Скачать книгу

zamarza! – dodał ze śmiechem.

      Kilka minut później Rachel dostrzegła w dali mglisty zarys ogromnej białej kopuły, która wyrastała z lodu. Co, u licha…?

      – Mieszkają tutaj duzi Eskimosi, no nie? – zażartował mężczyzna.

      Rachel próbowała coś z tego zrozumieć. Budowla przypominała pomniejszony stadion Astrodome w Houston.

      – NASA zbudowała ją półtora tygodnia temu – mówił. – Wieloelementowy pneumatyczny pleksipolisorbat. Wystarczy nadmuchać elementy, połączyć jeden z drugim, przymocować całość do lodu za pomocą naciągów. Wygląda jak przerośnięty kopulasty namiot, ale w rzeczywistości jest prototypem przenośnego siedliska, jakie mamy nadzieję pewnego dnia postawić na Marsie. Nazywamy go „habisferą”7.

      – Habisferą?

      – Tak, łapie pani? Bo to nie jest cała sfera, tylko habi-sfera.

      Rachel z uśmiechem patrzyła na dziwaczną budowlę, która teraz rysowała się wyraźniej na lodowej równinie.

      – A ponieważ NASA jeszcze nie planuje podróży na Marsa, postanowiliście urządzić imprezę tutaj?

      Mężczyzna roześmiał się.

      – Prawdę mówiąc, wolałbym Tahiti, ale los zadecydował inaczej.

      Rachel patrzyła niepewnie na konstrukcję. Biała kopuła odcinała się widmowo od ciemnego nieba. Icerover podjechał bliżej i zatrzymał się przy małych, właśnie otwierających się drzwiach. Światło z wnętrza wylało się na śnieg. Wyszedł zwalisty olbrzym w czarnym wełnianym golfie, który powiększał jego sylwetkę i upodobniał do niedźwiedzia. Ruszył w kierunku pojazdu.

      Rachel nie miała wątpliwości, kim jest ten człowiek: Lawrence Ekstrom, administrator NASA.

      Kierowca uśmiechnął się pocieszająco.

      – Niech się pani nie da zwieść pozorom. Facet jest łagodny jak baranek.

      Prędzej jak tygrys, pomyślała. Dobrze znała reputację Ekstroma, który do celu szedł po trupach. Urywał głowę każdemu, kto śmiał stanąć na jego drodze do marzeń.

      Kiedy wysiadła z icerovera, wiatr niemal zwalił ją z nóg. Otuliła się skafandrem i ruszyła w kierunku kopuły.

      Administrator NASA spotkał ją w połowie drogi i wyciągnął wielką dłoń w rękawicy.

      – Pani Sexton, dziękuję za przybycie.

      Rachel niepewnie pokiwała głową i żeby usłyszał ją w wyjącym wietrze, wrzasnęła:

      – Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy miałam jakiś wybór!

      Tysiąc metrów dalej Delta Jeden patrzył przez lornetkę, jak administrator NASA wprowadza Rachel Sexton do kopuły.

      Rozdział 19

      Lawrence Ekstrom był prawdziwym olbrzymem, rumianym i szorstkim w obejściu jak rozeźlony skandynawski bóg. Miał obcięte po wojskowemu proste jasne włosy, zmarszczone czoło i bulwiasty, pożyłkowany nos. Jego kamienne oczy zdradzały, że ma za sobą niezliczone bezsenne noce. Przed przeniesieniem do NASA był wpływowym doradcą do spraw przestrzeni kosmicznej w Pentagonie. Jego reputacji gbura dorównywało tylko oddanie, z jakim podchodził do swojej pracy.

      Rachel Sexton weszła za nim do habisfery i znalazła się w niesamowitym półprzezroczystym labiryncie korytarzy. Jego ściany tworzyły plastikowe płyty wiszące na napiętych drutach. Podłogi nie było – powierzchnię grubego lodu pokrywały pasy gumowych wykładzin. Minęli prowizoryczną sekcję mieszkalną z kojami i chemicznymi toaletami.

      Na szczęście powietrze w habisferze było ciepłe, choć ciężkie od zapachu ludzi mieszkających od jakiegoś czasu w jednym pomieszczeniu. Gdzieś mruczał generator, który dostarczał prąd do żarówek wiszących na kablach w korytarzu.

