nie wiedzą, co to oznacza.

      Zapewne nic dobrego, uznał Hallbjørn. Uruchomił silnik, a potem zawrócił i z wolna skierował się zboczem ku Ovari Vegur. Kusiło go, by przyspieszyć, ale doskonale wiedział, że wystarczy chwila nieuwagi lub pech, a samochód potoczy się w dół. Mimo że na bieżąco odśnieżano i posypywano jezdnie solą, warunki na drogach pozostawiały wiele do życzenia. Starsi Farerowie twierdzili nawet, że zanosi się na zimę stulecia – i że mieszkańcy archipelagu przekonają się o tym już w nadchodzących dniach.

      – Wiadomo coś jeszcze?

      – Coraz więcej. Z Tórshavn wypłynęła już jednostka MRCC – poinformowała Ann-Mari. – Ale wątpię, żeby straż przybrzeżna cokolwiek pomogła.

      Olsen milczał, skupiając się na drodze.

      – Nawet jeśli doszło do awarii, ten mały kuter nie podholuje przecież takiego giganta – ciągnęła Ann-Mari. – Mówili, że sam ładunek Morgenrøde waży dobre trzy tysiące ton.

      Ann-Mari relacjonowała jeszcze przez chwilę wiadomości z mediów. Hallbjørn bacznie się przysłuchiwał, choć zdawał sobie sprawę, że na tym etapie to jedynie spekulacje. Czymś trzeba było wypełnić czas antenowy.

      Konkrety pojawią się dopiero, gdy straż przybrzeżna nawiąże kontakt ze statkiem.

      Po chwili minął rzekę Fossę i zaparkował przy domu swojego przyjaciela, Jóhana Bærentsena. Wysiadł z auta, nie rozłączając się z córką, a potem zapukał do drzwi. Nie czekał na odpowiedź, od razu pociągnął za klamkę.

      Drzwi były zamknięte, co na Farojach stanowiło odstępstwo od normy. Na palcach jednej ręki można było policzyć domy, których właściciele w ogóle decydowali się na zamontowanie zamków.

      – Który dziś? – spytał Hallbjørn.

      – Czternasty.

      A zatem wszystko jasne. Jóhan Bærentsen wybrał się na kontynent, aby uzupełnić zapasy towarów, które oferował mieszkańcom Vestmanny po okazyjnych cenach. Zaopatrywał miasteczko właściwie we wszystko – od najnowszych urządzeń z logo nadgryzionego jabłka po najmodniejszą bieliznę marki Change, duńskiej sieci, która powoli podbijała kolejne rynki.

      Część rzeczy składował w domu, dlatego należał do tych nielicznych, którzy zamykali drzwi. Olsen zaklął pod nosem i wrócił do samochodu.

      – Erna w domu? – zapytał Ann-Mari.

      – Nie.

      – A Signar?

      – Jest. Ogląda transmisję w salonie.

      Obecność partnera kuzynki wykluczała złożenie wizyty Ann-Mari. Przy kilku ostatnich spotkaniach z Signarem dochodziło do coraz większych scysji, a ostatecznie wszystko sprowadziło się do bijatyki. Hallbjørn nie był zadowolony z tego, jak się wówczas zachował, ale na swoje usprawiedliwienie miał to, że próbował zobaczyć się z córką.

      Wracając myślami do tamtych chwil, miał wrażenie, że teraz stał się innym człowiekiem. Wtedy był gotów na wszystko, kierował się impulsem i podejmował pochopne, nieprzemyślane decyzje.

      Teraz było inaczej. A przynajmniej tak mu się wydawało.

      Wsiadł do samochodu, zapuścił silnik, a potem wcisnął gaz do dechy. Koła zabuksowały na oblodzonym podjeździe, ale po chwili volvo ruszyło naprzód. Hallbjørn skierował się ku wyjazdowi z miasteczka.

      Nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie, nie wiedząc, co się dzieje z Katrine.

      – Mówią, że straż podpłynęła do promu.

      – I?

      – Statek

Скачать книгу