ТОП просматриваемых книг сайта:
Operacja pętla. Vladimir Wolff
Читать онлайн.Название Operacja pętla
Год выпуска 0
isbn 978-83-62730-31-5
Автор произведения Vladimir Wolff
Жанр Крутой детектив
Издательство OSDW Azymut
Zwykłe porównanie sił nic tu nie dawało. Obecnie wszelkie atuty były po ich stronie. Chciałoby się powiedzieć, że w tej konkretnej sytuacji trzymali Rosjan za gardło. Niemniej jak już przeciwnicy przystąpią do działania i z uporem zaczną przebijać się w kierunku zachodnim, dysproporcja sił będzie wyraźnie widoczna.
Adiutant delikatnie zapukał do drzwi.
– Tak?
– Jest pan proszony na dół.
– Już idę.
Szybciej, niż zamierzał, zbiegł po schodach. Sala projekcyjna na parterze jeszcze świeciła pustkami. Przynajmniej tak się zdawało generałowi.
– Nie wiedziałem, że pan jest w Warszawie.
Kontradmirał Jerzy Świrski, szef Kierownictwa Marynarki Wojennej, sztywno odkłonił się Pełczyńskiemu.
– To panu zawdzięczam ten pokaz?
– Poniekąd – wymijająco odparł szef II Oddziału. – Pan nie jest ciekaw, co też szykują nasi przyjaciele? – dodał złośliwie.
Świrski, pięćdziesięcioletni mężczyzna o nijakiej twarzy, jakby nie zauważył przytyku. Najzwyczajniej w świecie usiadł w pierwszym rzędzie foteli i założył nogę na nogę.
Pełczyński stanął przed wyborem – szybki papieros czy towarzystwo mrukliwego kontradmirała.
Wyjrzał na korytarz. Dylemat rozwiązał się sam, bo od strony głównego holu zbliżał się marszałek Śmigły-Rydz w towarzystwie gwardii przybocznej – szefa sztabu generała Wacława Stachiewicza i jego zastępcy, pułkownika Józefa Jaklicza.
– Zawsze pierwszy – powiedział naczelny wódz przy powitaniu.
– Tym razem jednak nie.
Na widok Śmigłego Świrski wstał, wyprężył sylwetkę, lecz nic nie powiedział.
– Właśnie chciałem po pana posłać.
– W takim razie zaczynamy – Stachiewicz zamknął drzwi i pstryknął palcami.
Przygasły światła, a projektor rozpoczął pracę. Zaczęło się jak zwykle – cyfry odliczające czas do rozpoczęcia filmu, puste klatki i w końcu to, o co chodziło.
– Nasi technicy zmontowali całość z nagrań pochodzących z dwóch kamer – wyjaśnił operator. – Panowie zobaczą końcowy efekt.
Pełczyński, zamiast wygodnie rozwalić się w fotelu jak Stachiewicz czy zachować powściągliwy umiar jak Śmigły, najchętniej przyłożyłby nos do samego ekranu, analizując każdy szczegół.
Z początku wszystko drgało, nie pozwalając dojrzeć detali. Tu ziemia, tu morze, a tu niebo – wszystko w najróżniejszych odcieniach szarości. Obraz ustabilizował się dopiero po dłuższej chwili. Wyświetlany pod kątem, dawał znakomitą perspektywę. Na dole ujście Newy widziane na wschód. Na wodzie w większości sama drobnica. Głowy nie da, ale dwadzieścia kilometrów dalej rozpościerał się Leningrad. Po chwili to samo, tylko z drugiej strony. Ten materiał zdecydowanie nadawał się do szczegółowego zbadania.
