Скачать книгу

mogłem dotknąć innej kobiety? Zdjęcia mówiły same za siebie i to, że w klubie nas poniosło… tego się nie wypierałem, choć tego także nie pamiętałem. Byłem tak pijany, że nawet nie wiem, jak znalazłem się z nią w hotelowym pokoju. Lana zarzekała się, że spędziliśmy upojną noc, ale nie chciało mi się w to wierzyć. Byłbym aż takim idiotą? Kurwa, Mills… Jeśli pieprzyłeś się z Laną, to jesteś największym sukinsynem na świecie. Tylko jak miałem dowiedzieć się prawdy? Tego, jak było naprawdę? Jeśli Lana kłamała, to jak mogłem udowodnić swoją niewinność? Byłem świadomy, że skoro pragnę odzyskać Rebekę, to muszę dowiedzieć się wszystkiego, co faktycznie się wtedy wydarzyło, inaczej nie miałem po co zbliżać się do niej. Planowałem, że gdy tylko się obudzi, zacznę dochodzić prawdy, by móc postawić ją przed wyborem. I albo wybaczy mi moje zachowanie i da szansę, albo znienawidzi, a wtedy dam jej spokój. Łączyły nas dzieci, ale jeśli ona nie będzie w stanie zostać ze mną, to nie miałem zamiaru jej zmuszać. Nie miałem prawa niczego jej nakazywać. Tak naprawdę przychyliłbym jej nieba, jeśli tylko bym mógł.

      Przytknąłem czoło do zimnej szyby drzwi jej sali i spojrzałem na nią.

      – Wróć do mnie, skarbie… Wróć do mnie – wyszeptałem sam do siebie, powstrzymując łzy.

      Zanim wszedłem do środka, musiałem się uspokoić. Nie chciałem, by moje nerwy i emocje udzielały się Rebece i maluchom. Wiem, że oni, cała trójka, odczuwają mój lęk i niepokój. Dlatego Chloe i Charlie tak często popłakują. Pielęgniarka właśnie zabrała dzieci na salkę obok, a ja, przysunąwszy krzesełko, usiadłem i tak jak zwykle położyłem głowę na miękkim materacu obok dłoni Rebeki. Spojrzałem na nią i ucałowałem każdy opuszek palca po kolei.

      – Wróć do mnie, maleńka. Wróć do nas… – powtórzyłem te słowa po raz miliardowy. Nie usłyszałem odpowiedzi, jej dłoń nawet nie drgnęła i jedynie pikające maszyny dawały mi pewność, że ona żyje, że jest tu ze mną, tylko po prostu śpi. Może mnie słyszy? Zmęczony zamknąłem oczy i próbowałem chociaż na chwilę usnąć. Sen jednak nie przyniósł ukojenia. Znowu ten koszmar…

      Rebeka wyrywa się z moich ramion i ucieka, jakby się mnie bała. Biegniemy przez las, ona przyspiesza, a ja nie mogę jej dogonić. Krzyczę, by się zatrzymała, że to ja, żeby się nie bała, ale nie reaguje. Biegnie jak w amoku, ubrana jedynie w białą koszulę. Z lasu nagle wpadamy jakby w szpitalny korytarz. Poraża mnie jasne, oślepiające światło i przez chwilę kompletnie nic nie widzę. Dostrzegam Rebekę biegnącą w stronę drzwi na samym końcu korytarza. Wchodzi do środka, a ja przyśpieszam, by ją dogonić. W ostatniej chwili łapię klamkę drzwi, za którymi zniknęła, a tu panuje kompletna ciemność. Ciemność i pustka, a mojej Rebeki nie ma…

      Obudziłem się cały mokry i przerażony. Serce łomotało mi w piersi tak mocno, że ledwo mogłem złapać oddech. Spojrzałem na Rebekę i poczułem ogromną ulgę, widząc, że spokojnie spała. Nigdzie nie odeszła… po prostu spała.

      – Sedricku, powinieneś jechać do domu, odpocząć. – Usłyszałem nagle głos Jamesa. Odwróciłem się i ujrzałem jej ojca stojącego w drzwiach sali.

      – Nie. Nie ma mowy… – odpowiedziałem i wstałem. Poprawiłem Rebece poduszkę, po czym pogładziłem delikatnie jej policzek.

      – Siedzisz tu już czwarty dzień. Zamęczysz się… – Podszedł do mnie i również przyjrzał się naszej Śpiącej Królewnie.

      – Nigdzie się stąd nie ruszę!

      – Sedricku… – James położył dłoń na moim ramieniu.

      – Muszę przy niej być. Ona może się obudzić w każdej chwili!

