ТОП просматриваемых книг сайта:
O psie który wrócił do domu. W. Bruce Cameron
Читать онлайн.Название O psie który wrócił do domu
Год выпуска 0
isbn 978-83-66234-19-2
Автор произведения W. Bruce Cameron
Жанр Приключения: прочее
Издательство OSDW Azymut
– Chodź, Bello. Mama poszła na wizytę do lekarza. Niedługo po ciebie przyjdzie. Muszę iść do pracy.
Nie rozumiałam, dlaczego mówi o Do Pracy. Do Pracy było wtedy, gdy zostawiał mnie z Mamą w domu. A teraz byliśmy na spacerze.
Zaprowadził mnie do drzwi. Zapiszczały, gdy je otworzył. Wszedł do środka, ostrożnie się rozejrzał, a potem wciągnął mnie za sobą. Podłoga była bardzo śliska, pachniała chemikaliami i mnóstwem różnych ludzi, choć nikogo nie widziałam. To było fajne, nowe miejsce, zwłaszcza że mogliśmy przebiec korytarzem! Lucas zamknął nas w małym pokoju o jeszcze ostrzejszym chemicznym zapachu i ukląkł. Zamerdałam entuzjastycznie.
– Okej, posłuchaj: nie powinnaś być w szpitalu. Jeśli cię złapią, będę miał duże kłopoty. Mogliby mnie zwolnić. To tylko na czas wizyty mamy u lekarza. Muszę iść do pracy. Będę mógł zajrzeć do ciebie, gdy podbiję kartę. Błagam, Bello, Nie Szczekaj. Błagam.
O nie, znowu. Chwycił mnie za pyszczek i potrząsnął.
– Nie Szczekaj.
„Przecież nie szczekam”.
Nie miałam pojęcia, co się dzieje, gdy wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Co teraz?
Zastanawiałam się, czy to jakaś wersja Nie Szczekaj, w której ja szczekam, a Lucas otwiera drzwi. Nawet gdyby był na mnie zły, lepsze to od samotności w tym dziwnym miejscu. Nie czułam jego zapachu po drugiej stronie, choć wiedziałam, że jest niedaleko. To było podobne do rosnącego poczucia, że się zbliża, kiedy wracał do domu z Do Pracy. Tak więc mimo że mnie zostawił, wciąż był w budynku albo nieopodal. Ale gdzie? I gdzie była Mama? Zaskomlałam. Na pewno nie chcieli zostawić mnie samej w tym pokoju! Coś było nie w porządku!
Zrobiłam Siad jak grzeczna sunia, wpatrując się w drzwi i nakazując im, żeby się otworzyły. Po drugiej stronie nie słyszałam absolutnie nic. W końcu, nie będąc w stanie wytrzymać ani sekundy dłużej, zaszczekałam.
Lucas otworzył drzwi po bardzo, bardzo długim czasie – po wielu, wielu szczeknięciach. Jeszcze zanim nacisnął klamkę, wyczułam jego i jakąś drugą osobę. Wszedł do pokoju, a za nim weszła kobieta. Miała kwiatowy zapach połączony z czymś przyjemnym i orzechowym. Byłam wniebowzięta na widok Lucasa i zaczęłam na niego skakać z radości, opierając się łapami o jego nogi, żeby się schylił i dostał całusa. Mój człowiek wrócił! Teraz możemy wyjść z tego ciasnego pokoju i może pójść do parku i pojeść smakołyki.
– Widzisz? – powiedział Lucas do kobiety.
– Powiedziałeś, że to szczeniak! A ona jest dorosłym psem. – Kobieta pochyliła się i wyciągnęła dłoń, która pachniała czymś cukrowym. Wylizałam czule jej palce, pałając do niej ogromną sympatią za to, że były tak słodkie.
– Nie, wciąż jest szczeniakiem, ma jakieś osiem miesięcy. Weterynarz mówi, że urodziła się w marcu albo na początku kwietnia.
Kobieta potarła mnie za uszami.
