Скачать книгу

tle>Zofia StaneckaRYCERZEM BYĆJAK UBRAĆ SIĘ I ZACHOWAĆ W RÓŻNYCH SYTUACJACHSagaRycerzem być – Jak ubrać się i zachować w różnych sytuacjachCopyright © 2016, 2019 Zofia Stanecka i SAGA EgmontWszystkie prawa zastrzeżoneISBN: 97887261280311. Wydanie w formie e-booka, 2019Format: EPUB 2.0Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autoraSAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

      Rozdział 1

      Wyjście do szkoły

      Budzik wydzwonił siódmą. Marcel spał. Śnił o tym, że jest rycerzem. We śnie miał błyszczącą zbroję i wiernego rumaka. Galopował na nim od zamku do zamku i taki był dzielny, że nikt nie mógł go zwyciężyć, i…

      – Marcel, wstawaj! – Głos mamy brutalnie zburzył piękną wizję. – Czas do szkoły.

      O nie! Tylko nie to! Nie teraz, kiedy tak pięknie mu się śni, poduszka jest taka miękka, a kocyk taki cieplutki.

      – Nie udawaj, że nie słyszysz. – Mama zajrzała pod koc.

      Marcel otworzył jedno oko.

      – Dlaczego muszę iść do szkoły? – spytał.

      – Bo to jest twój obowiązek.

      – Ale ja jestem rycerzem!

      – W takim razie zerwij się prężnie, jak przystało na dzielnego woja – powiedziała mama dziarskim głosem.

      Marcel schował twarz w poduszkę.

      – Czy mogę zostać w domu? – wymamrotał. – Okropnie boli mnie… kolano. Nie… głowa. To znaczy…

      – Oj, Marcel, Marcel… – przerwała mu mama. – Widziałeś kiedyś rycerza, który miga się od obowiązków?

      – Widziałem. We śnie – powiedział Marcel. I zasnął.

      Mama stała przy nim chwilę, a potem poszła po tatę.

      Tata spał. Mama pochyliła się nad nim i pocałowała go w czoło.

      – Obudź się, Grześku, potrzebuję twojej pomocy przy budzeniu naszego syna – poprosiła.

      – Mhm… – Tata otworzył oko. Potem drugie. Przyjrzał się mamie. A potem wstał i poczłapał do pokoju Marcela.

      – Wstawaj, synu – powiedział mocnym, stanowczym głosem. W odpowiedzi usłyszał posapywanie. Podszedł bliżej i… położył się. Tak tylko, na małą chwileczkę.

      Kwadrans później do pokoju Marcela zajrzała mama. Zastała tatę i synka wtulonych w siebie i pomrukujących zgodnie przez sen. Podeszła do łóżka i połaskotała dwie wystające spod koca stopy: większą i mniejszą.

      – Pobudka! – zawołała.

      Dwie głowy poderwały się z poduszki, a dwie pary zaspanych oczu rozejrzały się nieprzytomnie po pokoju.

      – Która godzina? – spytał tata.

      – Siódma dwadzieścia.

      – No tak… – Tata westchnął. – Obawiam się, że jednak trzeba wstać.

      Do kuchni poszli w piżamach. Tata nalał sobie kawę, mamie ziółka, a dla Marcela przyrządził kakao. Posmarował też bułki twarożkiem i usiadł przy stole. Mama poszła na chwilę do łazienki. Kiedy wróciła, Marcel i tata spali – z głowami opartymi o stół.

      – No pięknie! – powiedziała. – W brzuchu mam śpiącą królewnę, a w kuchni dwóch śpiących rycerzy!

      Chwilę trwało, zanim udało jej się ich dobudzić. A potem nie było już na nic czasu. Trzeba było założyć zbroje: tata – garnitur, a Marcel – granatowe spodnie i szkolny sweter, i wybiegać z domu.

