ТОП просматриваемых книг сайта:
Sen Śmiertelników . Морган Райс
Читать онлайн.Название Sen Śmiertelników
Год выпуска 0
isbn 9781632919854
Автор произведения Морган Райс
Серия Kręgu Czarnoksiężnika
Издательство Lukeman Literary Management Ltd
Rozejrzał się dookoła, zastanawiając się, jak może wciąż płynąć po morzu. Był zdezorientowany. Zaczął desperacko szukać wzrokiem swych kompanów oraz Angel. Ulżyło mu, kiedy dostrzegł ich kształty w mroku. Byli tam wszyscy, przywiązani do żerdzi: Reece oraz Selese, Elden i Indra, Matus, O’Connor i kilka stóp dalej, Angel. Thor poczuł, jak serce wzbiera mu radością na widok ich wciąż żywych, choć wyglądali na skonanych, zmaltretowanych zarówno przez sztorm, jak i piratów.
Wtem, gdzieś z góry dobiegł go rechotliwy śmiech, jakieś podniesione głosy i wiwaty. Potem usłyszał coś w rodzaju wybuchu, kiedy ktoś zwalił się na drewniany pokład z głuchym łoskotem. Wówczas dotarło do niego: to piraci. Najemnicy, którzy próbowali utopić go w morzu.
Ten dźwięk rozpoznałby wszędzie. Odgłosy wydawane przez nieokrzesanych prostaków, którym uprzykrzyła się morska nuda i szukają zaczepki – spotkał takich juz nazbyt wielu. Dotarło do niego, iż jest ich więźniem. Naparł na więzy, próbując oswobodzić się z nich.
Ale nie zdołał. Miał zbyt dobrze związane ręce, stopy zresztą również. Nigdzie się nie wybierał.
Zamknął oczy i spróbował przywołać swe moce, moce, które mogły przesuwać góry, gdyby tak postanowił.
Lecz nie odpowiedziały. Był zbyt wyczerpany wysiłkiem, jaki kosztowało go uporanie się ze sztormem. Nie odzyskał jeszcze w pełni sił. Wiedział z doświadczenia, że potrzebny był mu czas, by dojść do siebie. Czas, którego nie miał.
- Thorgrin! – odezwał się ktoś w mroku z wyraźną ulgą w głosie. Rozpoznał ten głos natychmiast. Obejrzał się i dostrzegł Reece’a, który siedział związany kilka stóp dalej i wpatrywał się w niego z radością. – Żyjesz! – dodał Reece.
- Nie wiedzieliśmy, czy dasz radę!
Thor obrócił się i po drugiej stronie zobaczył związanego O’Connora. Był równie uradowany.
- Modliłam się cały czas za ciebie – dobiegł go słodki cichy głosik z mroku.
Thor dostrzegł teraz również Angel. W jej oczach perliły się łzy radości. Widział, jak bardzo jej na nim zależy.
- Zawdzięczasz jej życie, wiesz? – powiedziała Indra. – Kiedy cię uwolnili, to ona skoczyła za tobą w otchłań i sprowadziła z powrotem. Gdyby nie jej odwaga, nie siedziałbyś tu teraz z nami.
Thor spojrzał na Angel z większym szacunkiem. Poczuł również znacznie większą wdzięczność oraz przywiązanie.
- Dziecino, kiedyś spłacę ten dług – powiedział do niej.
- Już to uczyniłeś – powiedziała, a on zauważył, z jaką powagą wymówiła te słowa.
- Spłać jej ten dług teraz i nas stąd wydostań – powiedziała Indra, mocując się z własnymi więzami. Widać było, iż jest poirytowana. – Ci bezwzględni piraci to najpodlejsza hałastra ze wszystkich. Znaleźli nas po burzy unoszących się na morzu i związali, kiedy jeszcze byliśmy nieprzytomni. Gdyby stanęli z nami w szranki, twarzą w twarz, zupełnie inaczej wyglądałoby to wszystko.
- To tchórze – powiedział Matus. – Jak wszyscy piraci.
- Ogołocili nas też z broni – dodał O’Connor.
Serce stanęło Thorowi na chwilę na myśl o jego broni, zbroi, Mieczu Śmierci.
- Nie martw się – powiedział Reece, widząc jego minę. – Nasz oręż przetrwał sztorm – łącznie z twoim. Nie spoczywa na dnie morza przynajmniej. Ale przejęli go piraci. Widzisz, tam między sztachetami?
