Скачать книгу

po prostu nie zadzwoniłaś do mnie?

      – Odebrałbyś?

      – Nie.

      – Oddzwoniłbyś?

      – Nie.

      Anne-Lie znów się uśmiechnęła do Sebastiana, jakby była rozbawiona jego wyraźnie niechętnym nastawieniem.

      – Dojazd tutaj zajmuje tylko czterdzieści pięć minut – powiedziała i wzruszyła ramionami. – Pomyślałam, że będzie ci trudniej odmówić, jeśli się spotkamy osobiście – kontynuowała, omiatając wzrokiem stolik naprzeciwko. – Zwłaszcza jeśli zaproszę cię na śniadanie.

      – Nie, nie jest mi trudniej – wtrącił Sebastian. – Właśnie to zrobiłem.

      Uśmiech zniknął jej z twarzy. Wzięła do ręki serwetkę i wytarła usta, a potem się ku niemu nachyliła. Tym razem z powagą.

      – Mamy tu dwa brutalne gwałty i jedną próbę w ciągu niecałego miesiąca. On nie przestanie. Ucierpią kolejne kobiety. To drapieżnik.

      – Jakich wielu – skwitował Sebastian i wzruszył ramionami.

      – I nie masz poczucia, że powinieneś w miarę możliwości spróbować to ukrócić? – spytała Anne-Lie. Ponownie ze szczerą ciekawością w głosie.

      Sebastian popatrzył jej w oczy. Szczera odpowiedź brzmiała: nie, nie miał. Nie był odpowiedzialny za cały świat. Nie kierowało nim pragnienie, by uczynić go lepszym. Odpowiadał za siebie i za to, co sam robił. Nigdy nie rozumiał ludzi, którzy po czyimś głupim występku „wstydzą się, że są Szwedami”, „wstydzą się, że są ludźmi” albo w ogóle odczuwają wstyd za innych. Nie wierzył w winę zbiorową. Ani w zbiorową odpowiedzialność. Miał świadomość, że jeśli zacznie to tłumaczyć, wyjdzie na dokładnie tak egoistycznego i nieczułego, jakim był. Tymczasem przyłapał się na myśli, że z jakiegoś powodu nie chce, by Anne-Lie miała o nim złe zdanie.

      – Nie pracuję już w policji – oznajmił więc, spuścił wzrok i wypił łyk kawy.

      – Z wyboru?

      Sebastian spojrzał na nią pytająco. Było wyraźnie widać, że nie zamierza odpowiedzieć, więc mówiła dalej:

      – Zrezygnować z Krajowej Policji Kryminalnej, żeby jeździć do księgarzy w małych mieścinach i rozmawiać o książkach sprzed dwudziestu lat?

      Sebastian nadal milczał. Anne-Lie odsunęła talerz, splotła ręce pod brodą i przygwoździła go wzrokiem.

      – Czytałam twoje książki. Są okej, jesteś przyzwoitym pisarzem, ale cholernie dobrym psychologiem kryminalnym.

      – Najlepszym – usłyszał własną rutynową odpowiedź.

      – Dlaczego w takim razie nie robisz tego, w czym jesteś najlepszy, tylko coś, w czym jesteś taki sobie?

      – Bo nie chcę.

      – Okej, spoko, przynajmniej próbowałam – powiedziała i opadła na oparcie. – Muszę spróbować z tym drugim: Perssonem Riddarstolpem.

      – To idiota – odparł Sebastian. Nie potrafił powstrzymać małego uśmieszku. – Rozumiem, co próbujesz zrobić.

      – Co próbuję zrobić? – odparła Anne-Lie, a czarujący uśmiech wrócił na swoje miejsce.

      – Wykorzystujesz moją udokumentowaną niechęć do Riddarstolpego, żebym się zgodził z tobą pracować. To nie zadziała.

      – No to dokończymy śniadanie w miłej atmosferze i każde odjedzie w swoją stronę. – Anne-Lie uniosła filiżankę kawy i z powrotem się odchyliła. – Oglądałeś ostatnio jakiś dobry film?

