Скачать книгу

zbytnio w te formy autosugestii – powiedział Burot. – Ograniczamy się do stosowania w praktyce tego, co wyczuł Charcot, zanim tak bardzo przejął się hipnozą. Zajmujemy się przypadkami osobowości zmiennej, to jest pacjentami, którzy jednego dnia uważają, że są pewną osobą, a drugiego – że inną, przy czym obie te osoby nic o sobie nie wiedzą. W zeszłym roku trafił do naszego szpitala niejaki Louis.

      – Interesujący przypadek – uściślił Bourru. – Dolegały mu: paraliż, znieczulica, skurcze, bóle mięśni, hiperestezja, niemota, stany zapalne skóry, krwotoki, kaszel, wymioty, padaczka, katatonia, lunatyzm, pląsawica, wady wymowy…

      – Czasami zdawało mu się, że jest psem – dodał Burot – albo parowozem. Miewał też halucynacje prześladowcze, zwężenia pola widzenia, omamy smakowe, słuchowe i wzrokowe, przekrwienia płucne pseudogruźlicze, bóle głowy i żołądka, zaparcia, brak łaknienia, wilczy głód, letargi, objawy kleptomanii.

      – Jednym słowem – zakończył Bourru – normalny obraz kliniczny. Otóż my nie uciekliśmy się do hipnozy, ale umocowaliśmy na prawym ramieniu chorego stalową sztabę – i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiła się nam zupełnie nowa postać. Paraliż i niewrażliwość zniknęły z prawego boku i przeniosły się na lewy.

      – Mieliśmy przed sobą – sprecyzował Burot – całkiem inną osobę, która nie pamiętała w ogóle, kim była przed chwilą. W zależności od stanu, w jakim się znajdował, Louis mógł być abstynentem, a później stawał się wręcz alkoholikiem.

      – Proszę zauważyć – powiedział Bourru – że magnetyczna siła danej substancji działa także na odległość. Nic nie mówiąc podmiotowi, stawia się na przykład pod jego krzesłem buteleczkę zawierającą alkohol. W stanie somnambulizmu wystąpią wówczas u niego wszelkie objawy nietrzeźwości.

      – Pojmuje pan, że nasze zabiegi nie szkodzą w żadnej mierze psychice pacjenta – zakończył Burot. – Hipnotyzm wywołuje u niego utratę świadomości, natomiast przy zastosowaniu magnetyzmu żaden organ nie podlega gwałtownemu wstrząsowi, następuje tylko stopniowe ładowanie splotów nerwowych.

      Po tej rozmowie nabrałem przekonania, że Bourru i Burot to dwaj głupcy, którzy dręczą nieszczęsnych wariatów piekącymi substancjami. W tym przekonaniu utwierdził mnie doktor Du Maurier. Widziałem, że siedząc przy pobliskim stoliku, przysłuchiwał się ich wywodom i raz po raz potrząsał głową.

      – Drogi przyjacielu – powiedział mi dwa dni później – zarówno Charcot, jak i ci nasi dwaj rochefortczycy, zamiast analizować przeżycia swoich podmiotów i zastanawiać się, co znaczy mieć podwójną świadomość, troszczą się o to, czy można oddziaływać na nich hipnozą lub metalowymi sztabami. Rzecz w tym, że u wielu podmiotów przejście od jednej osobowości do drugiej odbywa się spontanicznie, w nieprzewidywalny sposób i w nieprzewidywalnych chwilach. Można by nawet mówić o autohipnozie. Moim zdaniem Charcot i jego uczniowie nie przemyśleli dostatecznie eksperymentów doktora Azama i przypadku Félidy. O podobnych zjawiskach wiemy jeszcze mało; zaburzenia pamięci mogą być spowodowane zmniejszeniem dopływu krwi do nieznanej nam dotąd części mózgu, a przyczyną przejściowego zwężenia naczyń może być stan histerii. Ale gdzie występuje niedobór krwi przy utracie pamięci?

      – No właśnie, gdzie?

      – Oto problem. Wiadomo panu, że nasz mózg ma dwie półkule. Mogą się zatem zdarzyć podmioty, które myślą raz półkulą całą, a raz niecałą, pozbawioną władzy pamięci. W mojej klinice mam przypadek bardzo podobny do przypadku Félidy. Kobieta młoda, niewiele ponad dwadzieścia lat. Nazywa się Diana.

      Tutaj Du Maurier na chwilę zamilkł, jakby w obawie, że wyzna coś poufnego.

