Скачать книгу

na nią być może ostatni raz. Nie wiem, co zamierzałem jej tym spojrzeniem przekazać, ale na pewno chciałem, żeby bardzo bała się myśli, że zawsze mogę ją odnaleźć i dokończyć to, co zacząłem. Żeby ta myśl towarzyszyła jej już do końca, żeby nigdy już nie czuła się bezpieczna.

      Tyle że teraz to ja byłem zwierzyną łowną.

      Odbiłem do wnętrza lasu i puściłem się biegiem przed siebie, starając się nie patrzeć za siebie.

      Klub pulsował, podłoga zdawała się drżeć pod stopami, a muzyka odbijała się głębokim rezonansem w żołądku Justyny. Wypiła już trochę wódki i jednego „wściekłego psa”, czuła błogość, z jaką alkohol rozlewał się w po jej ciele. Teraz chciała tylko tańczyć.

      – Idziemy?! – krzyknęła do Dawida, który powoli sączył piwo i patrzył na nią znad wysokiej szklanki.

      – W ten młyn? – odkrzyknął niezdecydowany.

      – A czemu nie? – Wzruszyła ramionami i podążyła w stronę parkietu, na którym w rytm dzikiego techno falował tłum ludzi.

      Potrzebowała tego. Otarła się o kilka spoconych ciał i znalazła się w samym środku pulsującego szaleństwa. Leciał zmiksowany kawałek Armina van Buurena. Wyrzuciła ręce w górę i zaczęła tańczyć. Chciała na chwilę zapomnieć o tym wszystkim, co powoli wpełzało w jej życie i rozrastało się niczym choroba w ciele nieświadomego jeszcze chorego. Ona za to była świadoma, o jak bardzo świadoma. I zdawała sobie powoli sprawę, że stoi na straconej pozycji. Bo jej mąż nigdy nie odwróci się od siostry i matki i nigdy się im nie przeciwstawi. Nawet jeśli czasami potrafił się zbuntować, burknąć, trzasnąć drzwiami, to mijało ledwie kilka dni, a on znowu posłusznie jechał do matki, „bo kran się popsuł” albo „przyszły jakieś listy z ubezpieczalni i nie wiem, o co chodzi”. Dzisiaj, przed wyjściem do klubu, znowu się pokłócili. Oznajmił Justynie, że za tydzień zawozi matkę do sanatorium i będzie musiał pomieszkać z siostrą, bo ta ma lęki i nie potrafi być w domu sama.

      – No ty chyba żartujesz! – warknęła, wpatrując się w męża wzrokiem pełnym niedowierzania.

      – Nie mogę jej tak zostawić. Wiesz przecież, że Beata choruje…

      – Kurwa, Piotrek, a Londyn? A nasz wyjazd? A Coldplay?

      Poznała po zagubionym wyrazie jego twarzy, że całkowicie o tym zapomniał.

      – Posłuchaj… – zaczął, rozkładając szeroko ręce.

      – Nie, to ty posłuchaj. Mam serdecznie dość twojej matki i siostry, które wpierdalają się non stop w nasze życie. Zresztą, co ja mówię! – parsknęła. – My nie mamy życia. Żyjemy wedle planów twojej mamuśki, jej wyjazdów, wymiany okiem, pękniętych rur.

      – Jesteś niesprawiedliwa. Ostatnio trochę spraw się skumulowało, ale to nie powód…

      – A ty jesteś ślepy i naiwny – zdecydowała się mu przerwać. – Ona wykorzystuje twoje przywiązanie i ślepą miłość do niej.

      – Przestań – warknął. – Nie chcę i nie będę tego słuchać.

      – Nie przestanę. Wychodzę dzisiaj. Idę napić się z ludźmi z firmy.

      – Mieliśmy zrobić sobie wieczór filmowy.

      – Bo to nie koliduje z planami twojej matki? Aha, przypomnę ci jeszcze o czymś – mieliśmy też żyć jak normalni ludzie, jak kochające się małżeństwo, a nie jak niewolnicy twojej rodzinki.

      – Jezu, zamknij się wreszcie!

      – Szkoda, że nie masz jaj, gdy twoja matka mówi ci, co musisz dla niej robić! – Justyna nie była dłużna, wykrzykując całą swoją złość.