Thor zerknął przez deski i na pokładzie dostrzegł całą ich broń. Leżała rozłożona na słońcu, a wokół niej gromadzili się piraci. Dostrzegł topór bojowy Eldena i złoty łuk O’Connora, halabardę Reece’a, cep Matusa, włócznię Indry oraz worek z piaskiem Selese’y – i swój własny Miecz Śmierci. Dostrzegł piratów z dłońmi na biodrach, spoglądających na oręż z satysfakcją.
- Nigdym nie widział takiego miecza – powiedział któryś do swego kompana.
Thor, wściekły ponad miarę, spurpurowiał na twarzy, kiedy pirat trącił miecz stopą.
- Wygląda, jakby należał do samego króla – powiedział inny, podchodząc bliżej.
- Pierwszy go znalazłem, jest mój – powiedział ten pierwszy.
- Po moim trupie – powiedział ten drugi.
Na oczach Thora mężczyźni wzięli się za bary, po czym grzmotnęli z głuchym łoskotem o pokład, siłując się ze sobą, podczas gdy inni otoczyli ich i naigrywali się z nich na głos. Walczący szamotali się na deskach, rozdając ciosy pięściami i łokciami, podpuszczani przez resztę. W pewnej chwili Thor dostrzegł krew przeciekającą przez pokład, kiedy jeden z piratów zmiażdżył głowę drugiego, przygniatając ją kilkukrotnie do pokładu.
Pozostali skwitowali to wiwatami, napawając się chwilą.
Zwycięski pirat, mężczyzna pozbawiony koszuli, z muskularną klatką piersiową, w poprzek której biegła długa szrama, wstał i oddychając ciężko podszedł do Miecza Śmierci. Na oczach Thora sięgnął po niego, chwycił i uniósł wysoko w zwycięskim geście. Pozostali wznieśli okrzyki.
W Thorze zagotowało się wszystko. Ta szumowina trzymała jego miecz, miecz godny króla. Miecz, dla którego ryzykował życie. Miecz powierzony jemu, nikomu innemu.
Wtem rozległ się krzyk. Thor zauważył, że pirat skrzywił się z bólu, wrzasnął i rzucił miecz, jakby to był wąż. Oręż przeleciał na jego oczach w powietrzu, po czym upadł na pokładzie ze szczękiem, wydobywając z niego głuchy odgłos.
- Ugryzł mnie! – wrzasnął pirat do pozostałych. – Ten smoczy miecz ugryzł mnie w rękę! Sami obaczcie!
Wyciągnął przed siebie rękę i oczom wszystkich ukazała się dłoń, bez jednego palca. Thor rzucił okiem na miecz, na jego rękojeść widoczną między deskami pokładu, i zauważył niewielkie, ostre ząbki wystające z jednej z twarzy wyrytych na jej powierzchni. Z rękojeści ściekała krew.
Pozostali piraci również na niego zerknęli.
- Czarci oręż! – wrzasnął któryś.
- Nie tykam go! – krzyknął inny.
- Nic to – powiedział jeszcze inny, odwracając się tyłem. – Jest mnóstwo innej broni do wyboru.
- A co z moim palcem? – wrzasnął zdjęty bólem pirat.
Pozostali piraci roześmiali się. Zignorowali go całkiem i w zamian zabrali się za pozostałą broń, walcząc o zdobycz.
Thor skupił uwagę z powrotem na mieczu, który spoczywał teraz tak blisko, zwodniczo, tuż po drugiej stronie pokładu. Ponownie spróbował oswobodzić się, naparł ze wszystkich sił, jednak więzy nie chciały puścić. Zbyt dobrze je związali.
- Gdybyśmy tylko mieli własną broń – syknęła Indra. – Nie mogę znieść widoku ich tłustych łapsk na mojej włóczni.
- Może ja coś wskóram – powiedziała Angel.
Thor i pozostali spojrzeli na nią sceptycznie.
- Nie związali mnie tak dobrze jak was – wyjaśniła. – Bali się mego trądu. Związali mi ręce, ale potem dali sobie spokój. Zobaczcie.
Angel wstała, pokazując im związane za plecami nadgarstki. Jej stopy jednak nie były niczym spętane.
- Na wiele nam to się nie zda – powiedziała Indra. – Wciąż tkwisz tu z nami uwięziona.