Скачать книгу

smoka głośno uderzyło w powierzchnię, wzniecając na wszystkie strony wielkie fale. Na szczęście ominęło Aleca o włos, a fala wzniosła się i oddaliła od ciała. Poniosła Aleca w górę na dobre dwadzieścia stóp, nim się zatrzymała – i, ku przerażeniu Aleca, wszystko zaczął wciągać ogromny wir.

      Alec płynął w przeciwnym kierunku ze wszystkich sił, lecz nie udawało mu się to. Choć starał się jak mógł, ani się obejrzał, a wielki wir wciągał go pod powierzchnię.

      Alec płynął z całych sił, nadal ściskając w dłoni miecz. Był już dobre dwadzieścia stóp pod wodą, kopiąc i opadając w lodowatych wodach. Rozpaczliwie uderzał nogami, próbując wypłynąć na powierzchnię. Promienie słońca igrały na powierzchni wody i Alec spostrzegł, że w jego stronę płyną ogromne rekiny. Zauważył właśnie kadłub okrętu kołyszącego się wysoko na powierzchni wody i wiedział, że pozostało mu jedynie kilka chwil na przeżycie.

      Chłopak kopnął ostatni raz i wynurzył się wreszcie na powierzchnię, chwytając łapczywie powietrze; po chwili poczuł, jak chwytają go czyjeś silne ręce. Podniósł wzrok i zobaczył, że Sovos wciąga go na pokład okrętu i sekundę później był w powietrzu, wciąż ściskając w dłoni miecz.

      Kątem oka spostrzegł jednak jakiś ruch i gdy się odwrócił ujrzał, że z wody wyskakuje ogromny czerwony rekin, zamierzający się na jego nogę. Nie było czasu do stracenia.

      Alec poczuł, że miecz drży w jego dłoni, podpowiadając mu, co ma robić. Nigdy wcześniej nie czuł niczego podobnego. Zamachnął się i wrzasnął, opuszczając broń z całych sił obojgiem rąk.

      Rozległ się odgłos stali przecinającej ciało i Alec przyglądał się w szoku, jak Niedokończony Miecz przecina ogromnego rekina wpół. W czerwonej wodzie zaroiło się natychmiast od rekinów pożerających mięso.

      Kolejny rekin rzucił się na jego stopy, jednak tym razem Alec poczuł, że ktoś podnosi go wysoko i upadł z hukiem na pokład.

      Przetoczył się i jęknął, cały obolały i posiniaczony, i odetchnął ciężko z ulgą, wyczerpany, ociekając wodą. Ktoś natychmiast okrył go pledem.

      – Jak gdyby zabicie smoka nie wystarczyło – rzekł Sovos z uśmiechem, stając nad nim i podając mu bukłak wina. Alec pociągnął duży łyk, aż poczuł ciepło w brzuchu.

      Wśród żołnierzy na okręcie panowały chaos i podniecenie. Aleca to nie zdziwiło: wszak nieczęsto smok padał od miecza. Obejrzał się i pośród ciżby na pokładzie ujrzał Merka i Lornę, którzy musieli zostać wyciągnięci z wody wcześniej. Merk wyglądał mu na łachudrę, być może na najemnego zabójcę, a Lorna była olśniewająca, było w niej coś eterycznego. Oboje ociekali wodą i wyglądali na oszołomionych i szczęśliwych, że udało im się przeżyć.

      Alec spostrzegł, że żołnierze wpatrują się w niego niby rażeni piorunem. Podniósł się z wolna, w szoku, gdy zorientował się, co właśnie uczynił. Mężczyźni przenosili wzrok z miecza, ociekającego wodą w jego dłoni, na niego, jak gdyby był jakimś bogiem. On także spojrzał na miecz, czując jak ciąży mu w dłoni, niby coś żywego. Utkwił spojrzenie w tajemniczym, błyszczącym metalu, jak gdyby był to obcy mu przedmiot i przywołał w pamięci chwilę, gdy dźgnął smoka i swój szok, gdy przeciął nim jego ciało. Nie mógł się nadziwić mocy tego oręża.

      Bardziej nurtowało go jednak pytanie, kim on sam jest. Jakim cudem on, prosty chłopak ze zwykłej wioski, zdołał uśmiercić smoka? Co też krył dla niego los? Zaczynał przeczuwać, że jego los nie miał być zwyczajny.

      Alec usłyszał kłapanie tysiąca szczęk, a gdy wyjrzał za burtę, ujrzał ławicę czerwonych rekinów pożerających ogromne cielsko smoka, które unosiło się na powierzchni wody. Czarne wody Zatoki Śmierci przybrały teraz barwę krwistej czerwieni. Alec patrzył na unoszące się cielsko i dotarło do niego, że naprawdę to zrobił. Jakimś cudem zdołał zabić smoka. On, w pojedynkę, spośród wszystkich mieszkańców Escalonu.