      Sebastian lustrował ją wzrokiem. Była inna niż policjantki, z którymi wcześniej pracował. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie chce, żeby źle o nim myślała. Polubił ją. Nie zamierzał jednak dla niej pracować, a ona nigdy by się z nim nie przespała, więc musiało się zakończyć tak, jak powiedziała: zjedzą śniadanie w miłej atmosferze i każde odjedzie w swoją stronę.

      Jej telefon zaczął dzwonić. Wyjęła go z kieszeni, spojrzała na wyświetlacz i bez żadnych przeprosin odebrała.

      – Cześć Vanja, o co chodzi?

      Odwróciła się od Sebastiana i słuchała odpowiedzi, ale praktycznie nie zwracał na to uwagi. Czyżby się przesłyszał?

      To była Vanja? Jego Vanja?

      Pracowała teraz w Uppsali?

      Wiedział, że zrobiła sobie przerwę od wydziału, ale nie rozmawiał z Ursulą o jej aktualnym miejscu pobytu. On nie pytał, a ona nie mówiła. Anne-Lie zakończyła rozmowę słowami, że wróci do pracy około dziewiątej, i położyła telefon na stole. Tym razem też nie przeprosiła.

      – Kto to był? – spytał Sebastian, starając się utrzymać neutralny ton.

      – Jedna z moich śledczych. Na pewno ją znasz, jest z Krajowego Wydziału Zabójstw. Ma na imię Vanja.

      – Vanja Lithner.

      – Tak, to ona. Dobra dziewczyna.

      Sebastian był ostatnim człowiekiem, który wierzyłby w boską interwencję, los czy choćby przypadek, ale to… Vanja była w Uppsali i pracowała nad śledztwem, o udział w którym właśnie go poproszono. Wczesnym rankiem coś takiego spotkało go akurat w Sali, ze wszystkich pieprzonych miejsc.

      Nowa szansa

      Ostatnia szansa.

      Wziął filiżankę z kawą i opadł na oparcie krzesła. Starał się nie robić wrażenia zbyt gorliwego.

      – Myślałem o tym, kiedy rozmawiałaś przez telefon… – zaczął i wypił łyk kawy, jakby musiał się zastanowić, jak to ująć. – Czyli myślisz, że ten sprawca okaże się gorszy od Człowieka z Haga?

      Anne-Lie spojrzała na niego z zaskoczeniem. Cokolwiek sądziła na temat jego myśli, na pewno nie zastanawiał się nad jej sprawą.

      – Jeśli będzie kontynuował, to tak – odpowiedziała z nadzieją w głosie.

      Sebastian kiwnął głową, zdawał się zastanawiać, a potem popatrzył jej w oczy.

      – Okej, opowiedz więcej.

      – Kurwa, chyba nie mówisz poważnie?

      Nie było pewne, do kogo się zwróciła Vanja, ale ponieważ odkąd wszedł do biura, nie odrywała od niego wzroku, Sebastian założył, że sam jest adresatem tego krótkiego wybuchu, nawet jeśli za jego obecność odpowiadała Anne-Lie.

      Kiedy skręcili w Svartbäcksgatan i zaparkowali przed komisariatem – nowoczesnym dziewięciokondygnacyjnym budynkiem z oszkloną fasadą, który według tabliczki dzielili ze Służbą Więzienną i Prokuraturą – zaczął rozważać, jak się do niej zbliżyć.

      Przez chwilę siedział w samochodzie, złożywszy to na karb zdenerwowania przed spotkaniem.

      Czy powinien robić wrażenie zaskoczonego, jakby nie miał pojęcia, że Vanja pracuje w Uppsali, a w dodatku przy tym śledztwie? Twierdzić, że gdyby o tym wiedział, nigdy nie wziąłby tej roboty? Szybko odrzucił ten pomysł. Kłamstwo to jedno, był w tym wyjątkowo dobry, ale nie miał pewności, że będzie potrafił tak udawać zaskoczonego, żeby w to uwierzyła. Poza tym Anne-Lie mogła powiedzieć, że wspomniała o niej w Sali, i zdemaskować kłamstwo w niecałą sekundę.

      Anne-Lie zapukała w szybę, wyszedł z samochodu, po wylegitymowaniu się i złożeniu podpisu poszedł za nią do windy w nowej części budynku.

Скачать книгу