Скачать книгу

koleżanki.

      Te liściki były tylko niewinnym flirtem, powiewem młodości, a jednocześnie wyrazem tęsknoty za poznaniem ludzi, którzy nie należeli do jej świata. Elias Zinger był liberalnym żydowskim ojcem, ale jego liberalizm miał granice. Córka nie mogła sama wybrać mężczyzny, z którym chciałaby się związać. Miała być wierną córką Izraela. Toteż flirt z Dawidem, w swej treści i formie bardzo dziecinny, pozwalał dziewczynie zaspokoić jej egoistyczną, ale zupełnie naturalną w tym wieku potrzebę bycia adorowaną przez chłopców.

      Flirt trwał przez lato tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku. Milena wielokrotnie dawała Dawidowi do zrozumienia, jak bardzo jej na nim zależy. Napomykała o jego zręczności, o tym, że ujmuje ją sposób, w jaki odnosi się do dziewcząt, oraz że jest bardzo szarmancki, a przy tym dyskretny i czuły. Pisała do niego w taki sposób, mimo iż miała świadomość, że wśród religijnych Żydów kobieta zachęcająca mężczyznę do aktywniejszego flirtu niechybnie wywołałaby skandal. Jednak Milena miała skłonność do dosyć prowokacyjnego zachowania. Podświadomie wyczuwała, iż ojciec żałuje, że nie urodziła się chłopakiem, i ta niezwykła śmiałość, z jaką podchodziła do wszystkich swoich spraw, czasami napawała rodziców obawami co do tego, jak córka pokieruje swoim życiem.

      Pomimo niepokojów międzynarodowych lato tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku Milena spędziła, pisząc liściki do Dawida. Bawiło ją to. Sama się sobie dziwiła, że przykładała tak wielką wagę do tych nieznośnie pustych słów i z taką atencją traktuje samo pisanie. Poprawiała każdy liścik do Dawida po kilka razy, zmieniając ton albo uwypuklając te cechy chłopaka, które się jej podobały, i te, które budziły w niej sprzeczne odczucia. Kiedy dostawała odpowiedź, w której Dawid dawał wyraz swojemu zaskoczeniu tak „szybko postępującą znajomością” i przystępował do niezdarnego tłumaczenia się z jakiejś swojej wady, Milena, ciągle mając nad nim przewagę, zaczynała stosować osobliwą kobiecą „dialektykę”. Pisała, że zachwyca ją przede wszystkim jego wrodzona skromność, ale on nie rozumie jej serca. Ona starała się przecież mu wyjaśnić, na czym polegają jego błędy (na przykład nie uczył się francuskiego). To spowodowało, że Dawid zerwał korespondencję. Wytrzymał delikatne, ale i wyczuwalnie ironiczne przytyki, ale nie mógł znieść lekkiej drwiny ze strony kobiety. Milena nie chciała urazić go celowo.

      Na początku września tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku w Czechosłowacji w życie codzienne wdarł się już wrzask pewnego pokojowego malarza spod Salzburga, domagającego się poszanowania praw niemieckiej mniejszości w Sudetach. Milena zupełnie się tym nie przejmowała. Była bardzo niezadowolona, że straciła swoją letnią zabawkę – Dawida. Mogła przecież przeciągnąć ten niewinny żarcik odrobinę dłużej. Nie cierpiała przy tym wewnętrznie. Raczej cierpiała jej próżność, owa lekka, nieznośnie irytująca, a przy tym zupełnie naturalna strona kobiecej duszy.

      Austria, 1938

      Drasenhofen jest zapomnianą przez Boga mieścinką w Austrii, tuż obok czeskiej granicy. Nad maleńkim ryneczkiem wznosi się kościół, który jest jedyną budowlą widoczną w promieniu kilometra. Austriacka prowincja jakby na przekór upływowi czasu zachowała dawny styl życia. Dramat codzienności toczył się według jasnego i z dawna zaplanowanego scenariusza. Dzwon kościoła parafialnego codziennie wzywał wiernych na mszę, a mieszkańcy przychodzili do sklepu Weimertów po świeże wędliny.

      Babka Franza Weimerta miała osiemdziesiąt lat i zawsze starała się być pierwsza w kościele. Siadała nieodmiennie w pierwszej ławce od ołtarza i przed mszą głośno odmawiała różaniec. Jej głęboka, szczera religijność miała wpływ na wnuczka. Szesnastoletni Franz pełnił bowiem funkcję przełożonego ministrantów. Jako ulubieniec staruszki musiał się podporządkowywać marzeniom babci, snującej dalekosiężne plany, a starsza pani decydowała w domu Weimertów o wielu rzeczach, zdobywszy uprzednio ogromny wpływ na syna i synową. Widziała oczyma duszy swego wnuczka jako księdza, oddanego na służbę Bogu i Kościołowi. Jednak marzenia marzeniami, a obok nich, jakby zupełnie na przekór, w Austrii zachodziły nieodwracalne zmiany.