      – Zadzwonię do ciebie, jeśli cokolwiek się zmieni. Prześpij się chociaż kilka godzin…

      – Nie! – Wstałem gwałtownie i spojrzałem na niego. Łzy napłynęły mi do oczu z tej jebanej bezsilności. – Nie było mnie przy niej całą ciążę, musiała radzić sobie sama. Daj mi być przy niej teraz! – warknąłem.

      – Nie pomożesz jej w ten sposób.

      – Nie pozwolę, by znowu mnie przy niej nie było, gdy się obudzi. Tak było za pierwszym razem, po pierwszej śpiączce! Teraz będę przy niej! – Ponownie usiadłem na krześle i złapałem jej dłoń. Zacząłem ją nerwowo głaskać, nie mogąc opanować emocji.

      – Ona wie, że jesteś przy niej…

      – I będę, aż się obudzi! – dodałem, zamykając oczy.

      – Sedricku…

      – James, nie przekonasz mnie. Nie opuszczę szpitala bez Rebeki… – powiedziałem stanowczo. Westchnął głośno i chyba zrezygnował z dalszego przekonywania mnie do swoich racji. Nikt nie wiedział, co czułem w tej chwili. Wiedziałem, że on też przeżywał ten koszmar, bo to jego córka, ale to zupełnie inne odczucia. Inaczej jest bać się o własne dzieci, a inaczej o osobę najbliższą i najdroższą twojemu sercu.

      – Ona walczy, Sed. Jest dzielna i walczy… – odezwał się po chwili.

      – Skąd wiesz? – zapytałem szeptem i znowu na nią spojrzałem.

      – Bo to moja córka. Ona nigdy się nie poddaje, Sed. Walczyła całą ciążę o zdrowie dzieci. Nawet podczas porodu walczyła do ostatnich sił, by je urodzić. Nie poddała się… – Przysunął sobie krzesło i usiadł obok.

      – Więc dlaczego się nie budzi? – zapytałem, prawie łkając.

      – Dajmy jej czas, by odzyskała siły. Obudzi się… Zobaczysz. – Ponownie położył dłoń na moim ramieniu. Westchnąłem głośno, próbując ulżyć sobie w tym ucisku w klatce piersiowej. – Posiedzę tu z tobą, dobrze? – zapytał James.

      – Oczywiście. – Wymusiłem uśmiech i zrobiłem miejsce, by usiadł obok. Przysunął sobie krzesło i tak we dwóch czekaliśmy. Czekaliśmy na cud, na jakikolwiek znak z jej strony. By nie dołować się bardziej, wróciłem myślami do chwili, w której zobaczyłem ją po raz pierwszy. To był najlepszy dzień mojego życia.

      ***

      Kurwa! Byłem najebany, zmęczony, a na moich kolanach wiła się jakaś ruda striptizerka i próbowała zwrócić na siebie moją uwagę. Nie miałem ochoty na ten pieprzony wieczór kawalerski, no ale jak odmówić tym debilom? Spojrzałem na Ericka, Nickiego, Alexa i Clarka z ukontentowaniem wpatrujących się w drugą dziewczynę, którą wynajęli dla nas na tę noc. Simon jak zawsze obracał jakąś przypadkową pannę w boku loży. Laska jęczała nieziemsko sztucznie, a ja chyba zaraz się porzygam.

      Ten jutrzejszy ślub z Karą… Sam nie wiem, czy w ogóle powinno do tego dojść. Po tym, czego dowiedziałem się ostatnio, kompletnie jej nie ufałem i nawet już nie byłem pewien, czy nadal ją kocham. Nie potrafiłem jej już nawet objąć w nocy, bo przypominały mi się te wszystkie razy, gdy pieprzyła się z każdym z ekipy. Kurwa! Wiedziałem, że też nie jestem bez winy, bo sam ją na początku namawiałem na te pieprzone eksperymenty, ale nie sądziłem, że będzie to robiła za moimi plecami.

      Zacisnąłem pięści ze złości i zamknąłem oczy. Mam dwadzieścia osiem lat, jestem menedżerem jednego z najlepszych zespołów rockowych na świecie, mam na głowie bandę idiotów, których na każdym kroku trzeba kontrolować i chronić przed narobieniem sobie kłopotów, a jutro mam zostać mężem kobiety, którą jeszcze niedawno uważałem za ideał… a teraz? Nie mogłem na nią patrzeć i nie wiedziałem, czy będę w stanie wsunąć jej na palec obrączkę. Która, swoją drogą, kosztowała jakieś horrendalne pieniądze. Po chuj ona wybrała akurat te obrączki? Inne też były ładne i dużo tańsze. Nie jestem oszczędny, ale Kara zdecydowanie przesadza z wydatkami. Jej suknia to jakiś wymysł pierdolniętej projektantki i wcale mi się nie podoba.

Скачать книгу