Uwagę zwracały pancerniki „Marat” i „Oktiabrskaja Rewolucja” zacumowane przy pirsach. Oba jeszcze sprzed poprzedniej wojny. Coś tam przy nich robiono – próbowano modernizować, ale ponoć bez większego efektu. Co innego krążownik „Kirow”. Ten był znacznie nowszy, bo wybudowany w 1938 roku. Dziewięć dział kalibru 180 mm przedstawiało pokaźną siłę ognia. Również duże niszczyciele „Leningrad” i „Mińsk” nie odstawały tak bardzo od „Groma”. Siły lekkie z tego, co wiedział Pełczyński, to niszczyciele typu Gniewnyj oraz typu Nowik. Tych jednostek zupełnie nie potrafił wskazać, ale już widział dyskusję, gdy specjaliści dorwą się w końcu do filmu. Równie niewiele wiedział o sowieckich okrętach podwodnych, oprócz tego, że było ich dużo. Znacznie więcej, niż mogli wystawić oni. Szacunki mówiły o jakiejś czterdziestce, i to na samym Bałtyku. Ogólnie we wszystkich flotach pełniło służbę sto sześćdziesiąt pięć okrętów wszystkich typów i rodzajów – od małych przybrzeżnych M, po typ L jak Leniniec – lub, jak kto woli, po typ SZCZ jak Szczuka i pełnomorskie K i B.
Wartość tej całej zbieraniny określano różnie, w zależności od tego, kto sporządzał konkretną analizę: od mało przydatnej po w pełni sprawną siłę bojową.
Obejrzeli jeszcze raz to samo, z tym że widok zabudowań wyspy Kotlin był tym razem dużo wyraźniejszy. Baza aż kipiała od ludzi i sprzętu, co nikomu nie poprawiło humoru. W końcu szarość na ekranie obwieściła koniec projekcji. Zapalono światła.
– Co panowie o tym myślą? – pierwszy przerwał ciszę marszałek.
– Moim zdaniem zagrożenie z tej strony jest przesadzone – obwieścił Stachiewicz.
– Jest pan pewien? – zapytał Śmigły.
– To czysta dezinformacja. Chcą odwrócić naszą uwagę od naprawdę ważnego terenu, a ten, jak wiemy, znajduje się w pasie działania Armii „Podole” i „Wołyń”.
– Pan się zgadza z tą opinią? – naczelny wódz popatrzył na Świrskiego.
– Flota wykonuje zadania zgodnie z założonym planem – odparł, jakby czytał z kartki.
– Co jeszcze nie zwalnia z obowiązku myślenia – dorzucił swoje Pełczyński.
– Panie generale, wypraszam sobie.
– Panowie… – Śmigły podniósł głos o oktawę. – Mamy podjąć decyzję, co z tym zrobić, a nie kto ma rację.
– Materiał, jaki obejrzeliśmy, należy poddać obróbce. Sam nie czuję się upoważniony do wysuwania daleko idących wniosków, które powinny zależeć od opinii fachowców – szef sztabu wymownie spojrzał na szefa wywiadu.
– Akurat z tym jestem w stanie się zgodzić. Brakuje nam doświadczenia.
– Właśnie. Widzieliśmy same jednostki bojowe. Do próby wyjścia z Kronsztadu to wystarczy. Panowie zgadzają się ze mną? – Stachiewicz przerwał wywód, ale nikt nie powiedział ani słowa. – Nie widzieliśmy za to motorowców z desantem ani tym bardziej próby ich załadowania. Nic z tych rzeczy. Zwykły ruch w porcie, że tak powiem.
– Zapytam wprost – Śmigły oparł podbródek na pięściach. – Czy nasze szlaki żeglugowe są zagrożone? Panowie wiedzą, że przez Sund idą kolejne transportowce i nie chciałbym zostać zaskoczony informacją o ich powrocie.
– Z całą mocą mogę stwierdzić, że na obecnym etapie nasze interesy na morzu nie są zagrożone – odparł szef Kierownictwa Marynarki Wojennej. – Mniej więcej od wysokości Kolbergu staramy się tworzyć pas ochronny. Na razie zdaje egzamin.
– Jeżeli mogę zapytać, co to za siły?
– „Wicher” i „Grom”, a na podejściach do niemieckiej bazy w Swinemünde „Orzeł”.
– Czy to nie zbyt ryzykowne?
– Komandor Kłoczkowski jest doskonałym dowódcą.
– Nie o to pytałem.
– Panie