Скачать книгу

nawet nie powiedziałem, o co chodzi.

      – Skoro wysyłasz radiowóz, żeby mnie ściągnął poza godzinami pracy, to rozumiem, że nie chodzi o kierowanie ruchem.

      – No właśnie. Wobec tego dlaczego nie pozwalasz mi wyjaśnić, w czym rzecz?

      Harry parsknął krótkim suchym śmiechem i pochylił się na krześle.

      – Będziemy rozmawiać szczerze o tym, co nam leży na wątrobie, szefie?

      Na jakiej wątrobie? – miał już na końcu języka Møller, ale tylko skinął głową.

      – Akurat w tej chwili nie jestem odpowiednim człowiekiem do zadań specjalnych, szefie. Zakładam, że sam zauważyłeś, jak to ostatnio działa. To znaczy nie działa. Albo ledwie działa. Wykonuję swoją pracę, rutynowe czynności. Staram się nie zawadzać innym, przychodzę i wychodzę trzeźwy. Na twoim miejscu dałbym tę robotę komuś innemu.

      Møller westchnął, z wysiłkiem zgiął nogi w kolanach i wstał.

      – Szczerze, Harry? Gdyby to zależało ode mnie, rzeczywiście tę robotę dostałby ktoś inny. Ale oni zażyczyli sobie ciebie. Dlatego bardzo byś mi pomógł…

      Harry czujnie podniósł głowę. Bjarne Møller w ciągu ostatniego roku ratował go z opresji tyle razy, że jasne stawało się jedno: przyjdzie w końcu czas, kiedy trzeba będzie mu się odwdzięczyć.

      – Chwileczkę. Jacy oni?

      – Ludzie na stanowiskach. Ludzie, którzy urządzą mi piekło, jeśli nie dostaną tego, czego chcą.

      – A co ja będę miał z tego, że się stawię?

      Møller zmarszczył brwi najbardziej, jak umiał, ale zawsze miewał problemy z nadaniem swojej chłopięcej twarzy wyrazu surowości.

      – Co ty będziesz z tego miał? Swoją pensję. Przynajmniej dopóki sprawa będzie w toku. Co ty będziesz z tego miał, niech cię cholera!

      – Zaczynam już dostrzegać wzór, szefie. Ktoś z tych ludzi, o których mówisz, uważa, że ten Hole, co w zeszłym roku zrobił porządek w Sydney, musi być naprawdę niezłym facetem, a do ciebie należy jedynie nakłonienie go, żeby się zgodził.

      – Harry, bardzo cię proszę, nie przeciągaj struny.

      – Nie mylę się. Nie pomyliłem się i wczoraj, kiedy patrzyłem na gębę Waalera. Zdążyłem już nawet się z tym przespać i moja propozycja jest następująca: będę grzeczny, stawię się na starcie, a kiedy skończę, dasz mi dwóch śledczych na cały etat i dwa miesiące z pełnym dostępem do baz danych.

      – O czym ty mówisz?

      – Dobrze wiesz o czym, szefie.

      – Jeśli ciągle chodzi ci o gwałt na twojej siostrze, to mogę ci tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro, Harry. Nie muszę ci przypominać, że ta sprawa została definitywnie umorzona.

      – Pamiętam, szefie. Pamiętam tamten raport, w którym napisano, że ona ma zespół Downa, więc nie można wykluczyć, że wymyśliła ten gwałt, chcąc zakamuflować zajście w ciążę z jakimś przygodnym znajomym. Owszem, dziękuję, pamiętam to świetnie.

      – Nie było żadnych kryminalistycznych…

      – Przecież ona próbowała to ukryć. Człowieku, na miłość boską, byłem w jej mieszkaniu na Sogn i przypadkiem znalazłem w koszu z brudną bielizną biustonosz nasiąknięty krwią. Zmusiłem ją, żeby mi pokazała pierś. Odciął jej brodawkę sutkową, krwawiła ponad tydzień. Jej się wydaje, że wszyscy są tacy jak ona, więc kiedy ten łajdak w garniturze najpierw postawił jej obiad, a potem zaproponował wspólne oglądanie filmu w jego pokoju w hotelu, pomyślała po prostu, że jest bardzo miły. A gdyby nawet zapamiętała numer tego pokoju, to i tak od czasu, kiedy to się stało, wszystko odkurzono i wyszorowano, a pościel zmieniono ponad dwadzieścia razy. W takiej sytuacji trudno mówić o śladach kryminalistycznych.