      – Pani Sexton – burknął Ekstrom, żwawym krokiem prowadząc ją ku nieznanemu miejscu przeznaczenia – będę z panią szczery. – Jego ton wyraźnie dawał do zrozumienia, że goszczenie jej nie sprawia mu przyjemności. – Znalazła się pani tutaj wyłącznie na życzenie prezydenta. Zach Herney jest moim przyjacielem i wiernym poplecznikiem NASA. Szanuję go. Wiele mu zawdzięczam. I ufam mu. Nie kwestionuję jego bezpośrednich rozkazów, nawet kiedy się z nimi nie zgadzam. Żeby nie było nieporozumień, musi pani wiedzieć, że nie podzielam entuzjazmu prezydenta w kwestii włączania pani w tę sprawę.

      Rachel mogła tylko zrobić wielkie oczy. Przebyłam pięć tysięcy kilometrów i spotyka mnie takie przyjęcie? Ten facet zdecydowanie nie jest Marthą Stewart.

      – Z całym szacunkiem, ja również wykonuję rozkazy prezydenta – odpaliła. – Nawet mi nie powiedziano, co mam tutaj robić. Wyruszyłam w tę podróż w dobrej wierze.

      – Świetnie. W takim razie nie będę owijał w bawełnę.

      – Już początek był niezły.

      Wydawało się, że szorstki komentarz zaskoczył administratora. Zwolnił na chwilę, a jego oczy pojaśniały, gdy jej się przyglądał. Potem, niczym rozwijający się wąż, wydał długie westchnienie i znowu przyspieszył.

      – Proszę zrozumieć – podjął – że jest pani tutaj wbrew mojej woli. To tajny projekt NASA. Nie dość, że reprezentuje pani NRO, którego dyrektora bawi porównywanie personelu NASA do paplającej dzieciarni, to na dodatek jest pani córką człowieka stawiającego sobie za cel zniszczenie agencji. Ostatnio moi ludzie znieśli wiele słów krytyki i w pełni zasłużyli na czekającą nas chwilę chwały. Jednak z powodu gradu oskarżeń zainicjowanych przez pani ojca, mój ciężko pracujący personel zmuszony jest dzielić się uznaniem z kilkoma przypadkowymi cywilnymi naukowcami oraz z córką człowieka, który próbuje nas zniszczyć.

      Ja nie jestem moim ojcem!, chciała wrzasnąć Rachel, ale raczej nie był to dobry moment na dyskutowanie o polityce z szefem NASA.

      – Nie przybyłam tutaj dla rozgłosu, panie administratorze.

      Ekstrom spiorunował ją wzrokiem.

      – Być może uzna pani, że rozgłos jest nieunikniony.

      To ją zaskoczyło. Wprawdzie prezydent Herney nie wspomniał słowem o pomaganiu mu w „publiczny” sposób, ale William Pickering wyraźnie dał jej do zrozumienia, że może stać się pionkiem w politycznej grze.

      – Chciałabym wiedzieć, co ja tu robię.

      – Ja również. Nie posiadam tej informacji.

      – Słucham?

      – Prezydent poprosił, żebym zaznajomił panią z naszym odkryciem natychmiast po pani przybyciu. Rola, jaką ma pani odegrać w tym cyrku, to już wasza sprawa.

      – Powiedział mi, że wasz system obserwacji Ziemi dokonał jakiegoś odkrycia.

      Ekstrom popatrzył na nią kątem oka.

      – Co pani wie o projekcie EOS?

      – EOS to konstelacja pięciu satelitów, które badają Ziemię. Dostarczają danych do kartowania oceanów, analizy uskoków tektonicznych, oceny tempa kurczenia się lodu polarnego, lokalizowania złóż paliw kopalnych…

      – Świetnie – mruknął Ekstrom, ani trochę nie będąc pod wrażeniem. – Czy wie pani o najnowszym dodatku do konstelacji EOS? Nazywa się PODS8.

      Rachel przytaknęła. Celem orbitalnego polarnego skanera gęstości była ocena skutków globalnego ocieplenia.

      – Jak

Скачать книгу


<p>7</p>

habitat (ang.) – siedlisko

<p>8</p>

The Polar Orbiting Density Scanner