      – Dlaczego tak trudno jest wstawać w poniedziałek? – spytał Marcel, gdy biegli w stronę szkolnej furtki.

      – Może dlatego, że czasem zamiast rycerzem miło by było zostać niedźwiedziem – odpowiedział tata. Chwilę milczał, a później dodał: – Myślę też, że ranne wstawanie wymaga wielkiej rycerskiej odwagi, przełamania siebie i wierności podjętym obowiązkom.

      – Czy to oznacza, że byliśmy dziś rano bardzo dzielni? – upewnił się Marcel.

      – Szaleńczo – potwierdził tata.

      – Jak rycerze?

      – Najprawdziwsi.

      – To dobrze. – Marcel uśmiechnął się. – Bo w takim razie zasłużyliśmy na nagrodę. Może pójdziemy dziś na lody?

Ilustracja

      Rozdział 2

      Mecz

Ilustracja

      Marcel snuł się po domu, podjadał kabanosy z lodówki i krążył wokół leżących na biurku zeszytów.

      – Zmierz się z tym wreszcie, rycerzu – powiedział tata.

      – Rycerze rysowali szlaczki? – zainteresował się Marcel.

      – Szlaczków nie rysowali, ale od razu wykonywali powierzone im zadania.

      – Wszyscy? Nie było leniwych rycerzy?

      Tata westchnął.

      – Obawiam się, że byli. W końcu rycerz to po prostu człowiek. Jednak nawet ci trochę leniwi mogli nad sobą pracować. Na przykład systematycznie ćwiczyć.

      – Gracjan ćwiczy kopanie piłki, bo chce zostać piłkarzem.

      – Zauważyłem. – Tata uśmiechnął się. – Ile razy go widzę, ma na sobie strój piłkarski. Czy chodzi w nim nawet do szkoły?

      – Mhm… – potwierdził Marcel i zamyślił się. – Czy mogę wziąć do szkoły miecz? – spytał po chwili. – Muszę ćwiczyć bycie rycerzem.

      – Na razie poćwicz wywiązywanie się z obowiązków – poprosił tata. – A w przyszłym tygodniu popatrzysz z Gracjanem, jak ćwiczą inni. Zabieram was na mecz!

      W dniu meczu Gracjan przyszedł do Marcela ubrany w strój piłkarski i szalik klubowy. W ręku trzymał zrobiony z prześcieradła transparent, a na policzkach miał wymalowane symbole ukochanego klubu.

      – Ole, ole! Mój klub najlepszy jest! – zaśpiewał od progu i wkopał leżący w przedpokoju but pod szafkę. – Gol! – zawołał triumfalnie.

      Tata zaproponował mu, żeby poćwiczył wyciąganie buta spod bramki, a Marcel w tym czasie pobiegł do pokoju po hełm i miecz. On też chciał być specjalnie ubrany.

      – O nie! – zaprotestował tata. – Miecz zostaw w domu. Na stadion nie można zabierać broni.

      – Proponuję, żebyście uzbroili się tylko w bilety i transparent Gracjana – powiedziała mama. – I może jeszcze w cierpliwość – dodała, gdy Marcel poszedł do pokoju, żeby znowu się przebrać: tym razem w strój sportowy.

      Mecz zaczął się od tego, że drużyna, której kibicował Gracjan, strzeliła gola już w pierwszej minucie. Widzowie zaczęli wznosić okrzyki radości, machać transparentami, a tata z Gracjanem zerwali się z miejsc i wrzasnęli:

      – Gol! Goool!!!

      – To było nie-sa-mo-wi-te!!! – zawołał zachwycony tata.

      – Mówiłeś, że nie wolno krzyczeć w miejscach publicznych – zwrócił mu uwagę Marcel.

      – Nie słyszę, co mówisz! – odkrzyknął tata.

      Dopiero gdy minęła fala entuzjazmu wywołanego bramką, wyjaśnił Marcelowi, że w takich miejscach jak stadion

Скачать книгу