      – Nie pamiętam, żeby ktoś wspominał o zakrwawionych prześcieradłach…

      – Pracowałem w hotelu, Møller. Zdziwiłbyś się, ile razy w ciągu dwóch tygodni trzeba zmieniać zakrwawioną pościel. Jakby ludzie nie robili nic innego, tylko krwawili.

      Møller energicznie pokręcił głową.

      – Sorry. Dostałeś już szansę, żeby to udowodnić, Harry.

      – Za małą, szefie. Niewystarczającą.

      – Zawsze będzie za mała. W którymś miejscu trzeba postawić kropkę. Przy takich zasobach, jakie mamy…

      – No to daj mi przynajmniej wolną rękę. Przez miesiąc.

      Møller gwałtownie uniósł głowę, mrużąc jedno oko. Harry wiedział, że szef go przejrzał.

      – Ty przebiegły draniu, przez cały czas miałeś chęć na tę robotę, prawda? Tylko najpierw musiałeś trochę ponegocjować.

      Harry wysunął dolną wargę i lekko kiwnął głową. Møller spojrzał w okno. W końcu westchnął.

      – Okej, Harry. Zobaczę, co się da zrobić. Ale jeśli zawalisz, będę musiał podjąć parę decyzji, które w opinii kilku osób z szefostwa powinienem był podjąć już dawno temu. Wiesz, co to oznacza?

      – Wywalisz mnie na zbity pysk, szefie – uśmiechnął się Harry. – Co to za robota?

      – Mam nadzieję, że zdążyłeś już odebrać z pralni letni garnitur. I pamiętasz, gdzie schowałeś paszport. Twój samolot odlatuje za dwanaście godzin. Lecisz daleko.

      – Im dalej, tym lepiej, szefie.

      Harry siedział na krześle w ciasnym mieszkaniu socjalnym na Sogn. Jego siostra obserwowała przez okno płatki śniegu wirujące w świetle latarni. Kilka razy pociągnęła nosem. Ponieważ siedziała do niego tyłem, nie wiedział, czy to przeziębienie, czy pożegnanie. Sio mieszkała tu już od dwóch lat i zważywszy na możliwości, radziła sobie dobrze. Wkrótce po gwałcie i aborcji Harry spakował trochę ubrań, przyborów toaletowych i przeniósł się do niej, ale już po kilku dniach siostra oświadczyła, że wystarczy. Że jest już dużą dziewczynką.

      – Niedługo wrócę, Sio.

      – Kiedy?

      Siedziała tak blisko szyby, że za każdym razem, gdy się odzywała, para z jej oddechu malowała na szkle różę.

      Harry przysunął się do niej i położył rękę na jej plecach. Po ich lekkim drżeniu poznał, że Sio zaraz się rozpłacze.

      – Kiedy złapię tych złych ludzi. Wtedy od razu wrócę do domu.

      – Czy to…

      – Nie, to nie on. Za niego wezmę się później. Rozmawiałaś dzisiaj z tatą?

      Pokręciła głową. Harry westchnął.

      – Jeśli do ciebie nie zadzwoni, to chciałbym, żebyś ty zadzwoniła do niego. Możesz to dla mnie zrobić, Sio?

      – Tata nigdy nic nie mówi.

      – Tacie jest przykro, bo mama nie żyje, Sio.

      – Ale to już tak dawno.

      – Dlatego najwyższa pora namówić go, żeby znów zaczął się odzywać. Musisz mi w tym pomóc. Dobrze, Sio? Zgadzasz się?

      Odwróciła się bez słowa, zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła głowę w jego pierś.

      Gładząc

Скачать книгу