      – Powierzyła mi ją na kurację dwa lata temu krewna, która potem zmarła i oczywiście przestała płacić, ale co miałem robić… wyrzucić pacjentkę na bruk? Mało wiem o jej przeszłości. Z jej opowiadań wynika, że już jako dorastająca dziewczynka zaczęła co pięć–sześć dni, po każdym silniejszym wzruszeniu, odczuwać ból w skroniach, a następnie jakby zapadać w sen. To, co nazywa snem, jest w rzeczywistości atakiem histerii. Kiedy się budzi albo uspokaja, bardzo różni się od tej, którą była przedtem, a więc wchodzi w fazę nazywaną przez doktora Azama stanem wtórnym. W stanie, który nazwiemy normalnym, Diana zachowuje się jak adeptka jakiejś sekty masońskiej… Proszę mnie źle nie zrozumieć, ja sam należę do loży Wielkiego Wschodu, to znaczy do masonerii porządnych ludzi, ale chyba pan wie, że istnieją również rozmaite obediencje, które nawiązują do tradycji templariuszy i cechują się dziwacznym zainteresowaniem wiedzą tajemną, a zdarzają się wśród nich również (na szczęście to tylko margines) grupy ciążące ku satanizmowi. W stanie, który trzeba, niestety, określić jako normalny, Diana uważa się za adeptkę Lucyfera czy coś w tym rodzaju, posługuje się sprośnym słownictwem, opowiada nieprzyzwoite historie, próbuje uwodzić pielęgniarzy i nawet mnie; przykro mi o tej kłopotliwej sprawie wspominać także i dlatego, że Diana jest – jak to się mówi – panną urodziwą. Uważam, że w tym stanie znajduje się ona pod wpływem traum, które przeżyła w wieku dorastania, i że usiłuje uciec przed owymi wspomnieniami, wkraczając okresowo w swój stan wtórny. W stanie wtórnym jawi się jako istota łagodna i niewinna, jest dobrą chrześcijanką, prosi zawsze o książeczkę do nabożeństwa, chce iść na mszę. Zjawiskiem osobliwym jest to, że – podobnie zresztą jak Félida – Diana w stanie wtórnym, a więc Diana cnotliwa, pamięta doskonale, jaka była w stanie normalnym, i głowi się, jak mogła być tak niegodziwa, wkłada włosiennicę, aby się ukarać; stan wtórny nazywa wręcz swoim stanem rozsądku, a stan normalny wspomina jako okres, w którym ulegała przywidzeniom. Natomiast w stanie normalnym Diana nie pamięta w ogóle, co robiła w stanie wtórnym. Nie sposób przewidzieć czasu trwania następujących po sobie stanów; Diana pozostaje w jednym lub w drugim przez wiele dni. Zgodziłbym się tu z doktorem Azamem, który mówił o somnambulizmie doskonałym. I rzeczywiście nie tylko lunatycy robią rzeczy, których nie pamiętają po przebudzeniu. Dzieje się tak również z narkomanami przyjmującymi haszysz, belladonę i opium oraz z ludźmi nadużywającymi alkoholu.

      Nie wiem, dlaczego opowieść o chorobie Diany tak bardzo mnie zaintrygowała, lecz przypominam sobie, że powiedziałem doktorowi Du Maurier:

      – Porozmawiam o tym ze znajomym, który zajmuje się podobnymi godnymi współczucia przypadkami i wie, kto udziela gościny osieroconym panienkom. Przyślę panu księdza Dalla Piccola; to duchowny bardzo wpływowy, ustosunkowany w instytucjach dobroczynnych.

      A zatem, rozmawiając z Du Maurierem, znałem przynajmniej nazwisko Dalla Piccola. Dlaczego jednak tak się przejąłem tą Dianą?

      Piszę bez wytchnienia od wielu godzin, rozbolał mnie kciuk. Nie wstając od biurka, zjadłem kromkę chleba z masłem i pasztetem, wypiłem też kilka kieliszków château-latour dla ożywienia pamięci.

      Chciałbym jakoś to sobie wynagrodzić, może właśnie odwiedzając restaurację Brébant-Vachette, ale dopóki nie zrozumiem, kim jestem, lepiej nie pokazywać się na mieście. Prędzej czy później będę jednak musiał zaryzykować i znowu pójść na plac Maubert, żeby kupić coś do jedzenia.

      Nie myślmy o tym na razie i piszmy dalej.

      W tamtych latach (chyba w osiemdziesiątym piątym albo osiemdziesiątym szóstym roku) poznałem u Magny’ego człowieka, którego pamiętam nadal jako austriackiego (albo niemieckiego) doktora. Teraz przypomniałem sobie również nazwisko. Nazywał się Froïde (chyba tak się to pisze), lekarz około trzydziestki, przychodził do Magny’ego zapewne dlatego, że na lepszą restaurację nie było go stać, a także dlatego, że był na stażu u Charcota. Siadał zwykle przy sąsiednim stoliku; z początku pozdrawialiśmy się tylko uprzejmym skinieniem głowy. Uznałem, że to melancholik, który trochę obco się czuje i życzy sobie nieśmiało, aby ktoś wysłuchał jego zwierzeń i pozwolił mu w ten sposób pozbyć się, przynajmniej częściowo, dręczących go obaw.

Скачать книгу