Скачать книгу

Ty ujmujesz mnie silnymi ramionami i  stawiasz do pionu. Rozluźniam pieści, w  które miałam zaciśnięte dłonie. Nie wiem, gdzie jesteś, czuję tylko ciepło, którym emanują twoje dłonie. Jakaś siła popycha mnie, by najpierw usiąść, a  później się położyć na skórze niedźwiedzia, którą mam rozłożoną przed kominkiem. Zadaję sobie pytanie: Co to było? Jaka siła mną tak kieruje? Jednak ruszyć się nie mogę, nawet nie chcę. Więc leżę nieruchomo i  delektuję się twoją obecnością, gdy dotykasz moich włosów rozpostartych gdzieś dookoła. A  ty coraz bliżej mnie. Czuję, jak pieścisz moje oczy pocałunkiem. Teraz usta, muskasz delikatnie niczym ciepły letni wiatr. Szyja, mój wrażliwy na pieszczoty kawałek ciała. A  ty dotykasz jej ciepłymi, nie… gorącymi ustami. Chcę cię objąć, lecz ręki podnieść nie mogę. Boję się, że weźmiesz za dużo, chcę krzyczeć, lecz krzyk utknął gdzieś w  gardle. Proszę: odejdź, jednocześnie inna cześć mnie krzyczy: Zostań! Jednak głos nawet nie wychodzi z  moich ust, a  one tylko się rozchylają. Idziesz dalej, muskając mnie swoją dłonią. Nie czuję silnego dotyku, lecz tylko ciepło twoich rąk przemieszczające się po moim rozpalonym ciele. O, o, och! Na dłużej zatrzymałeś się na piersiach, otaczając je kolistymi ruchami od zewnętrznej strony, uciskając je jednocześnie. Jesteś blisko, coraz bliżej sutka, który jest tak twardy i  wrażliwy, że za chwilę eksploduje. A  ty zbliżasz się do nich bezlitośnie i… I  już je pieścisz, muskasz i  podszczypujesz. To boli, lecz bronić się nie chcę. Taak, tak, tak! A  ty przerywasz. Nie ma cię, nie czuję nic. Gdzie jesteś!? Nie! Nie zostawiaj mnie. Chcę więcej. Uff, czuję znowu twój dotyk, jest przy prawym boku. Miły ciepły dotyk, tak, to może być dotyk. Coś mnie pieści. Czuję energię przesuwającą się to w  górę, to w  dół, za każdym razem nieco bliżej pępka. Tuż obok dotyk zmienia kierunek i  zaczyna zataczać koła. Pierścienie za każdym razem są większe i  silniejsze. Czuję narastający ucisk. Jednocześnie z  narastaniem siły twojego dotyku narasta napięcie moich mięśni i  podniecenie. Zatrzymujesz się gdzieś w  połowie odległości między pępkiem a  krótko przystrzyżonym małym dywanikiem włosów łonowych. Co teraz? Jednopunktowy dotyk zaczyna się rozszerzać. Czuję teraz drugą twoją dłoń na moim brzuchu. Obie dłonie wolnym ruchem przesuwają się w  kierunku mego łona. Ruch jest wolny i  nieustępliwie zbliża się do dostępnej tylko wybrankowi okolicy. Zaczynam dygotać z  podniecenia. Ty nie przerywasz tej udręki, sprawiając, że całym ciałem błagam: Wejdź we mnie. Lecz ty nie zmieniasz tempa. Niecierpliwie pragnę poczuć cię w  sobie. Rozchylam nogi i, ku mojemu zaskoczeniu, czuję lekki powiew ciepłego powietrza. To twój oddech. O  rany, chcę uciekać, a  jednocześnie pragnę więcej. I  dostaję, dotykasz mnie, najpierw oddechem, a  chwilę później językiem. Wszystkie mięśnie napinają się, a  zmysły szaleją. Oddech przyśpiesza, podniecenie rośnie. Twoje dłonie pieszczą moje uda, a  usta szaleją. Przenika mnie fala rozkoszy. Zaciskam dłonie, a  twój język zatacza kółeczka wokół mojej łechtaczki. Zaczynasz ssać ją i  twoje palce zbliżają się do wrót mojej kobiecości. Prężę się i  zamykam oczy. Zalewają mnie kolejne fale rozkoszy. Czuję, że zaraz eksploduję. Oddech jest krótki i  przyśpiesza coraz bardziej. Tak, chcę, byś wszedł we mnie już teraz. A  ty liżesz mnie i  przygryzasz, doprowadzając do ostateczności. Tak, jestem pewna, tylko ty możesz mnie tak rozpalić. Dygoczę z  rozkoszy, jaką mi sprawiasz, już tracę kontrolę. Pragnę mieć cię w  sobie teraz, pragnę cię. Zaciskają się mięśnie mego łona. Przekraczam granice, których jeszcze z  nikim nie przekroczyłam. Nigdy nie czułam się tak rozpalona, nie dam rady, muszę cię mieć teraz. Zrywam się, by chwycić cię za włosy, lecz ciebie nie ma. Co to było? Moje szeroko otwarte oczy i  wilgotne ciało mówią, że to było niesamowite. Lecz powoli dociera do mnie, że jestem sama w  domu. Nie możesz tu być, wyjechałeś. To był sen.

