ТОП просматриваемых книг сайта:
Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson
Читать онлайн.Название Star Force. Tom 10. Wygnaniec
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-82-1
Автор произведения B.V. Larson
Издательство OSDW Azymut
– A co innego twoim zdaniem mają robić oficerowie Sił Gwiezdnych?
– Jest inaczej niż za twoich czasów, tato. Mamy zasady, a ja nie jestem naczelnym dowódcą.
Potrząsnął głową.
– Do diabła z zasadami, chłopcze. Gdyby ktoś próbował mnie zabić i gdyby to twoja mama zginęła, czego byś ode mnie oczekiwał?
Miał trochę racji. Poczułem, jak rozpala się we mnie ogień.
– Oczekiwałbym, że zaczniesz robić szum i otwierać drzwi kopniakami. Tak jak wtedy, kiedy Sandra…
Tato wyszczerzył zęby.
– Teraz gadasz z sensem. Jesteś Riggsem, synu. Naginaj zasady albo je łam, jeśli będzie trzeba. A ja cię wesprę albo wyciągnę z kłopotów. Starzy znajomi ciągle są mi winni przysługę czy dwie.
Poczułem pęczniejącą w sercu dumę ze swojego nazwiska i z wiary, jaką pokładał we mnie ojciec. Miał rację. Musiałem coś zrobić. Nawet jeśli postawią mnie przed sądem wojennym, zawsze mogłem po odsiadce wrócić do domu i pracować na farmie. Odetchnąłem chrapliwie i wyprostowałem plecy.
– Dzięki, tato. Tak właśnie zrobię.
Spakowałem torbę, przytuliłem po raz ostatni mamę, a potem wskoczyłem do najbliższego transportera suborbitalnego do Wielkiej Brytanii. Adrienne odebrała mnie z lotniska.
– Jak się trzymasz? – zapytałem, wrzucając swoją torbę na tylne siedzenie i wsiadając do auta.
– Dobrze – skłamała. – Przepraszam, że to ja cię odbieram. Ojciec zaprzągł całą służbę do pracy przy… – przełknęła tkwiącą w gardle grudę – przy pogrzebie.
– Nie ma problemu.
Przez chwilę na nią zerkałem, aż wreszcie się zorientowała.
– O co chodzi? – zapytała łagodnie.
– Po prostu życie jest takie absurdalne. Może tylko użalam się nad sobą, nie wiem. Po jej śmierci wszystko zdaje mi się nierealne, a teraz ty… jesteś jak jej duch. Siedzisz tu ze mną i żyjesz.
– Chyba wiem, co masz na myśli. Też za nią tęsknię.
– Adrienne… – Spojrzałem na jej profil, tak bardzo podobny do profilu Olivii. – Czy twój ojciec czegoś się dowiedział?
– Nic mi nie mówi. – Adrienne uderzyła dłonią w kierownicę. – Zdaje mu się, że w ten sposób mnie chroni. Szkoda, że nic nie możemy zrobić. – Zerknęła na mnie. – Może tobie coś zdradzi.
– Lepiej, żeby tak zrobił.
– Nie naciskaj za mocno. Wiesz, jaki on jest.
Nie odpowiedziałem. Zamierzałem naciskać tak mocno, jak uznam za stosowne. Musiałem poznać odpowiedzi.
Gdy dotarliśmy do posiadłości, pokazała mi mój pokój. Praktycznie się nie rozpakowałem. Głowę zaprzątały mi inne myśli.
Tak jak przewidywałem, uroczystość pogrzebowa była wystawna. Gdy rzucałem czerwoną różę na opuszczaną do grobu trumnę, odkryłem, że jestem zbyt wściekły, by ronić łzy.
Później wszyscy sączyli herbatę i niemrawo skubali przystawki, mamrocząc uprzejme słowa, które łagodziły ich żal, ale nie mój. Po jakimś czasie wymknąłem się do swojego pokoju. Ci wszyscy ludzie byli dla mnie całkiem obcy, z wyjątkiem Adrienne. Jako ostatnia kobieta w rodzinie, została wśród żałobników, by przyjmować niekończące się kondolencje.
Wreszcie goście sobie poszli. Nie miałem w sumie planu działania, ale musiałem zacząć od jachtu i ustalenia przebiegu wydarzeń. Było na to pewnie za wcześnie, ale nie mogłem czekać, więc odszukałem lorda Granthama. Służący wskazał mi drogę do jego gabinetu, gdzie pan domu siedział za biurkiem, czytając raporty.
