ТОП просматриваемых книг сайта:
Marzenie Zuzanny. Agnieszka Biegaj
Читать онлайн.Название Marzenie Zuzanny
Год выпуска 0
isbn 978-83-7859-430-7
Автор произведения Agnieszka Biegaj
Жанр Любовно-фантастические романы
Издательство OSDW Azymut
Postanowiłam nie mówić nic Żanecie, żeby jej nie denerwować w delikatnym stanie.
Rozdział 7.
Nowe śledztwo
Minął miesiąc. Maciek zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Nabrałam pewności, że nie rozpoznał mnie w tej kawiarni. Był czuły i opiekuńczy w stosunku do Żanety, a ona promieniała, więc ja też się uśmiechałam i nic nie mówiłam.
Tego dnia wychodziłam z pracy dużo później niż Anita. Zmęczona długim siedzeniem przy biurku postanowiłam nie wsiadać od razu do autobusu, tylko przejść się kawałek do następnego przystanku.
Na firmowym parkingu było już prawie pusto, dlatego od razu zauważyłam samochód Stefana, kolegi z sąsiedniego działu. Poznałam jego auto, bo kiedyś odwoził mnie do domu po firmowej imprezie.
Podeszłam, żeby zapytać, czy nie mógłby mnie podrzucić do domu, albo chociaż do centrum. Zapukałam w szybę. Stefan otworzył mi drzwi i wsiadłam, ale kiedy na niego spojrzałam, osłupiałam. Stefan płakał!
– Co się stało?! – wykrzyknęłam zaniepokojona, ale i w najwyższym stopniu zaintrygowana.
– Zostawiła mnie! – jęknął rozdzierająco. – Zostawiła mnie, suka! A ja ją kochałem, naprawdę! Oświadczyłem się jej, a ona powiedziała, że musi się zastanowić. Przyszła dzisiaj po pracy i tu, na tym cholernym parkingu powiedziała mi, że nie może za mnie wyjść, bo kocha innego i czeka na niego, aż rozwiąże swoje sprawy i się z nią ożeni.
– A to zołza! – mruknęłam. – Jak długo to trwa?
– Mówiła, że prawie rok, ale nie zostawiła mnie wcześniej, bo nie była pewna, czy tamto wypali i chciała mieć zabezpieczenie. A potem on jej obiecał, że się z nią ożeni, ale musi poczekać, więc czekała, ale nie chciała być sama. Dopiero jak się jej oświadczyłem, to musiała wyznać prawdę.
– Cholerna zołza – powiedziałam raz jeszcze. – Nie zasługuje na ciebie!
Stefana to nie pocieszyło.
– Chciałbym chociaż wiedzieć, jak facet wygląda. Chciałbym ją śledzić, zobaczyć drania i dać mu w pysk.
– Ja mogę ją śledzić – wyrwało mi się, zanim zdążyłam pomyśleć.
– Naprawdę?! – Stefan wyraźnie się ucieszył. – A jak Paulina cię pozna? Spotkałyście się kiedyś na imprezie firmowej.
– O, nie bój się – uspokoiłam go, wściekła na siebie, że mnie podkusiło. – Mam perukę i umaluję się tak, że mnie nie pozna.
– Rany, to super! – zemocjonował się jeszcze bardziej. – Wiesz co, jedźmy na jakąś kawę, albo co, dobra? Nie mam ochoty wracać teraz do domu. Ona tam jest i pakuje rzeczy, żeby wrócić do swojej kawalerki. Nie chcę jej teraz widzieć.
– Jasne, jedźmy na jakiegoś drinka, żeby odreagować. Co ty na to?
Czułam, że muszę się napić. Ilość zdradzających i zdradzanych zaczęła mnie przerastać.
– Super, Zuza, jesteś świetna kumpela! – Stefan zapuścił silnik. – Jedźmy, zaszalejmy trochę!
I zaszaleliśmy! Obudziłam się w obcym mieszkaniu, w obcym łóżku. Obok mnie leżał Stefan. Głowa bolała mnie okropnie i zemdliło mnie tak, że zerwałam się i popędziłam do łazienki. Kiedy wróciłam do pokoju, zobaczyłam, że on też się już obudził i teraz przygląda mi się z podejrzanym uśmieszkiem.
– Eeeee… – zaczęłam dość inteligentnie. – Czy my… no wiesz?
Rany, ależ oryginalnie! Zwłaszcza, że ewidentnie stałam się kobietą lekkich obyczajów.
