ТОП просматриваемых книг сайта:
Zgiełk wojny. Tom 1. Kennedy Hudner
Читать онлайн.Название Zgiełk wojny. Tom 1
Год выпуска 0
isbn 978-83-64030-80-2
Автор произведения Kennedy Hudner
Издательство OSDW Azymut
– No, rekruci, wróg miał dwukrotną przewagę liczebną, a jednak sobie poradziliście. – Pokiwał głową, gdy popatrzył na leżących w polu „martwych” Zielonych i Złotych. – Jak wpadliście na taki plan?
Brill, który przez całą bitwę nie ruszył się dalej niż na sto stóp od centrum łączności, był spocony i wymięty jak po biegu maratońskim. Oczy lśniły mu aż za bardzo i mówił, połykając końcówki.
– Kluczowe znaczenie miało to, że już wcześniej walczyliśmy przeciw Złotym i Zielonym. – Machnął swoim notesem i uśmiechnął się z satysfakcją. – Kompania Zielonych zawsze była agresywna i odważna, a Złotych ostrożna i metodyczna. Domyśliłem się, że ci dwaj dowódcy nie będą dobrze współpracować, a w trudniejszych warunkach stracą kontrolę i dyscyplinę diabli wezmą. Liczyłem, że jeżeli uda się ich rozdzielić i rozproszyć podczas pogoni w lesie za oddziałami-przynętami, damy radę ich zdziesiątkować i pokonać.
Sierżant pokiwał głową.
– Doskonała robota, Brill.
Przyjrzał się Hiramowi uważnie i długo milczał, jakby zastanawiał się, czy coś jeszcze powiedzieć, po czym odwrócił się i odszedł. Emily stanęła obok Brilla.
– Cała zasługa należy się tobie, Hiram! A niech mnie! Udało się fantastycznie! – Uścisnęła Hirama ze śmiechem. Brill jednak pokręcił głową z powagą.
– Wiesz, Em? – odezwał się cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć. – Nie wiedziałem, czy się uda. Naprawdę nie wiedziałem.
Przełknął nerwowo i spuścił wzrok.
– To znaczy uważałem, że powinno się udać, ale strasznie się bałem. Gdy wysłałem oddział, żeby nękał wroga, mogłem tylko siedzieć i czekać, aż dowiem się, czy miałem rację. Na bogów naszych matek, czekałem godzinami, zanim wreszcie miałem jasny obraz sytuacji, a i tak ze strachu nie mogłem w to uwierzyć… – Uśmiechnął się słabo. – To trudniejsze, niż się wydaje, Em. O wiele trudniejsze.
„I właśnie taką naukę należy wyciągnąć z tej bitwy” – pomyślała Emily.
Potem nastąpiły kolejne ćwiczenia, a Kompania Niebieskich czasami przegrywała, a czasami wygrywała. Przez cały czas Emily nie wychylała się i nie odzywała bez potrzeby – nie chciała drażnić sierżanta Kaelina. Parę razy mianowano ją oficerem i musiała rozwiązać problemy taktyczne, ale raczej proste i oczywiste, bardziej zależne od logistyki i odpowiedniego rozplanowania manewrów niż walki. Emily wykonała swoje zadania kompetentnie i tyle.
Rozdział 10
948 rok pd.
Rekrutka
W ośrodku szkoleniowym Floty na Aberdeen
Pewnego ranka w trzecim miesiącu szkolenia sierżant Kaelin zebrał Kompanię Niebieskich przed barakami i wydał komendę spocznij.
– Większość z was wie, że za pięć dni okres szkolenia dobiegnie końca i dostaniecie przydziały do specjalizacji. Wtedy oficjalnie zostaniecie kadetami, nie prostymi rekrutami. Zaczniecie szkolenie i naukę związaną z waszym przyszłym przydziałem we Flocie. Dzisiaj… – Urwał, żeby sprawdzić notes, przekartkował go, zanim znalazł to, co go interesowało. – Tak, dzisiaj zaplanowane jest tylko proste szkolenie z celności i zasięgu strzałów. Potem wrócicie tutaj na obiad, a po południu zaczniecie pakowanie sprzętu i oznakowanie wszystkiego, co musi zostać. Zbiórka na placu apelowym za kwadrans z karabinami i dwoma zasilaczami. Nic więcej nie będzie potrzebne.
