Скачать книгу

zobaczyli prospekt nowych mieszkań na osiedlu Elveparken Vest w dzielnicy Åssiden, nie mieli najmniejszych wątpliwości. Dzieci już się wyprowadziły, a praca przy próbach okiełznania opornego ogrodu i konserwacji starego, stanowczo zbyt dużego drewnianego domu w Konnerud, który odziedziczyli po rodzicach Laury, z upływem lat wcale nie stawała się łatwiejsza. Sprzedaż starego domu i kupno nowoczesnego, łatwego w utrzymaniu mieszkania oznaczałyby dla nich zarówno więcej czasu, jak i więcej pieniędzy na to, o czym rozmawiali od lat. Na wspólne podróżowanie. Na odwiedzanie dalekich krajów. Na przeżywanie tego wszystkiego, co krótkie życie na ziemi ma jednak do zaoferowania.

      Dlaczego więc nie podróżowali? Dlaczego Anton również to odpychał w czasie?

      Poprawił ciemne okulary, przesunął list. Z głębokiej kieszeni spodni wyjął komórkę.

      Czy to powszednie dni były tak gorączkowe i tylko przychodziły i odchodziły, jeden za drugim? A może to widok na rzekę cudownie uspokajał? Albo wstrzymywała go myśl o spędzeniu tak długiego czasu razem, lęk przed prawdami, jakie mogłyby się wtedy ujawnić o nich obojgu, o ich małżeństwie. A może zdecydowała o tym Sprawa, tamten upadek, który pozbawił go energii, inicjatywy, odstawił na parking i zmusił do takiego życia, bo codzienna rutyna wydawała się jedynym ratunkiem przed kompletnym rozpadem. No a potem zdarzyła się Mona…

      Anton spojrzał na wyświetlacz. GAMLEM KONTAKT SZPITAL CENTRALNY.

      Pod spodem trzy możliwości. Zadzwoń. Wyślij SMS. Edytuj.

      Edytuj. Życie też powinno mieć taki przycisk. Wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Zgłosiłby od razu znalezienie tej pałki. Nie zaprosiłby Mony na kawę. Nie zasnąłby.

      Ale zasnął.

      Zasnął podczas dyżuru, na twardym drewnianym krześle. On, który zwykle miał problemy z zapadnięciem w sen nawet we własnym łóżku po długim i ciężkim dniu. To było nie do pojęcia. Jeszcze długo potem trwał w półśnie, nie zdołała go obudzić nawet twarz zmarłego i całe to zamieszanie, które nagle się zrobiło. Przeciwnie, stał jak zombie z tą mgłą w mózgu, nie potrafiąc niczego przedsięwziąć ani nawet przytomnie odpowiadać na pytania. Oczywiście to nie oznaczało, że gdyby nie zasnął, ocaliłby pacjenta. Sekcja niczego nie wykazała, oprócz możliwości, że umarł na zawał serca.

      Jednak Anton nie wywiązał się ze swoich obowiązków. Nikt nigdy tego nie odkryje, bo niczego nie zdradził, ale przecież sam miał tę świadomość. Wiedział, że znów zawiódł.

      Spojrzał na przyciski.

      Zadzwoń. Wyślij SMS. Edytuj.

      Najwyższa pora. Najwyższy czas coś zrobić. Zrobić coś słusznego. Po prostu to zrobić, nie odkładać na później.

      Wcisnął Edytuj. Pojawiły się dalsze możliwości.

      Wybrał. Wybrał słusznie. USUŃ.

      Potem sięgnął po list, rozerwał kopertę, wyjął kartkę i zaczął czytać. Do ośrodka zdrowia wybrał się wcześnie rano, wkrótce po śmierci pacjenta. Wyjaśnił, że jest policjantem i jedzie do pracy, ale połknął pigułkę, której składu nie znał. Dziwnie się po niej poczuł i bał się stawiać w pracy w stanie mogącym wskazywać, że się czymś odurzył. Lekarz początkowo chciał mu tylko dać dzień zwolnienia, ale Anton uparł się, żeby pobrali mu krew.

      Przebiegł wzrokiem tekst. Nie wszystkie słowa i nazwy rozumiał. Nie bardzo też wiedział, co oznaczają umieszczone obok nich wartości liczbowe, ale na szczęście lekarz dopisał na samym końcu dwa krótkie zdania wyjaśnienia.

      …nitrazepam można znaleźć w silnie działających środkach nasennych. NIE POWINIEN Pan zażywać tych tabletek bez konsultacji z lekarzem.

