Скачать книгу

Oczywiście.

      Admirał pstryknęła i adiutant natychmiast podał jej czytnik, który przekazała Tannerowi.

      – To współrzędne i treść wiadomości.

      – Wyślemy to natychmiast. – Tanner przekazał czytnik jednemu z adiutantów i skinął głową. – Idziemy?

      Gracen gestem nakazała swojemu adiutantowi zaczekać, a potem wraz z Tannerem weszła do windy. Szybko podjechali do sali konferencyjnej. Żadne z nich się nie odezwało, dopóki admirał Priminae nie zamknął drzwi. Zostali sami.

      – Twój kapitan Weston ma w zwyczaju niweczyć wszelkie plany – stwierdził ironicznie Tanner. Podszedł do stołu i opadł na jeden z foteli. Mebel dostosował do jego pozycji.

      Gracen zajęła drugi fotel nieco ostrożniej. Wzdrygnęła się, gdy siedzisko zmieniło kształt, aby zapewnić jej wygodne oparcie.

      – Szkoda, że nie mogę zaprzeczyć i powiedzieć, że komodor Weston nie jest mój, ale obawiam się, że dostałam go jako pokutę za grzechy.

      – Ach, komodor, przepraszam. Nie mamy podobnego stopnia.

      – My też od czasu do czasu o nim zapominamy. – Gracen uśmiechnęła się słabo. – Eric to jeden z zaledwie kilku komodorów w ziemskiej Czarnej Flocie. Niektóre państwa traktują ten stopień jako odpowiednik wiceadmirała.

      – No tak. Pewnie my również tak właśnie będziemy go traktować – zgodził się Tanner. – Przedstawił ci Odyseusza?

      – Chodzi ci o młodzieńca w starożytnej zbroi i… – Gracen skrzywiła się lekko – z różowym cieniem na powiekach?

      – W rzeczy samej. – Tanner chyba nie zauważył grymasu admirał. – Sam nie wiedziałem, co o tym myśleć. Muszę przyznać, że nie uwierzyłem komodorowi, dopóki nie wróciłem do swojego biura na Ranquil.

      Gracen zesztywniała.

      – Centrala?

      – Właśnie. – Twarz Tannera zachmurzyła się na to wspomnienie. – Ledwie zamknąłem drzwi, już się pojawiła. Co zabawne, w postaci mężczyzny, choć Weston opisywał byt raczej jako kobiecy. Okazało się, że mój gość jest zafascynowany istnieniem Odyseusza. Chciał chyba, żebym poprosił komodora o przylot bliżej Ranquil.

      – Tak się raczej nie stanie.

      – Tego właśnie się spodziewałem – odparł Tanner z uśmiechem, lecz nieco oschle. – Jednak rozmowa z Centralą okazała się bardzo interesująca.

      – Ciekawe, czemu w ogóle się fatygował? Skoro może czytać w twoim umyśle, po co się pojawił?

      – Ha… – Tanner nieco się rozluźnił. – Zdaje się, że nie do końca zrozumiałaś charakter, nazwijmy to, mentalnego połączenia. Na ile udało mi się pojąć, istoty takie jak Centrala nie czytają w umysłach, lecz raczej doświadczają myśli. Na przykład nie mogą przejrzeć twoich wspomnień, chyba że aktywnie je przywołasz.

      – Czyli ten Centrala pojawił się, aby szturchnąć twój mózg i poczekać, aż zaczniesz myśleć o tym, czego chciał się dowiedzieć.

      Tanner rozkrzyżował ręce i rozłożył szeroko palce w geście, który Gracen znała – u Priminae był to dość bliski odpowiednik ludzkiego wzruszenia ramionami.

      – W pewnym sensie – zgodził się admirał. – Chociaż można to również zinterpretować jako odbycie rozmowy na temat, który interesuje obie strony. Nie wyczułem żadnej wrogości, raczej… w najgorszym razie chyba apatię?

      – Nie jestem pewna, czy to dobrze – skrzywiła się Gracen.

      – Może nie, ale nie mnie osądzać umysły nieśmiertelnych.

