ТОП просматриваемых книг сайта:
Sedno życia. Katarzyna Kielecka
Читать онлайн.Название Sedno życia
Год выпуска 0
isbn 978-83-66201-49-1
Автор произведения Katarzyna Kielecka
Жанр Современные любовные романы
Издательство OSDW Azymut
Zamarłyśmy na ułamek sekundy, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
– Zobacz, Agata, jakiś dobry duch pewnie przyniósł nam nową flaszkę – wymamrotałam, gdy tarabaniła się niezgrabnie do przedpokoju, żeby wpuścić potencjalnego darczyńcę.
Otworzyła i zbaraniała. W drzwiach stał mocno wkurzony Wojtek.
– A… Agata? – zająknął się, jakby to on był na rauszu, jednak szybko się opanował. – Co wy wyprawiacie? – palnął i wtargnął do środka, nie pytając o zgodę.
Ona zaś oparła się ciężko o ścianę i z udawaną złością zaczęła go obsobaczać:
– Nie widzieliśmy się od lat i nagle przyłazisz tu bez butelki wina w garści? Wstyd, panie krawaciarzu!
– Jesteście pijane? – spytał głupio, jakby nie było tego widać.
– A jak? Zabronisz nam? Jesteśmy dorosłe! Obie! – krzyczałam z głębi mieszkania, nie mając zamiaru powiększać tłoku w ciasnym przedpokoju.
– Gdzie wycyganiłeś mój adres? – dołożyła Agata.
– Dostałem od jakiegoś dziecka – tłumaczył skonsternowany. Zaczął na zmianę przyglądać się jej i lustrować pokój. – Rozmawiałem z nim przez twój telefon – dodał, wskazując mnie oskarżycielsko palcem.
Grześ, który najwyraźniej podsłuchiwał pod swoimi drzwiami, nagle zmaterializował się tuż przy intruzie i zasugerował niewinnym głosem:
– Czy może pan im coś powiedzieć? Chyba zwariowały przez te teczki. – Machnął małą, zdradziecką ręką w kierunku dokumentów.
Zamurowało nas. Tymczasem Wojtek bez słowa podszedł do stołu, capnął dokumenty i zaczął je studiować. Niby wiedziałam, że to nie jego sprawa – mogłam mu to nawet w każdej chwili wygarnąć – a jednak czułam się dziwnie winna. Dokładnie tak, jak wtedy, kiedy w szóstej klasie wychowawca przyłapał nas na paleniu fajek przy szkolnym boisku. Stałyśmy skruszone, w milczeniu, lekko się chwiejąc. Mały donosiciel także czekał bezdźwięcznie na to, aż gość zakończy lekturę.
Po paru minutach Wojtek ogarnął wiedzę medyczną i zdołał ją zrozumieć. Odłożył dokumenty na stół, popatrzył w przestrzeń i dokonał trafnego oraz wyczerpującego podsumowania:
– Kurwa mać!!!
– Nie przy dziecku! – wrzasnęłyśmy jednocześnie.
– Spoko – wymsknęło się zachwyconemu Grzesiowi. – Sebek mówi gorsze rzeczy.
Przelotnie pomyślałam, że może trzeba zainteresować się, kim jest ów Sebek. Tymczasem Wojtek sprawdził, że butelka jest opróżniona, wybadał barek, wyraźnie ciesząc się, że zieje pustką, i zrobił nam po kubku kawy. Następnie, już całkowicie opanowany, podszedł pod drzwi i rzucił obojętnym tonem:
– Jeśli jeszcze kiedyś ukryjesz przede mną coś takiego, to zwyczajnie cię spiorę.
– Phi… – zaczęłam.
Przerwał mi zdecydowanie, mówiąc tym razem do Agaty:
– I ciebie przy okazji też. – Trzasnął drzwiami i zniknął.
