ТОП просматриваемых книг сайта:
Przed Świtem . Морган Райс
Читать онлайн.Название Przed Świtem
Год выпуска 0
isbn 9781632916983
Автор произведения Морган Райс
Серия Wampiry, Upadła
Издательство Lukeman Literary Management Ltd
Serce Kate zaczęło walić mocno, kiedy uświadomiła sobie, że nie ma mowy, by zdążyła zatrzymać się w porę. Zmierzała wprost na szeroką drogę.
Czas jakby zwolnił boleśnie, kiedy uświadomiła sobie, że mknie ku nieuniknionemu, niepowstrzymanemu końcowi, że za chwilę umrze. Jej rower minął znak stopu, jej zużyte hamulce zapiszczały, pozostawiając wokół smród palonej gumy. Potem przeleciała wprost przez białe oznakowanie na drodze – wprost pod koła przejeżdżających samochodów.
Dostrzegła kamper zmierzający wprost na nią. Zauważyła spojrzenie przerażonego kierowcy – i wtedy poczuła uderzenie.
Jej ciało grzmotnęło w kampera. Nie poczuła żadnego bólu, ale wiedziała, dzięki ogłuszającemu chrzęstowi, że coś złamała. Całkiem możliwe, że wszystko.
Klakson samochodu zaryczał, kiedy odbiła się od szyby czołowej, przetaczając się w górę, potem w dół, w poprzek maski. Jej rower wystrzelił w powietrze, po czym spadł na ziemię. Sturlała się z maski kampera i uderzyła o ziemię głową.
Jej widok przesłoniły ciemne gwiazdy. Rower wylądował tuż obok niej, rozpadając się na kawałki przy uderzeniu o twardy asfalt. Kate poczuła odrętwienie, metaliczny smak krwi.
Ale ból nie nadszedł. Wiedziała, że jest źle. Źle, gdyż nie mogła się poruszyć. Źle, bo nic nie czuła.
Głowa Kate przekręciła się na bok i jej oczom ukazał się mieniący się w oddali ocean. Słyszała, jakby z końca długiego tunelu, odgłos hamujących samochodów, zatrzaskujących się drzwi i krzyczących ludzi. Czuła zapach benzyny, metalu i gumy, i czegoś, co płonęło.
Wtedy, w tym chaosie, zobaczyła przed sobą twarz Elijaha i poczuła, jak wziął ją w ramiona. Mówił coś do niej, ale nie mogła zrozumieć jego słów. Był przejęty, a na jego twarzy widniała panika.
Tuż zanim jej wzrok ogarnął mrok, pomyślała, że widzi kły wystające z jego ust. Nie mogła poruszyć się, nie mogła nawet krzyknąć. Wtedy pojawiło się to wrażenie czegoś ostrego, gorącego i mokrego na jej szyi. Była tego pewna.
A potem świat zniknął.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Pierwszą rzeczą, którą Kate sobie uświadomiła, był elektroniczny sygnał dźwiękowy. Nie myślała dużo o umieraniu, ale była całkiem pewna, że właśnie tak to brzmiało. Wkrótce dołączył do niego kolejny dźwięk, a raczej pisk. A potem uświadomiła sobie, że porusza się do przodu.
Kółka, pomyślała. Jestem na szpitalnym łóżku.
A więc jednak nie umarłam, pomyślała. Przynajmniej jak dotąd.
Kate poczuła coś w gardle i coś jeszcze, co wbijało się w jej ramię. Nie bolało, ale drażniło ją. Spróbowała podnieść rękę, ale daremnie. Słyszała dziwne odgłosy dobiegające gdzieś z góry, jakby ludzkie głosy przebijające się przez wodną barierę. Wraz z upływającymi sekundami, zniekształcone głosy stawały się coraz bardziej wyraźne i zaczęła rozróżniać poszczególne słowa.
– To cud – powiedział ktoś. Głos należał do kogoś, kogo nie rozpoznawała.
– Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby ktoś z takimi obrażeniami uniknął śmierci – powiedział ktoś inny.
– Zobaczymy, czy uzyskamy zgodę jej rodziców na badania – powiedział ten pierwszy. – Kiedy ją podnosili, była bez czucia, a potem, nagle, zaczęła oddychać. Nie zdążyli nawet przeprowadzić na niej defibrylacji.