Sierżant zamknął notes z głośnym trzaskiem.
– Dowódcą kompanii podczas dzisiejszych ćwiczeń jest rekrut Skiffington. To wszystko! Rozejść się!
Za plecami Emily Cookie podskoczyła z okrzykiem radości i wyszczerzyła zęby.
– Już prawie koniec! Wreszcie uwolnię się od was, dupki z Floty, i zacznę szkolenie marine!
Odwróciła się i ruszyła do baraku po sprzęt. Emily roześmiała się i już miała do niej dołączyć, gdy dostrzegła minę Brilla. Zawahała się. Brill marszczył brwi.
– No co? – zapytała. – Nie cieszysz się, że niedługo stąd wyjedziesz? Nie chcesz już zaczynać tych kursów wywiadu, na które tak czekałeś?
Brill zerknął na nią, a potem na plac apelowy, na którym właśnie zatrzymywały się ciężarówki, mające zabrać kompanię na poligon strzelecki.
– Ile mieliśmy dni wolnych, Em?
– Co? – zdziwiła się. – Hej, Hiram, rozchmurz się! Co cię dręczy?
– Trzy dni – odpowiedział Brill na własne pytanie. – Jesteśmy tu od trzech miesięcy i tylko przez trzy dni nie mieliśmy ćwiczeń. Zostało pięć dni do końca szkolenia, a sierżant nagle mówi, że na dziś zaplanowano tylko proste ćwiczenia ze strzelania, a potem pakowanie i sprzątanie na resztę tygodnia. Nie wydaje ci się to trochę… – Urwał, szukając właściwego słowa. – Zbyt piękne, żeby było prawdziwe?
Emily zatchnęła się zdumiona, a potem zaczęła się szybko zastanawiać. Pięć dni do końca szkolenia, pięć dni przed wysłaniem ich w pole, pięć dni…
– Niech to szlag! – Spojrzała gniewnie na budynek administracji, gdzie sierżant Kaelin miał biuro.
– Co z wami? – Cookie podeszła do nich, gdy zauważyła, że nie dołączyli.
– Hiram uważa, że to podstęp. I jeśli ma rację, to zamiast strzelania dostaniemy jakieś trudne zadanie – wyjaśniła Emily. Cookie wbiła wzrok w Brilla.
– Niech to cholera, powiedz, że tylko mnie podpuszczasz! – rzuciła z oburzeniem.
Hiram wzruszył ramionami.
– Sama się zastanów. Wypuszczą nas w pole z niewielkim zasobem amunicji, bez jedzenia i wody. Na pewno potem czymś nas zaskoczą. Czymś trudnym. To doskonała okazja, złośliwa, ale świetna. Będziemy nieprzygotowani. Duży stres, duże zmęczenie. – Brill wzruszył ramionami. – Podejrzewam, że to prezent od sierżanta Kaelina na zakończenie szkolenia i przed odesłaniem nas do szkoły Floty.
– Och, niech cię szlag… – jęknęła Cookie.
***
W budynku administracji po drugiej stronie placu sierżant Kaelin stanął przy oknie i obserwował rekrutów przez lornetkę.
– Wredny skurwysyn z was, wiecie, sierżancie? – zapytał z uśmiechem major Korber.
– Nigdy nie sprzeczam się z oficerem, majorze.
Korber prychnął z niechęcią.
– Przejrzeli was, sierżancie? Uda im się uniknąć emocjonalnej traumy po tym wrednym podstępie, który dla nich szykujecie? A może poniosą totalną porażkę jak grupa z poprzedniego szkolenia?
Kaelin raz jeszcze przyjrzał się placowi apelowemu przez lornetkę.
– No cóż, majorze, zdaje się, że kilkoro z nich wyczuło, że coś jest nie tak.
Major Korber pochylił się z zaciekawieniem.
– Naprawdę? Kto?
– Brill, panie majorze.
Korber nie wyglądał, jakby wiedział, o kogo chodzi.
– Ten spryciarz. Chłopak, który całkowicie rozbił Zielonych i Złotych dwa tygodnie temu. Właśnie rozmawia z Tuttle.
– Ach, magister historii. Jest na tyle bystra, żeby przejrzeć podstęp?
Kaelin