      W powietrzu poniosły się głośne ryki i gdy Alec podniósł głowę, ujrzał tuziny smoków kołujących w oddali, plujących strumieniami płomieni, żądnych zemsty. Choć wszystkie patrzyły na niego, niektóre zdawały się lękać do niego zbliżyć. Kilka odłączyło się od stada, gdy spostrzegły jednego ze swoich unoszącego się martwego na wodzie.

      Pozostałe jednak piszczały rozwścieczone i zanurkowały prosto na niego.

      Patrząc jak rzucają się w dół, Alec nie zwlekał. Ruszył ku rufie, wskoczył na reling i zwrócił się ku nim. Poczuł, jak przepływa przez niego moc miecza, dodając mu odwagi, i gdy stał tak, poczuł nową, żelazną determinację. Miał wrażenie, że miecz go prowadzi. On i oręż byli teraz jednością.

      Stado smoków rzuciło się prosto na niego. Przewodził im ogromny gad o rozjarzonych zielonych ślepiach, który ryczał, plując przy tym ogniem. Alec trzymał miecz uniesiony wysoko i czuł, jak drży mu w dłoni, dodając odwagi. Wiedział, że ważą się losy Escalonu.

      Chłopak poczuł przypływ odwagi, jakiej wcześniej nie znał i wydał okrzyk bitewny; wtedy miecz rozjarzył się. Promień intensywnego światła wystrzelił w górę, zatrzymując ścianę ognia w pół drogi na niebie. Nie ustawał tak długo, aż płomienie zmieniły kierunek, a gdy Alec ponownie ciął mieczem, smok zawył i zaczął się miotać, po czym runął prosto w dół i wpadł do wody.

      Kolejny smok rzucił się w dół i Alec ponownie uniósł miecz, zatrzymując ścianę ognia i zabijając stwora. Inny smok obniżył lot i opuścił szpony, jak gdyby chciał pochwycić Aleca. Ten odwrócił się i ciął, i ku swemu zdumieniu ujrzał, że miecz odrąbał stworowi łapy. Smok zawył, a Alec w tym samym ruchu zamachnął się znów i ugodził go w bok, zadając mu głęboką ranę. Smok wpadł do oceanu i gdy miotał się w wodzie, nie potrafiąc się wznieść, został napadnięty przez rekiny.

      Inny smok – nieduży, czerwony – zanurkował z drugiej strony z otwartymi szeroko szczękami – tym razem Alec pozwolił, by poprowadził go jego instynkt, i skoczył w górę. Miecz zapewnił mu moc i chłopak skoczył wyżej, niż byłby w stanie sobie wyobrazić, nad łbem smoka, i wylądował na jego grzbiecie.

      Smok pisnął i szarpnął się, lecz Alec trzymał się mocno. Bestia nie zdołała go zrzucić.

      Alec poczuł, że jest silniejszy od smoka, że jest w stanie nim kierować.

      – Smoku! – zawołał. – Rozkazuję ci! Atakuj!

      Smok nie miał wyboru. Odwrócił się i skierował ku górze, prosto w stado spadających smoków. Tuzin gadów leciał w dół. Alec zwrócił się ku nim bez cienia lęku, wzleciał ku górze, by się z nimi zetrzeć. Gdy starli się w powietrzu, Alec ciął mieczem raz za razem z siłą i prędkością, z których istnienia nie zdawał sobie sprawy. Oderżnął skrzydło jednemu ze smoków, podciął gardło innemu, po czym dźgnął jeszcze innego w bok szyi, okręcił się i odciął ogon kolejnego. Jeden za drugim smoki spadały jak kamienie i z głośnym pluskiem wpadały do wody, tworząc wir w zatoce.

      Alec nie ustępował. Raz po raz atakował stado, przecinając niebo, nie cofając się ani razu. Walczył zapamiętale i niemal nie zauważył, gdy kilka pozostałych jeszcze smoków odwróciło się wreszcie z piskiem i odleciało, przestraszone.

      Alec nie mógł w to uwierzyć. Smoki. Przestraszone.

      Chłopak spojrzał w dół. Spostrzegł, jak wysoko się znajduje, ujrzał Zatokę Śmierci rozciągającą się w dole, setki okrętów, z których większość stała w płomieniach, i tysiące unoszących się na wodzie martwych trolli. Także Wyspę Knossos ogarnęła pożoga, a jej fort runął. Panował tam wielki chaos i zniszczenie.

      Alec spostrzegł ich flotę i pokierował smoka niżej. Gdy się zbliżyli, chłopak uniósł miecz i zatopił

Скачать книгу