Kate zaczęła się zastanawiać, ile czasu minęło od chwili, kiedy uderzył w nią kamper. Czy właśnie dotarła do szpitala, czy też przeleżała długie lata w śpiączce. Ta druga myśl sprawiła, że wpadła w panikę. A co, jeśli straciła przytomność w swe siedemnaste urodziny i obudziła się dopiero w trzydzieste? Lub czterdzieste? Albo osiemdziesiąte?
Zaczęła odczuwać coraz większe wzburzenie na myśl o stanięciu twarzą w twarz z Amy, Dinah i Nicole, zamężnymi i z dziećmi. Wiedziała, że ma szczęście, że żyje, lecz ta myśl, że wszyscy żyli dalej bez niej była przerażająca.
W jakiś sposób, jakby powodowana własnym wzburzeniem, zdołała unieść powieki.
– Budzi się – powiedział ktoś.
– To niemożliwe. Jest w śpiączce farmakologicznej.
– Mówię ci! – powiedział pierwszy głos bardziej uparcie. – Właśnie otworzyła cholerne oczy.
Kate wyczuła w tonie tych głosów, że coś jest nie w porządku. Prędkość, przy której została uderzona, kąt, pod jakim uderzyła o ziemię, sposób, w jaki jej głowa zderzyła się z asfaltem – wszystko to sprawiało, że była całkowicie pewna, na sto procent, że nie powinna żyć.
Słysząc te głosy, wiedząc, że w jakiś sposób zaprzeczała logice, pozostając przy życiu, Kate wpadła w jeszcze większą panikę. Zaczęła mrugać oczami i udało jej się skupić wzrok na otoczeniu. Nad jej głową błyszczały białe, sufitowe kafelki, a po obu jej stronach stali lekarze i personel medyczny. Wszyscy wyglądali na zdezorientowanych.
Spróbowała zapytać, co się z nią dzieje, lecz nie mogła odpowiednio ułożyć języka. Coś tkwiło w jej ustach.
Podniosła dłoń, próbując złapać lekarza. Kiedy się poruszyła, zauważyła jakiś przewód biegnący od jej nadgarstka. Była podłączona do jakiejś kroplówki. Zemdliło ją na ten widok – nigdy nie lubiła igieł. Na jej ręce widniała zaschnięta krew.
Wówczas zdała sobie sprawę, że od wypadku nie minęło wiele czasu. W innym przypadku nie miałaby na sobie krwi i wokół niej nie krzątałoby się tyle personelu. Nie wieźliby jej tak pospiesznie korytarzem. Gdyby spędziła lata w śpiączce, całe lata przeleżałaby na jakimś oddziale, całkowicie przez wszystkich zapomniana, prawdopodobnie pokryta kurzem i pajęczynami.
Wiedząc, że nie minęło zbyt wiele czasu, uspokoiła się nieco, lecz wciąż wytrącali ją z równowagi lekarze, a zwłaszcza wyraz ich twarzy.
W końcu udało się jej sięgnąć i chwycić rękaw jednego z nich. Spojrzał w dół, tam gdzie trzymała go za rękaw, marszcząc materiał w dłoni. Momentalnie zbladł na twarzy, jakby właśnie zobaczył ducha. Podniósł wzrok na ratownika.
– Myślałem, że mówiłeś, iż ma potrzaskane kości.
Ratownik również spuścił wzrok na jej dłoń.
– Bo miała – powiedział.
Nagle zatrzymał się i jakby całkiem tym zaszokowany nie potrafił ruszyć nogą. Zostawili go za sobą i wkrótce znikł z pola widzenia.
W końcu Kate poczuła, jak jej łóżko minęło zakręt i wreszcie zatrzymało się. Lekarze krzątali się wokół niej, podłączając ją do różnych urządzeń, z których każde wydawało swój własny charakterystyczny odgłos.. Co chwilę ktoś ją trącał. Jednakże z każdą mijającą minutą zdawała się odzyskiwać czucie w kolejnych częściach ciała.
Spróbowała coś powiedzieć, ale ta rzecz w gardle jej przeszkadzała. Podniosła zatem dłoń i wyczuła jakiś rodzaj plastikowej osłony wokół ust.
– Hej, hej – powiedział jeden z lekarzy, próbując odciągnąć jej dłoń. – To pomaga ci oddychać. Nie ruszaj tego.
Zrobiła, jak jej kazano.
– Zwiększmy