      Anschluss przyszedł spodziewanie. Przeciętni Austriacy, tacy jak rodzina Weimertów, przyjęli go z obojętnością. Być częścią wielkich Niemiec, a nie tej śmiesznej, dziesięciomilionowej republiki, znaczyło „coś”. Wielu Austriaków żyło bowiem wspomnieniem dawnej chwały domu habsburskiego. Upadek republiki nic dla tych ludzi nie znaczył. Ojciec Franza Weimerta, Josef, niezbyt się tym faktem przejął. Rozcinał w dalszym ciągu wieprze dostarczane przez okolicznych gospodarzy, robił z nich salcesony, wędził szynki i w tym codziennym wirze wędzonych świńskich ogonów, łbów i kiełbas nie miał czasu, żeby przejmować się czymś tak abstrakcyjnym, jak Republika Austrii. Josef Weimert nie miał głowy do polityki. Polityka bowiem to sztuka trudnych kompromisów. A on nie lubił kompromisów, gdyż wymagały od niego wysiłku intelektualnego, z którym źle się czuł, i większość ważnych dla domu decyzji spychał na kobiety, zwłaszcza na swoją matkę, a babkę Franza. Oprócz kompromisów Josef Weimert nie lubił Prusaków, czyli wszystkich Niemców mówiących innym akcentem od tego, jakiego używało się w Górnej Austrii lub – w ostateczności – w okolicach Wiednia. Gdy więc faszyści po raz pierwszy próbowali przejąć władzę w republice za rządów kanclerza Engelberta Dollfussa, ojciec skwitował to stwierdzeniem:

      – Co ci okropni Prusacy sobie myślą?

      Anschluss z marca tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku stanowił dla ojca nic nieznaczący epizod, w czym poważny udział miała jego matka, rodowita Bawarka znad rzeki Inn. Powiedziała mu, że ich rodzina od trzystu lat budowała swoją pozycję uczciwych i rzetelnych rzeźników. Nigdy żaden z przodków Josefa Weimerta nie sprzedawał ohydnej pasztetówki jako wątrobianki, a Krakauer, najbardziej tradycyjna z austriackich kiełbas, nigdy nie miał więcej słoniny, niż wynikało to z przepisu. I skoro od trzystu lat nikt nie narzekał na wędliny Weimertów, nie było żadnego powodu, by ludzie mieli na nie narzekać w Austrii pod panowaniem Hitlera. To był pragmatyzm codzienności. Dlatego ojciec przeszedł nad Anschlussem do porządku i skwitował włączenie Austrii do Niemiec lapidarnym stwierdzeniem:

      – Nie pozwólmy, aby ta zmiana zaważyła na naszym życiu.

      Rodzina Weimertów była najosobliwszym mizoginicznym patriarchatem, jaki można sobie wyobrazić. Słowo ojca było święte, ale tylko wówczas, kiedy zaakceptowała je babka. Anna Teresa Weimert decydowała, jaki kształt ma mieć strudel na Boże Narodzenie, jak długo należy prażyć jabłka na ów strudel, jaki stół należy kupić, żeby nie zniszczyć dębowej podłogi w salonie, i wreszcie jakie lektury powinna czytać synowa w czasie ciąży. Matka Franza, Honorata z domu Aufhauser, nie była żadną błyskotliwą intelektualistką, tylko pobożną kobietą o wielkim sercu, która prała, sprzątała, oporządzała dom i rodziła dzieci. Bynajmniej nie została do tego zmuszona. To był jej własny wybór, wynikający z potrzeby serca.

      W takiej rodzinie przyszedł na świat Franz Weimert. Miał dwóch starszych braci: Lorenza, lekarza, człowieka uczynnego i oczytanego, oraz jego zupełne przeciwieństwo, Friedricha, robotnika pracującego w Wiedniu i rzadko zaglądającego do Drasenhofen, osobnika z natury samotnego, introwertycznego, rodzinnego dziwaka.

      Franz był trzecim, najmłodszym, synem, ukochanym dzieckiem, grzecznym, uczynnym. Nigdy nie szukał zwady z rówieśnikami, pomagał ojcu, pilnie się uczył i chodził codziennie do kościoła.

*

      Święto Paschy tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku było na swój sposób niezwykłe. Odbywało się w atmosferze niewytłumaczalnego dla wielu ludzi rozdwojenia. Wiosną tego roku ostatecznie umarła Czechosłowacja. Powstało wolne państwo słowackie, z zasady antyczeskie, ultrakatolickie i zajadle antysemickie, co Słowacy starali się okazać Żydom na każdym kroku.

Скачать книгу