– Czy mam iść zrobić sobie test ciążowy? – wybrnęłam w końcu.
Stefan uśmiechnął się jeszcze szerzej i powiedział ku mojej uldze:
– Nie musisz marnować 10 złotych. Chyba, że zachodzisz w ciążę przez ubranie.
Rzeczywiście, byłam ubrana, no może bez spodni i swetra.
– Wczoraj zaszaleliśmy bardziej niż zamierzaliśmy – kontynuował – ale na szczęście byłem na tyle trzeźwy, żeby wezwać taksówkę i dojechać nią do domu. Tam zaczęłaś się do mnie dobierać… – zawiesił głos, a ja poczułam, że zaraz spalę się ze wstydu. – Ja też miałem wielką ochotę. Jakoś nie zauważyłem wcześniej, że jesteś aż tak ponętna!
Stefan na pewno robił to specjalnie, żeby wprawić mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Musiał mieć świetną zabawę.
– Ale kiedy tak się całowaliśmy namiętnie, ty nagle wyszeptałaś: „Ach, Dżo, tak bardzo cię kocham”. Nie wiem, kim jest ten Dżo, George, czy ktoś tam, ale nie będę wchodzić mu w paradę. Nie chciałem, żebyś zrobiła coś, czego będziesz potem żałować. Pomyślałem o Paulinie, o tym, jak mnie potraktowała. Nie chciałem robić tego na złość jej, nie jestem jeszcze gotowy na nowy związek…
– Jesteś prawdziwym dżentelmenem – westchnęłam z ulgą. – Bałam się, że zachowałam się jak kobieta upadła…
– Zachowałaś się! – roześmiał się Stefan. – Ale uratowałem cię przed ostatecznym upadkiem. Chociaż jestem pewien, że byłoby rewelacyjnie – zrobił znaczącą przerwę, a ja znowu się zaczerwieniłam – ale to stracona przyjemność, jeśli nic byś nie pamiętała. A ten George…? – zawiesił pytająco głos i poczułam się zobowiązana coś wyjaśnić.
Postanowiłam trzymać się wersji stworzonej na użytek Pawła. I nie korygować błędnie zrozumianego imienia:
– To mężczyzna, którego bardzo kocham. Jest za granicą. On też mnie kocha, ale nie możemy być razem.
– OK. Nic więcej nie mów. Chodź, zrobię nam kawę i coś zjemy. Na pewno masz mega kaca.
Siedziałam w kuchni, pijąc kawę i jedząc chrupiące bułeczki, po które Stefan pobiegł do sklepu, kiedy się kąpałam. Pomyślałam, że to wszystko jest bardzo dziwne i przewrotne. Życie jest przewrotne.
Będąc jeszcze nastolatką marzyłam o tym, o czym marzy każda dziewczyna. O wielkiej i płomiennej miłości, oczywiście z wzajemnością. Potem marzyłam też o świetnej pracy, o własnym mieszkaniu i o powodzeniu u płci przeciwnej.
Miałam własne, duże mieszkanie. Miałam dobrą pracę. Miałam powodzenie u mężczyzn – uwodzili mnie, zakochiwali się. Przeżywałam też wielką miłość z wzajemnością.
Co mi przyszło z tego wszystkiego? Siedziałam w mieszkaniu atrakcyjnego mężczyzny, który nie wykorzystał mnie, kiedy byłam pijana i który pobiegł rano po świeże bułeczki, nie licząc na nic w zamian.
Ja jednak marzyłam tylko o tym, żeby cofnąć się w czasie i znaleźć się na weselu pod Paryżem i patrzeć Johnowi w oczy w blasku gwiazd i poczuć znowu, że świat się zatrzymał!
Łzy pociekły mi po policzkach. Stefan podał chusteczkę i powiedział pocieszająco:
– Hej, przeżywamy trudne chwile, ale kiedyś i dla nas zaświeci słońce!
Słowo się rzekło, kobyłka u płota.
Znowu ubrałam się w czarną perukę i okulary, zmieniłam makijaż i ubranie. Zrobiłam to w domu, czekając na Stefana. Miał przyjść i podwieźć mnie do firmy Pauliny. Specjalnie wyszłam tego dnia wcześniej z pracy, żeby zdążyć się przygotować, bo Paulina pracowała do godziny szesnastej.
Otworzyłam drzwi, kiedy Stefan zadzwonił,