Скачать книгу

po cichu, jakby bojąc się przyznać nawet przed sobą, że przyniosłoby to jej wielką ulgę.

      Zdecydowanym gestem sięgnęła po telefon i wystukała numer. Zapisała go sobie na kartce, ale zapamiętała od razu, gdy tylko Wilk go podyktował. Zgłosił się po trzech sygnałach.

      – Jerzy Wilk. Proszę się streszczać, mam tu ciężki poród! – powiedział zdecydowanym głosem, a jej zrobiło się nieprzyjemnie, że została tak obcesowo potraktowana.

      – Przepraszam, jeśli dzwonię nie w porę, mogę później – wybąkała, już zła na siebie, że się tłumaczy.

      – Proszę mówić, o co chodzi, bo naprawdę nie mam czasu – odparł rozmówca, a w tle słychać było czyjeś głosy. Jeżeli rzeczywiście odbierał skomplikowany poród, to nie było sensu bawić się w kurtuazyjne grzeczności.

      – Jestem Agata Niemirska. Dzwonił pan do mnie wczoraj w sprawie mojej matki, Adeli…

      – A to pani… – jego głos wyraźnie złagodniał. – Przepraszam, że tak na panią naskoczyłem, ale myślałem, że to któryś z tych trucicieli, co nie mogą jednego dnia wytrzymać bez nowej konsultacji lekarskiej!

      – Nie, to ja, i na razie nie potrzebuję diagnozy – powiedziała Agata ponurym głosem.

      – Miło to słyszeć. Nie mam dla pani dobrych wiadomości i zapewne wcale nie powinienem ich przekazywać, bo się do tego nie nadaję – walę prosto z mostu. Ale nikogo innego nie było, zresztą Ada mnie prosiła, w razie czego. No i „w razie czego” nadeszło szybciej niż się spodziewałem. Pani matka zmarła dwa dni temu. Czekamy na panią z pogrzebem!

      – Moja matka nie żyje? – Agata nie mogła się pozbierać po tym, co usłyszała. Właściwie całe życie nie miała matki, nawet uważała ją przez jakiś czas za zmarłą, a teraz ona umarła naprawdę.

      – Tak. Bardzo mi przykro, że dowiaduje się pani w taki sposób. Przepraszam, ale nie mogę już dłużej rozmawiać, bo musimy go wyciągać za nogi! Źle się ułożył skurczybyk, przepraszam za mój język!

      – Chłopczyk? – Agata zdumiała się podejściem tego lekarza do pacjentki i jej dziecka.

      – Coś w tym rodzaju. Cielak!

      No tak. Jej rozmówca był weterynarzem, co wiele wyjaśniało.

      – Kończę już i proszę przyjechać. Pogrzeb jest w piątek w południe. Czekamy.

      – Ale gdzie mam przyjechać? – krzyknęła Agata, bojąc się, że doktor się rozłączy.

      – A, prawda. Nie wie pani. Do Zmysłowa, to jest w górach… – próbował wyjaśniać, ale słychać było, że myślami jest przy swoim zwierzęcym pacjencie.

      – Wiem, gdzie to jest – przerwała w zdumieniu Agata. Była w Zmysłowie ze szkolną wycieczką, bo był to stały punkt wypadowy na Lisią Górę, jeden z piękniejszych szczytów w okolicy. To tam ukryła się jej matka? Zaledwie dwie godziny jazdy od Krakowa? Może miała nawet szansę minąć się z nią na ulicy lub na malowniczym zmysłowskim rynku? Niesamowite!

      Wystukała SMS-a do Filipa, by umówić się z nim w biurowej kafeterii. Wciąż trwała ta konspiracja, chociaż niektóre koleżanki wiedziały, że są razem. Filip jednak nalegał, by się nie afiszować, liczył na lepsze stanowisko i bał się reakcji zarządu na ten „służbowy romans”.

      – Co się dzieje? – zapytał, gdy zachowując zasady ostrożności, usiedli, niby przypadkiem, obok siebie przy długiej ladzie. – Jakoś dziwnie się zachowujesz!

      Prychnęła. Dobre sobie! A jak ma się zachowywać?

      – Moja biologiczna matka nie żyje – powiedziała, starając się zachować spokój.

      – To chyba nie jest nowa sprawa, prawda? – Nie do końca do niego to docierało. – No co? – Agata rzuciła mu karcące spojrzenie, więc się obruszył. – Wydaje mi się, że mówiłaś mi już coś takiego. Matka zmarła, gdy byłaś mała, i ojciec ożenił się drugi raz.