Zapadła cisza. Obie nieco zażenowane sytuacją trwałyśmy przez jakiś czas w przymulonym bezruchu. Miałam wrażenie większego obsobaczenia, niż gdyby na mnie nawrzeszczał. Moja przyjaciółka chyba też.
– On jednak ma klasę. Pomijam prezencję. Dlaczego ja go w szkole nie poderwałam? – przerwała milczenie.
– Bo miał pryszcze – podpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– No miał. Za to teraz… Trochę szkoda, mimo wszystko.
Przypomniałyśmy sobie o Grzesiu. Mały zdrajca zerknął na nas groźnie i oświadczył:
– No właśnie. Spokój ma być! Bo ja też was spiorę! – Odwrócił się w miejscu i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Rozdział 8
Jakiś czas później już po Wielkanocy niespodziewanie wpadł do mnie Wojtek. Od pamiętnego pijackiego wybryku widzieliśmy się po raz pierwszy bez asysty reszty rodziny.
– Pamiętaj, że wtedy mówiłem poważnie – podkreślił jeszcze w progu.
– Dobra, dobra – zakpiłam. – Kawy chcesz?
– Zrób i siadaj, bo mamy do pogadania.
Cholera. Co znowu? Przecież przyjęłam do wiadomości, że się przejął i że mam być grzeczna, a szkolenia odwalałam potulnie i bez szemrania, jak sobie życzył. Naprawdę nie miał się o co czepiać.
– Mów. Byle szybko. Miejmy to za sobą.
– Czego się jeżysz? Mam dla ciebie niespodziankę.
– Nie cierpię niespodzianek.
– A to pech – zaśmiał się. – Dla tej możesz zrobić wyjątek. Dostałaś misję specjalną.
– Że co? – spytałam, stawiając przed nim kubek.
– Daleko, daleko stąd… – zaczął.
– Za górami, za lasami – podpowiedziałam.
– No mniej więcej – zgodził się. – Teraz na serio. Jest jedna nasza placówka, całkiem mała, z najsłabszymi w kraju wynikami. Nawet nie to, że ludzie tam są do kitu, tylko nie ma kto wziąć ich za pysk i odpowiednio ustawić, zmotywować i udowodnić im, że potrafią. Ty możesz tego dokonać.
Spodziewałam się czegoś takiego. Za długo było spokojnie. Z budzącą się we mnie rezerwą zapytałam:
– Gdzie to jest?
– Wiesz, jeśli się tego nie podejmiesz, ta placówka padnie.
– Gdzie?
– I ludzie stracą robotę.
– Gdzie, do cholery?!
– W Świnoujściu – oznajmił ze stoickim spokojem i po chwili złapał w panice książkę, którą w niego rzuciłam, bo akurat tylko ją miałam pod ręką.
– Sfiksowałeś – oznajmiłam.
– Dlaczego? Wiem, że to nie zbocza Zawratu, których się domagałaś, ale tam są pagórki i klify. Spodoba ci się. Lubisz, gdy jest wysoko.
– Jasne. Prawie Karakorum.
– I uratujesz kilka osób przed tułaczką na bezrobociu – mądrował, jakby na wszystko miał odpowiedź.
– Może im to wyjdzie na zdrowie. Znajdą coś lepszego. Nadal uważam, że korporacja to zło.
– Przyda ci się wyjazd.
– W styczniu byłam w Kościelisku i to mi wystarczy.
– Złapiesz dystans.
– Mam dystans. Aż za duży.
– Dasz Agacie trochę od siebie odpocząć, bo chyba nie umiesz już bez niej żyć. Uzależniłaś się – palnął wreszcie, wiedząc, że grzmotnie w sedno.
I tu mnie miał. Cholera, przecież wiedziałam, chociaż starałam się o tym nie myśleć. W ogóle o wszystkim starałam się myśleć jak najmniej. Spojrzałam na niego z mordem w oczach i stwierdziłam z rezygnacją:
– Poddaję się.
– Brawo –