Скачать книгу

cię – wyszeptała, przytrzymując go przy sobie.

      Był ciężki. Scarlet zdołała jedynie zawisnąć w powietrzu. Byli zaledwie kilka cali nad zdradziecką wodą. Wiedziała, że nie może pofrunąć wyżej, gdyż zdradziłaby Octalowi, że przeżyli i od razu przypuściłby na nich atak.

      I właśnie wówczas dostrzegła po prawej stronie jaskinie. Powstały w naturalny sposób, w procesie erozji spowodowanej wielowiekowym podmywaniem litej skały przez fale oceanu. Zamek musiał zostać wybudowany bezpośrednio nad nimi.

      Scarlet nie marnowała czasu. Wpadła do jaskini z Sagem w ramionach i postawiła go na nogi. Zwalił się w tył ma ziemię i zajęczał.

      – Jesteśmy cali – powiedziała do niego. – Udało się nam.

      Lecz była przemoknięta do suchej nitki i drżała z zimna. Kiedy mówiła, szczękała zębami. Gdy podniosła dłoń Sage’a, uświadomiła sobie, że on również drży.

      – Nie udało się nam – powiedział w końcu. – Mówiłem ci to przez cały czas. Ja umrę. Dzisiejszej nocy.

      Scarlet pokręciła głową, sprawiając, że jej łzy poleciały na boki.

      – Nie – powiedziała.

      Ale zdała sobie wówczas sprawę, że to na nic. Sage umierał. Taka była prawda.

      Przytrzymała go w ramionach i pozwoliła, by łzy popłynęły jej strumieniem. Potoczyły się w dół po policzkach i spadły na jej szyję. Nawet nie zadała sobie trudu, by je zetrzeć.

      Scarlet miała już wypowiedzieć słowa pożegnania, kiedy zauważyła dziwny blask wydobywający się spod jej koszulki, z miejsca, gdzie biło jej serce. Potrząsnęła głową, sądząc z początku, że ulega halucynacjom. Jednak blask stał się jeszcze bardziej jasny.

      Spuściła wzrok i uświadomiła sobie, że to promienieje jej naszyjnik, że białe światło wydobywa się przez zawiasy. Sięgnęła za koszulkę i wydobyła go na zewnątrz. Nigdy wcześniej nie udało się jej go otworzyć, jednak teraz coś podpowiadało jej, że tym razem będzie inaczej. Kiedy wsunęła paznokieć w zatrzask, zdała sobie sprawę, że jej łzy przez cały czas na niego kapały. Być może w jakiś sposób otworzyły medalion.

      Dwie połówki rozwinęły się i białe światło trysnęło na całą jaskinię, oświetlając sylwetki Scarlet i Sage’a. Po środku płonącego światła znajdował się wizerunek. Scarlet przyjrzała się mu uważnie. Był to zamek pośród morza, lecz nie był to zamek Boldt. Ten był wyższy i smuklejszy. Wyglądał bardziej jak rozbudowana wieża, aniżeli rzeczywisty zamek.

      Scarlet potrząsnęła ramię Sage’a.

      – Patrz – poinstruowała go.

      Sage zdołał otworzyć do połowy znużone oko.

      Scarlet usłyszała, jak nagle wziął głęboki wdech.

      – Wiesz, gdzie to? – spytała.

      Sage skinął głową.

      – Wiem.

      Potem jego głowa opadła z powrotem na jej kolana z wycieńczenia.

      Coś w jej sercu podpowiedziało Scarlet, iż gdziekolwiek znajduje się to miejsce, jest ważne. I jeśli Sage wiedział o nim, było również ważne dla Nieśmiertelnych. Dlaczego jej naszyjnik miałby teraz pokazać to miejsce? I dlaczego medalion otworzył się tylko wtedy, gdy upadły na niego jej łzy? Najpewniej była to jakaś wskazówka.

      Zatrzasnęła medalion i biała poświata znikła, zabierając ze sobą wizerunek pochylonego zamku pośród szalejącego oceanu. W pewnym sensie wiedziała, gdzieś w głębi serca, że jeśli zabierze tam Sage’a, on przeżyje. Ale kończył się jej czas.

