Скачать книгу

stojący na nocnym stoliku. – Inaczej by mnie tu nie było.

      – W łóżku ze mną?

      – W Norwegii. Przyjechałam tu odnaleźć ojca. Moja matka nigdy nie chciała o nim mówić. Wiedziałam jedynie, że pochodził stąd. Po jej śmierci kupiłam bilet i wyprawiłam się go szukać. W pierwszym roku pracowałam w trzech miejscach. O ojcu wiedziałam jedynie to, że prawdopodobnie musiał być inteligentny, bo matka była średnio bystra, a ja w Rumunii miałam świetne stopnie i tutaj też potrzebowałam zaledwie pół roku, żeby nauczyć się płynnie mówić po norwesku. Ale ojca nie znalazłam. Potem dostałam stypendium, zaczęłam studiować chemię na politechnice i znalazłam pracę w Instytucie Medycyny Sądowej w wydziale badań DNA.

      – Gdzie mogłaś dalej szukać.

      – Tak.

      – I?

      – Znalazłam.

      – Naprawdę? No to musiałaś mieć szczęście, bo z tego, co wiem, w sprawach o ojcostwo niszczycie profile DNA już po roku.

      – Rzeczywiście w sprawach o ojcostwo tak jest.

      Harry’emu rozjaśniło się w głowie.

      – Znalazłaś ojca w policyjnej bazie danych. Był przestępcą?

      – Tak.

      – Za co został ska…

      Komórka w kieszeni spodni zawibrowała. Spojrzał na numer. Odebrał.

      – Cześć, Kaju. Dostałaś moją wiadomość?

      – Tak. – Jej głos zabrzmiał miękko przy jego uchu.

      – I?

      – Zgadzam się, że chyba znalazłeś motyw Finnego.

      – Mhm. Czy to znaczy, że mi pomożesz?

      – Nie wiem.

      Zapadła cisza. Słyszał w niej oddech Kai w jednym uchu, a Alexandry w drugim.

      – Mówisz tak, jakbyś leżał, Harry. Jesteś w domu?

      – Nie, jest u Alexandry. – Głos Alexandry zastąpił jej oddech.

      – Kto to był? – spytała Kaja.

      – To… to była Alexandra – powiedział Harry.

      – Wobec tego nie będę przeszkadzać. Dobranoc.

      – Nie przeszkadz…

      Ale Kaja już się rozłączyła.

      Harry spojrzał na telefon. Schował go z powrotem do kieszeni. Zgasił papierosa w świecy na nocnym stoliku i spuścił nogi z łóżka.

      – Hej, a ty dokąd?

      – Do domu. – Harry nachylił się i pocałował ją w czoło.

      Szybkim krokiem maszerował na zachód, a mózg nieustająco międlił myśli.

      W końcu Harry wyjął telefon i wybrał numer Bjørna.

      – Harry?

      – To był Finne.

      – Obudzimy małego, Harry – szepnął Bjørn Holm. – Możemy porozmawiać o tym jutro?

      – Svein Finne to ojciec Valentina Gjertsena.

      – O cholera.

      – Motywem jest rodowa zemsta krwi. Jestem tego pewien. Musicie wszcząć poszukiwania Finnego, a jak już będziecie mieli adres, to załatwcie nakaz przeszukania. Znajdziecie nóż i mamy case closed

      – Słyszę, co mówisz, Harry, ale Gert nareszcie zasnął, więc i ja muszę spać. I nie jestem wcale pewien, czy dostaniemy nakaz przeszukania na takiej podstawie. Raczej będziemy potrzebować czegoś konkretniejszego.

      – Ale tu chodzi o zemstę krwi, Bjørn. To leży w naszej naturze. Czy nie zemściłbyś się z radością, gdyby ktoś zabił Gerta?

      – Cholerne pytanie.

      – Zastanów się.

      – No nie wiem, Harry.

      – Nie wiesz?

      – Jutro. Okej?

      – Dobra. – Harry zacisnął powieki i zaklął w duchu. – Przepraszam, że zachowuję się jak dureń, Bjørn, ale nie mam siły, tylko…

      – W porządku, Harry. Zajmiemy się tym jutro. A dopóki jesteś zawieszony, dobrze by było, żebyś nikomu nie mówił o tym, że rozmawiamy o sprawie.

      – Jasne. Śpij, kolego.

      Harry otworzył oczy i wrzucił telefon do kieszeni. Sobotni wieczór. Przed nim na chodniku pijana zapłakana dziewczyna opierała się czołem o ścianę domu. Stojący za nią z pochyloną głową chłopak położył jej pocieszającym gestem rękę na plecach.

      – On posuwa inne! – krzyknęła dziewczyna. – Mną się nie przejmuje. Mną nikt się nie przejmuje!

      – Ja się przejmuję – powiedział cicho chłopak.

      – Ty, no tak! – prychnęła z pogardą i znów zaszlochała.

      Harry, mijając ich, zawadził spojrzeniem o oczy chłopaka.

      Sobotni wieczór. Sto metrów dalej po tej stronie ulicy był bar. Może powinien przejść na drugą stronę, żeby go uniknąć? Ruch uliczny był niewielki, jeździły tylko taksówki. Ale dużo taksówek. Czarne karoserie tworzyły mur uniemożliwiający przedostanie się na drugą stronę. Niech to szlag.

***

      Truls Berntsen obejrzał siódmy, ostatni sezon Świata gliniarzy. Zastanawiał się, czy nie zajrzeć na Pornhub. Zrezygnował jednak z tego pomysłu, bo ktoś w dziale IT na pewno rejestruje, po jakich stronach surfują pracownicy. Czy ciągle mówiło się „surfować”? Truls znów zerknął na zegarek. Noc w domu dłużyła się jeszcze bardziej, ale i tak pora wracać. Włożył kurtkę, zaciągnął suwak. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Nie bardzo wiedział, o co może chodzić, bo przecież miał za sobą odfajkowany na liście płac dzień, podczas którego nic w ogóle nie musiał robić. Dzień, po którym mógł się spokojnie położyć z przekonaniem, że rachunek kolejny raz wyszedł na jego korzyść.

      Truls Berntsen spojrzał na telefon.

      To idiotyczne, ale jeśli dzięki temu coś przestanie go gryźć, to niech tak będzie.

      – Słucham, dyżur policyjny.

      – Tu Truls Berntsen. Ta kobieta, którą do mnie przysłaliście… Złożyła po zejściu do was zawiadomienie na Sveina Finne?

      – Nigdy do nas nie wróciła.

      – Poszła sobie?

      – Na to wygląda.

      Truls odłożył słuchawkę. Zastanowił się przez chwilę. Znów wybrał numer.

      – Słucham, Harry.

      Truls ledwie usłyszał głos kolegi, przebijający przez muzykę i wycie w tle.

      – Jesteś na imprezie?

      – W barze.

      – Puszczają Motörhead – stwierdził Truls.

      – To jedyna pozytywna rzecz, jaką da się powiedzieć o tym miejscu. Czego chcesz?

      – Svein Finne. Próbowałeś mieć go na oku.

      – I?

      Truls opowiedział o rozmowie z kobietą.

      – Mhm. Masz jej nazwisko i numer telefonu?

      – Nazywa się Dagny coś tam. Chyba Jensen. Możesz spytać na dyżurze

Скачать книгу