– Wiesz, szczeniaczki naprawdę działają na płeć piękną. – Nachyliłam się do jej dłoni.
– Słyszałem.
Kobieta wyprostowała się.
– Ale nie na mnie.
– Naprawdę? Adoptowałem Bellę tylko po to, żeby zrobić wrażenie na Olivii z działu konserwacji…
– Zauważyłam, że ostatnio jest to twoja jedyna motywacja.
– Czyli działa, skoro tak wszystko zauważasz.
– Zauważyłam też, że zsyp jest znowu zapchany. To jest na szczycie moich priorytetów „zauważania”.
– Dobrze wiedzieć, na czym stoję.
– To jaki masz plan? Wiesz, że jeśli przyłapią cię tu z psem, to stracisz pracę. W mailu doktora Ganna do pracowników wśród miliarda zakazów „Nie będziesz przyprowadzał psa swego do pracy” było w pierwszej piątce.
– Pomyślałem sobie, że skoro jesteś z działu konserwacji, a ten pokój do niego należy, to może zajęłabyś się jego sprzątaniem przez jakąś godzinę i dotrzymała Belli towarzystwa, żeby nie szczekała…
– Coś takiego. A odkąd to jestem ci coś dłużna?
– Zrób to dla pieska.
– Bello – powiedziała kobieta, głaszcząc mnie po głowie. – Twój tatuś to taki głuptas.
– Wcześniej nazwałaś mnie kujonem. To się chyba wyklucza.
– O, tacy jak ty są wyjątkami.
– A więc teraz nazywasz mnie wyjątkowym?
Kobieta zaśmiała się.
– Nie widzę w tobie absolutnie nic wyjątkowego. Ani zaskakującego. Ani interesującego.
– I tu się mylisz, bo jestem bardzo zaskakujący.
– Czyżby?
– Słowo harcerza.
– Powiedz mi o sobie jedną rzecz, którą mogłabym uznać za zaskakującą.
– Okej. – Lucas na chwilę zamilkł.
– Widzisz?
– Może to: mieszkam naprzeciwko kociego domu.
– Słucham? – Kobieta roześmiała się.
– A nie mówiłem. Jestem pełen niespodzianek.
– No cóż, i tak nie mogę spędzić tu całej godziny. Nie jestem tobą, nie biegam cały dzień po szpitalu, nic nie robiąc. Mam szefową, która teraz pewnie się zastanawia, gdzie jestem.
– Ale przecież wygrałem zakład! Jeśli cię zaskoczę, przypilnujesz mi psa.
– Nie było żadnego zakładu. Ja się nie zakładam.
– Proszę…
– Nie. A zresztą jeśli przyłapaliby mnie z psem, oboje stracilibyśmy pracę.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wyglądało na to, że w tych okolicznościach Nie Szczekaj nie obowiązuje, więc powiadomiłam Lucasa, że ktoś jest za drzwiami. On i kobieta stali, gapiąc się na siebie.
Lucas otworzył drzwi, za którymi stał jakiś szczupły mężczyzna. Jego buty pachniały ziemią i trawą, miał długie włosy i duży zarost na twarzy. Ruszyłam, żeby się z nim przywitać, ale Lucas zagrodził mi drogę, stając przede mną.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – powiedział mężczyzna z lekką drwiną.
– Chciałby – odparła kobieta. – O niczym innym nie myśli.
Lucas roześmiał się.
– Cześć, Tyrell. Olivia wciągnęła mnie do schowka. Przybywasz z ratunkiem w samą porę.
– Chodzą słuchy o szczekaniu w tym korytarzu. – Mężczyzna przykucnął, a ja podeszłam do niego, merdając ogonem. – Czyżby w szpitalu dla weteranów był jakiś pies? Na pewno nie. – Jego dłonie były delikatne i pachniały ludźmi i kawą.
Lucas uniósł ręce i je opuścił.
– Nie możemy zostawić jej samej w domu, bo szczeka. Administracja zapowiedziała,