      Podźwignęła nieprzytomnego Sage’a na plecy. Był ciężki, jednak tym razem Scarlet była zdeterminowana, jak nigdy dotąd, i bardziej pewna, że jest nadzieja. Wystrzeliła pod niebo.

      Zamierzała go ocalić. Bez względu na konsekwencje.

      ROZDZIAŁ SIÓDMY

      Caitlin starała się złapać oddech, spadając na tle nocnego nieba. W jednej chwili Caleb wcisnął przycisk katapulty, a w następnej samolotu już nie było. Znalazła się w czarnej otchłani, mknąc w dół ku rozszalałemu oceanowi.

      Zerknęła w prawo w poszukiwaniu Caleba. Nie było go tam. Powodowana udręką, rozejrzała się wokół siebie – i w końcu dostrzegła Caleba powyżej, z otwartym spadochronem. Wskazywał na swoją linkę od spadochronu. Wyjący wiatr sprawiał, że nie mogła go usłyszeć.

      I wtedy uświadomiła sobie: starał się powiedzieć jej, żeby pociągnęła za swoją. Zrobiła to i natychmiast jej gwałtowne spadanie zostało przerwane, po czym szarpnęło ją w górę. Wszystko nagle się uspokoiło. Zawisła w powietrzu, płynęła, z białą czaszą spadochronu rozpostartą nad nią niczym skrzydła anioła.

      Wzięła kilka głębokich oddechów, by uspokoić szalejące serce. Spojrzała z powrotem w górę na Caleba i zobaczyła, jak pokazuje jej wyprostowane kciuki. Caleb był o wiele bardziej doświadczony w tego typu rzeczach i zdołał wymanewrować tak, że byli po chwili niemal na równej wysokości.

      – Będzie zimno! – krzyknął do niej.

      Caitlin spuściła wzrok. Woda zbliżała się bardzo szybko. Zanim zdołała choćby pomyśleć o wpadnięciu w mroźne fale, całym światem wstrząsnęła potężna eksplozja.

      Zdjęta paniką Caitlin spojrzała na prawo i zobaczyła, że ich samolot rozbił się o coś. Uzmysłowiła sobie ze złym przeczuciem, że była to budowla, którą widziała na horyzoncie, ta, o której ostrzegły ją zmysły, że to tam znajdzie Scarlet.

      – Nie! – wrzasnęła.

      Do morza runęły kawałki płonącego kadłuba, a w powietrze uniósł się ogromny pióropusz czarnego dymu.

      Wówczas Caitlin wpadła do oceanu.

      Kiedy uderzyła w lodowatą wodę, wydała z siebie stłumiony okrzyk. Była tak zimna, jakby jej kości obróciły się w lód.

      Ale ostry ból spowodowany lodowatą wodą bladł w porównaniu z udręką w jej sercu. Znajdujący się wprost przed nią budynek, w którym, Caitlin była pewna, przebywała jej córka, stał w płomieniach. Widziała, jak przez mgłę, jak zawalił się dach. Chwilę później cała ściana wychodząca na morze runęła do wody, pozostawiając na zewnątrz głębokie uszkodzenia.

      – Caitlin! – dobiegł ją głos Caleba.

      Caitlin pokręciła głową i odzyskała trzeźwość myśli. Caleb płynął do niej, odpiąwszy już swój spadochron, który odpływał niesiony silnym prądem.

      – Zdejmij plecak! – poinstruował ją, kiedy tylko znalazł się przy niej.

      Caitlin pozbyła się ciężaru, czując natychmiastową ulgę. Jednakże, wciąż dokuczało jej znużenie, a przesiąknięte wodą ubranie ciągnęło w dół.

      – Musimy dotrzeć na ląd – powiedział Caleb.

      Objął żonę ramieniem. Wyczuła, że trząsł się mocno. Próbował być silny za nią, jednak tak naprawdę znajdował się w równie niebezpiecznej sytuacji.

      – Myślisz, że dasz radę dopłynąć tak daleko? − dodał, skinąwszy głową w stronę popadającego w ruinę zamku Boldt.

      Caitlin zacisnęła dzwoniące zęby.

      – A jeśli spadł na nią samolot? – zdołała wymówić.

      Caleb pokręcił głową.

      – Nie myśl tak.

      – Nie mogę. Jest naszą córką. Jeśli…

      Lecz Caleb

Скачать книгу