– Tak, Riggs, o co chodzi? – Jego ton balansował między uprzejmą rezerwą a opryskliwością.
– Chciałbym dowiedzieć się, co pan odkrył, sir.
– Śledztwo wciąż trwa. – Zamknął teczkę, której zawartość przeglądał.
– Chętnie usłyszałbym coś więcej, sir.
Twarz lorda Granthama ściągnęła się.
– Usłyszysz, co trzeba, kiedy będzie trzeba. Na razie powiem tylko, że podejrzewam sabotaż i zamach na twoje życie.
Kontakty z tak wpływowymi ludźmi zawsze są trudne. Rozmawiając z osobą o niższym statusie społecznym, oczekują, że ten ktoś zamknie się i zrobi, co mu każą. Ale ja nie byłem jednym z jego sługusów, a moje nazwisko miało taki sam prestiż, jak jego.
– Sir, nie mogę tak po prostu czekać i nic nie robić. Podobnie jak Olivia, jestem oficerem Sił Gwiezdnych. Muszę coś robić, muszę się angażować. Niech mi pan przydzieli jakieś zadanie przy śledztwie albo chociaż powie coś więcej.
– Riggs, sprawą zajmuje się ponad dwudziestu profesjonalistów, nie licząc służb bezpieczeństwa i policji. Naprawdę nic tu nie zdziałasz. Nie wspominając o fakcie, że nie łączą nas więzy rodzinne, a od śmierci mojej córki również towarzyskie. A teraz z góry dziękuję za niewtrącanie się. Życzę miłego dnia.
– Ale…
– Powiedziałem „miłego dnia”. – Głos miał twardy jak stal.
Z trudem poskromiłem temperament i wyszedłem z gabinetu. Aż we mnie kipiało. Przez jakiś czas chodziłem bez celu po rezydencji, skupiając na sobie ciekawskie spojrzenia służących. W sali bilardowej zastałem kilkunastu mężczyzn, którzy pili i palili w ramach czegoś w rodzaju nieoficjalnej kontynuacji stypy. Wprosiłem się do nich, szukając raczej alkoholu niż towarzystwa, i łykałem kieliszek za kieliszkiem drogiej whiskey, prawie nie czując smaku.
Nie rozumiałem, czemu lord Grantham nie dopuszczał mnie do sprawy. Dotychczas traktował mnie bardzo uprzejmie, choć zawsze podejrzewałem, że miał pewne zastrzeżenia co do tego, czy nadaję się na męża dla Olivii. Wpadła mi do głowy pewna myśl: czy to absolutnie wykluczone, że właśnie on próbował mnie zabić?
Pomysł nie był całkiem pozbawiony logiki, ale w końcu go odrzuciłem, z trzech powodów. Po pierwsze, próba zamachu na własnym jachcie automatycznie czyniłaby go podejrzanym. Po drugie, to trochę naciągane, żeby facet, który ma tyle do stracenia, próbował mnie zabić. Przecież nie byłem jakimś lecącym na kasę pasożytem, który chciał położyć łapę na rodzinnej fortunie. Po trzecie, zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak – i faktycznie poszło. Nie wyobrażałem sobie, że mógłby w ten sposób ryzykować życie córki.
To były moje ostatnie składne myśli tej nocy. Później alkoholowe otępienie przyćmiło frustrację i poszedłem spać do swojego pokoju.
Rozdział 4
Obudziłem się w środku nocy z czystym umysłem i zalążkiem planu. Ubrałem się, wymknąłem na korytarz i najciszej jak się dało zamknąłem drzwi. Nie założyłem butów, więc bezszelestnie stąpałem korytarzem, licząc drzwi i zakręty, aż dotarłem na miejsce.
Uniosłem dłoń, żeby zapukać, ale zmieniłem zdanie i nacisnąłem klamkę. Drzwi otworzyły się gładko, a ja wślizgnąłem się do środka. Blask księżyca wlewał się przez wysokie okna i padał na śpiącą Adrienne.
Nagle się podniosła.
– Riggs? – syknęła, włączając lampkę na szafce nocnej i podciągając kołdrę pod szyję.
– Tak, to ja.