      – Ja osądzę – warknęła Gracen. – To moja praca. Jeżeli okaże się, że stanowią zagrożenie dla moich ludzi, staną się przedmiotem moich zainteresowań.

      – Niezaprzeczalnie, ale pozwolę sobie zauważyć, że nie sądzę, aby nieśmiertelni stanowili zagrożenie dla naszych ludzi. Jeśli kapi… przepraszam, komodor się nie myli, bez nas byliby niczym, a przynajmniej bardzo by osłabli.

      – Możliwe, ale to nie znaczy, że potrzebują określonej grupy lub pojedynczych ludzi – zaoponowała Gracen.

      – To prawda – przyznał Tanner. – Co zamierzasz zrobić?

      Admirał zadawała sobie to pytanie raz po raz, odkąd zeszła z pokładu „Odyseusza”, ale wciąż nie znalazła odpowiedzi.

      – Pewnie wykonam swoją pracę – stwierdziła po namyśle. – Ale co dokładnie, to się dopiero okaże.

      – Zupełnie jak ja i wszyscy inni – zgodził się Tanner. – To niewątpliwie najbardziej przełomowe odkrycie w historii mojego ludu, a jednak żałuję, że pojawiło się w tak niedogodnym czasie.

      „Niedomówienie stulecia” – pomyślała Gracen ironicznie.

      Ich gatunki stały w obliczu zagłady. Imperium dysponowało siłami, które mogłyby prawdopodobnie zniszczyć każdą formę życia zarówno na planetach Priminae, jak i w Układzie Słonecznym. Kwestia, czy Imperialni rzeczywiście posiadają tak potężną broń, pozostawała dyskusyjna, ale po inwazji Drasinów stało się jasne, że pragną zagłady obu ras.

      Ani Priminae, ani ludzie nie potrzebowali dodatkowego zamieszania wywołanego pojawieniem się Odyseusza i jemu podobnych.

      „Cholerne, niemal boskie istoty są wśród nas? Taka wieść wywoła lawinę problemów, zaczynając od fundamentalistów – będą sabotować wszystkie działania, które podjęliśmy, żeby przygotować naszą obronę”.

      – Nadchodzą ciekawe czasy – westchnęła Gracen.

      – Jestem przekonany, że masz rację – uśmiechnął się Tanner.

      Gracen popatrzyła na niego i w głębi duszy ogarnęło ją współczucie.

      – Pozwól, że opowiem ci o starożytnym przekleństwie z Ziemi – powiedziała cicho.

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”

      Steph, pochylony nad konsolą, pracował nad kodowaniem taktycznych manewrów w odpowiedzi na typowe sytuacje, jakie może napotkać okręt podczas walki. Nagle wzdrygnął się nieznacznie.

      – Hej, Odys – odezwał się, choć nawet nie podniósł głowy znad ekranu.

      – Jak to robisz? – W młodym głosie brzmiała lekka irytacja. – Nikt inny nie potrafi mnie wyczuć, nawet kapitan.

      – Komodor – poprawił chłopaka Steph, nie przerywając pracy. Odyseusz obszedł stanowisko, aby znaleźć się na linii wzroku komandora. – I wiesz co? Bardzo bym się zdziwił, gdyby cię nie wyczuwał. Już w czasach, gdy latał na myśliwcach, zasłynął z niemal legendarnej orientacji przestrzennej i intuicji.

      – To kapitan – stwierdził stanowczo Odyseusz. – Jeden okręt. Jeden kapitan. Komodor nie mieści się w tej definicji.

      Zdawało się, że chłopak musiał przemyśleć, co powiedział Steph, bo minęła chwila, zanim znowu się odezwał.

      – I może masz rację. Czasami, gdy się pojawiam, wygląda na zaskoczonego, ale nie zawsze. – Irytacja w jego głosie zabrzmiała wyraźniej.

      – Komodor ma wiele spraw na głowie, więcej niż tylko fizyczny mechanizm obronny walki lub ucieczki – wyjaśnił Steph. – No i zgadza się, jest kapitanem, ale w stopniu komodora. Powinieneś się nauczyć, kiedy używać nazwy funkcji, a kiedy rangi.

Скачать книгу