      Przerywam mowę na chwilę. Biorę głęboki oddech.

      – Takich opowieści pan oczekiwał?

      – Tak, właśnie takich. Nie rozczarowałem się, ty potrafisz być namiętna.

      – Dobrze, czy mogę prosić o  odrobinę wody?

      – Tak, lecz musisz dać mi moment na ochłonięcie.

      – Sama mogę wziąć tę wodę, potrafię to zrobić.

      – Oczywiście, nikt w  to nie wątpi.

      Wstaję z  fotela i  idę w  kierunku barku obok niego.

      – Przepraszam. Czy mogłabyś mi podać kostkę lodu?

      – Tak, jeśli właśnie tego pan potrzebuje.

      – Tak, potrzebuję, i  to bardzo.

      Upijam łyk wody, jednocześnie podając Brusowi kostkę lodu na otwartej dłoni. Jedną ręką chwyta moją dłoń, drugą zaś kostkę lodu.

      – Zapomniał się pan. Miało być bez dotykania.

      Natychmiast puszcza moją dłoń.

      – Przepraszam.

      – Nie szkodzi. Następnym razem dostanie pan po łapach.

      – Kusząca wizja.

      Uśmiecha się dwuznacznie. Ja odwzajemniam uśmiech. Zapomniałaś się, kobieto, nie jesteś tu, by flirtować, bo możesz tego żałować. To nie twoja liga, niestety.

      – Już czas na mnie.

      – Tak, wiem.

      – Przebiorę się jeszcze.

      – Sukienkę musisz zatrzymać.

      Ton jego głosu już nie jest kusząco uwodzicielski, lecz władczy i  wymagający. Szybko. Przez lód tak szybko stał się formalny?

      – Ale ja się tak nie ubieram, to nie moja bajka.

      – Więc zaczniesz. Jednak jeśli chcesz, w  drodze wyjątku, pozwolę ci wybrać strój na kolejne spotkanie.

      – Tak, piżamę poproszę – mówię ironicznie.

      – Tego nie obiecuję na następne spotkanie, lecz może kiedyś w  przyszłości pomyślę o  tym.

      Przebieram się szybko i  wychodzę, zabierając sukienkę w  przygotowanej wcześniej torbie. Chcę mieć to spotkanie już za sobą.

      – To do widzenia, Skarbie.

      – Do widzenia.

      Wychodzę nieco pośpiesznie. Nawet nie oglądam się za sobą. Tak, jakbym chciała uciec, tylko przed kim? Przed sobą czy Brusem? Po opuszczeniu jego domu siadam za kierownicą auta i  biorę kilka głębokich oddechów. Muszę odetchnąć, bo ta cała opowieść i  mnie podnieciła.

      Po krótkiej chwili dostaję wiadomość: *Jedź ostrożnie. Do zobaczenia za tydzień, Skarbie. XXX*

      Odpisuję. Krótko i  sucho, musi mu wystarczyć, nie chcę prowokować: *Ok.*

      Nie chcę wdawać się w  dłuższe konwersacje, nie muszę. Na dziś moja praca się skończyła.

      ROZDZIAŁ 2

      Sobota rano. Piję kawę i  dostaję wiadomość: *Dzień dobry. Jeszcze sześć dni, Skarbie. XXX*

      Cała się buntuję, nie będę odpowiadać, mam prawo. Należę do niego tylko w  piątki przez sześć godzin. Biorę prysznic i  wychodzę z  domu. Zakupy dobrze mi zrobią. Mam dziś ochotę kupić sobie piżamę. Wchodzę do pierwszego butiku i  oglądam kilka, jedna nawet mi się podoba. Zdecydowałam, którą kupię. Przed podejściem do kasy, sięgam po portfel do torebki. Ze złością stwierdzam, że zapomniałam pieniędzy. Rozdrażniona swoim gapiostwem odkładam piżamę na półkę i  wychodzę. Dobrze, że zorientowałam się, zanim podeszłam do kasy, oszczędziłam sobie wstydu. Spacerkiem wracam do domu. Dostaję kolejną wiadomość: *Dlaczego nie korzystasz z  auta, tylko chodzisz pieszo?*

      Wściekła jestem, on jeszcze mnie nęka. Postanowiłam

Скачать книгу