      Anton zamknął oczy i wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby.

      Niech to cholera!

      A więc jego podejrzenia były słuszne. Został odurzony. Ktoś go odurzył. Domyślał się zresztą, w jaki sposób. Kawa. Ten odgłos w korytarzu. Pudełko, w którym została tylko jedna kapsułka. Przecież zastanawiał się, czy wieczko nie zostało przebite. Środek nasenny musiał zostać wstrzyknięty do środka przez igłę wbitą w wieczko. Potem ten ktoś tylko czekał, aż Anton sam przyrządzi sobie własny środek nasenny, espresso z nitrazepamem.

      Mówili, że pacjent zmarł z przyczyn naturalnych, a raczej że nie ma żadnych przesłanek, by sądzić, że mogło dojść do przestępstwa. Ale ta konkluzja opierała się w znaczącym stopniu na zapewnieniach Antona, że u pacjenta nikogo nie było od czasu ostatniej wizyty lekarskiej, która miała miejsce na dwie godziny przed tym, jak jego serce przestało bić.

      Anton wiedział, co trzeba zrobić. Musi to zgłosić. Teraz. Sięgnął po telefon. Powinien zgłosić kolejną wpadkę. Wyjaśnić, dlaczego od razu nie przyznał się, że spał. Popatrzył na wyświetlacz. Tym razem nie zdoła go uratować nawet Gunnar Hagen. Odłożył telefon. Na pewno zadzwoni. Ale jeszcze nie teraz.

      Mikael Bellman wiązał krawat przed lustrem.

      – Dobry byłeś dzisiaj – dobiegł głos z łóżka.

      Mikael wiedział, że to prawda. Zobaczył, że za jego plecami Isabelle Skøyen wstaje i wciąga pończochy.

      – To dlatego, że on umarł?

      Rzuciła kapę ze skóry renifera na kołdrę. Nad lustrem wisiały imponujące rogi, a ściany zdobiły obrazy lapońskich artystów. W tym skrzydle hotelu wszystkie pokoje zostały zaprojektowane przez artystki kobiety i nosiły ich nazwiska. Aranżację wystroju tego pokoju powierzono Laponce. Jedynym problemem, jaki dotychczas z tego wyniknął, była kradzież rogów samca renifera przez japońskich turystów. Podobno wierzyli we wzmagające potencję działanie ekstraktu z takich rogów. Mikael kilkakrotnie sam się zastanawiał, czy tego nie zażyć. Ale nie dzisiaj. Może Isabelle miała rację. Może rzeczywiście tak podziałała ulga, jaką poczuł na wieść o śmierci pacjenta.

      – Nie chcę wiedzieć, jak to się stało – oświadczył.

      – I tak nie mogłabym ci o tym powiedzieć. – Isabelle włożyła spódnicę. Stanęła za nim. Ugryzła go w kark. – Nie miej takiej zmartwionej miny. Przecież życie to zabawa!

      – Może dla ciebie. Ja wciąż mam na głowie te przeklęte zabójstwa policjantów.

      – Ty nie musisz się starać o ponowny wybór, w przeciwieństwie do mnie. A czy ja wyglądam na zmartwioną?

      Wzruszył ramionami i sięgnął po marynarkę.

      – Wyjdziesz pierwsza?

      Uśmiechnął się, kiedy lekko trzepnęła go w tył głowy. Słuchał, jak jej obcasy stukają, gdy kierowała się w stronę drzwi.

      – Mogę mieć problemy z następną środą – powiedziała. – Przełożono posiedzenie Rady Miasta.

      – W porządku – odparł i poczuł, że tak właśnie jest. W porządku. A nawet więcej, poczuł ulgę. Naprawdę.

      Zatrzymała się przy drzwiach. Jak zwykle nasłuchiwała głosów, by mieć pewność, że droga na korytarz jest wolna.

      – Kochasz mnie?

      Otworzył usta. Spojrzał w lustro. Zobaczył pośrodku twarzy czarny otwór, z którego nie wydobył się żaden dźwięk. Usłyszał jej cichy śmiech.

      – Zartowałam – szepnęła. – Wystraszyłeś się? Dziesięć minut.

      Drzwi się otworzyły, a potem miękko za nią zatrzasnęły.

      Umówili się, że drugie opuszcza pokój dopiero po dziesięciu minutach od wyjścia pierwszego. Nie pamiętał już, czy to był jej pomysł, czy jego. Być może czuli

Скачать книгу