      – Kurwa! – Piotr odwrócił się i zatrzasnął drzwi łazienki tak, że o mało nie wyleciała z nich zdobiona szyba.

      – Gratuluję – mruknęła Justyna i poszła do sypialni. Wyciągnęła z szafy obcisłe do niemożliwości dżinsy, kusy top, uwydatniający jej pełne piersi, i buty na koturnach. Zamierzała wyglądać seksownie i miała nadzieję, że to jeszcze bardziej wkurzy jej męża. Ale dupek nawet nie wyszedł z łazienki, dopóki ona nie opuściła mieszkania. I świetnie. Ona na pewno dzisiaj nie wróci do domu!

      Teraz falowała wraz z tłumem i miała głęboko w dupie Piotrka, jego matkę i smutną „zalęknioną” Beatę, która sama nie umiała ułożyć sobie życia, a w dodatku nie pozwalała na to własnemu bratu. Justyna znowu wyrzuciła ręce w górę i zaczęła kręcić biodrami. Nagle poczuła uścisk mocnych dłoni na wysokości pasa. Ktoś odwrócił ją ku sobie. Zamierzała zaprotestować, ale gdy tylko spojrzała w zielone oczy Dawida, uśmiechnęła się szeroko, z aprobatą.

      – Obiecałeś, że będziesz ze mną tańczył – krzyknęła.

      – A co właśnie robię? – zaśmiał się.

      – Okej!

      Tańczyli bardzo blisko siebie, czuła jego silne ciało, pachnące piżmowymi perfumami, miała świadomość jego dłoni spoczywających na biodrach i brody, a może ust muskających czubek jej głowy. Dziwnie drżała pod jego dotykiem. Na początku tłumaczyła to wypitym alkoholem, ale szybko przyznała przed sobą, że czuła pociąg do faceta, który do tej pory był jedynie jej dobrym kumplem. Ale teraz, w tej chwili, miała to gdzieś i nie chciała się nad tym dłużej zastanawiać, a po prostu zapomnieć o wszystkim i dobrze się bawić.

      Pulsująca muzyka huczała jej w głowie, gdy Dawid pociągnął ją w kierunku ciemnego korytarza, prowadzącego do toalet.

      – Co robimy? – spytała z ekscytacją.

      – Uciekamy. – Patrzył na nią, był poważny.

      – Ale dokąd? – Oparła się o kamienną ścianę, uniosła głowę i śmiało spojrzała mu w oczy.

      – A gdzie byś chciała? – Oparł ramiona po obu stronach jej głowy, pochylił się i głodnym wzrokiem wpatrywał w jej usta.

      – Sama nie wiem – powiedziała ciszej, ale on doskonale ją słyszał. – Czasami chciałabym wyjść i nie wrócić. Chciałabym, aby coś się zmieniło. Chciałabym znowu czuć. Po prostu czuć. Nie wegetować, tylko znowu mieć świadomość, że istnieję, że jestem żywa, kurwa, żywa. Rozumiesz? – dodała niemal na jednym tchu.

      Znowu była zła, przytłoczona myślami o swojej sytuacji.

      – Tak – odparł po chwili milczenia.

      – Nie sądzę. – Pokręciła głową.

      Złapał jej policzki w dłonie i unieruchomił.

      – Wszystko rozumiem, Justyna. Naprawdę rozumiem więcej, niż ci się wydaje.

      – Co możesz wiedzieć? Masz szczęśliwą rodzinę, masz wszystko – odparła z żałością. Alkohol zmył wszelkie opory, jej usta wymawiały słowa, których w życiu, będąc w normalnym stanie, by nie wypowiedziała.

      W jego wzroku pojawiło się coś, czego nie rozumiała. Żałość? Rozpacz? Za chwilę znowu patrzył tym swoim spokojnym, nieco zamglonym spojrzeniem.

      – Wiem, że chcesz żyć. Chcesz czuć. Każdy z nas chce być żywy, a nie umierać dzień po dniu. Rozumiem więc – powtórzył dobitnie.

      – Okej… – Opuściła głowę w geście rezygnacji.

      – Popatrz na mnie, Justyno. Powiedz, czego ty naprawdę teraz chcesz?

      – Ciebie – odparła śmiało, nie zastanawiając się

Скачать книгу