      Doskonale pamiętała, że niczego takiego nie mówiła. A może jednak? Tyle razy opowiadała tę bajkę, że może i teraz to zrobiła? Ale okłamałaby swojego chłopaka? Osobę, wobec której chciała być szczera? To raczej niemożliwe.

      Zaniepokoiła się jednak. Czyżby te konfabulacje jednak wymykały się jej świadomości? Może kłamała już mimowolnie, nauczona wieloletnim nawykiem. Po prostu zmyślenia były łatwiejsze niż prawda i bezpieczniej je było „sprzedać”. Przeraziło ją to. Zdała sobie sprawę, że nie kontroluje pewnych swoich zachowań i myśli jedno, a robi drugie.

      – Naprawdę tak powiedziałam? – zapytała, a on skinął głową, patrząc na nią wyczekująco.

      – Nieważne. Musiałeś coś źle zrozumieć. Matka odeszła od ojca, gdy byłam mała, a zmarła dopiero teraz. Przez dwadzieścia sześć lat nie miałam z nią żadnego kontaktu, aż do wczoraj, gdy zadzwonił ten facet. Weterynarz, jakiś jej znajomy. Rozmawiałam z nim dzisiaj, chce, żebym przyjechała na pogrzeb.

      Wzruszył ramionami, jakby sprawa nie była nawet warta wzmianki.

      – To w czym problem? Skoro nawet jej nie znałaś, nie musisz tam jechać. Nie masz wobec niej żadnych zobowiązań, to obca kobieta. No chyba, że zostawiła ci duży spadek – zaśmiał się złośliwie, a ona jakby nie dosłyszawszy jego ostatnich słów, zaczęła się zastanawiać.

      Fakt. Nie znała swej matki, poza aktem urodzenia nic je ze sobą nie łączyło. Nie mogła sobie nawet przypomnieć, czy kiedykolwiek ją kochała. Nie widziała jej nawet na zdjęciu, bo ojciec starannie pochował lub wyrzucił wszystkie fotografie. W albumie była tylko córka, a potem jeszcze Teresa i Daniela, i tak już przez cały czas. Z drugiej strony Agatę ciągnęło do Zmysłowa. Trudno to było wytłumaczyć. Bała się tam pojechać, a jednocześnie pchała ją tam ogromna ciekawość. Jaka była jej matka? Czym żyła? Jak mieszkała? Co myślą o niej ludzie, którzy ją dobrze znali? I wreszcie – czy wiedzą coś o niej, Agacie? Może matka mówiła im o niej, może tłumaczyła swą decyzję o odejściu i definitywnym zerwaniu z córką? Nie, to ostatnie było akurat niemożliwe i naiwne. Wątpiła, by ktokolwiek zwierzał się znajomym z tego rodzaju decyzji, wstydliwych, właściwie kompromitujących.

      – Problem w tym, że ja chcę tam jechać – powiedziała, a Filip spojrzał na nią zaciekawiony.

      – Po co? Chcesz rozdrapywać stare rany? Przecież nie jest ci do szczęścia potrzebna matka, której tak naprawdę nie znałaś.

      Mylił się. Matka była jej potrzebna do szczęścia przez całe życie. Ale tego on – wychuchany jedynak – nie mógł raczej zrozumieć.

      5

      – Nie wydaje ci się, że powinnaś o tym powiedzieć ojcu? – Teresa spytała ostrożnie, stawiając przed Agatą kawę i talerzyk z ciastem. Partnerka ojca świetnie gotowała, a jeszcze lepiej piekła. Była chodzącym ideałem. Robiła karierę naukową, była piękna i zadbana, miała poczucie humoru. Ojciec wygrał los na loterii, gdy ją poznał. W dodatku zawsze wspierała Agatę. Była dyskretna i taktowna. Nigdy nie wtrącała się w spory pomiędzy ojcem a córką, ale później zawsze stała się przekonać ojca do racji Agaty. Ona była jej za to głęboko wdzięczna. Teresa doskonale rozumiała, że sytuacja Agaty nie jest łatwa. Nigdy nie faworyzowała Danieli jako swojego dziecka, traktowała je obie jednakowo. Była wymagająca, ale nigdy nie bywała niesprawiedliwa. Miała dużo pogody ducha i zrozumienia dla świata oraz jego wad. Właśnie dlatego Agata chciała porozmawiać najpierw z nią.

      – A czy ty nie uważasz, że to wszystko jest jakieś dziwne? – odparła więc pytaniem i zawiesiła na

Скачать книгу