ТОП просматриваемых книг сайта:
Emancypantki. Bolesław Prus
Читать онлайн.Название Emancypantki
Год выпуска 0
isbn 978-83-270-1401-6
Автор произведения Bolesław Prus
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
– Trochę wyżej… o tak… A teraz ty skręć, tylko ostrożnie z poręczą…
– Już niosą kufry – rzekła pani Latter.
– Widzi mama, dopiero niosą kufry – odezwała się w tej samej chwili panna Helena. – Spóźnimy się…
Pani Latter westchnęła.
– Mateczka jest jakby niezadowolona – mówiła panna Helena podnosząc się z kanapy i obejmując matkę. – Na próżno matuchna ukrywa się, bo ja widzę. Czy zrobiłam co złego?…
Niech matuchna powie, bo inaczej zepsuje mi całą podróż… Moja złota… najdroższa…
– Ależ nic nie zrobiłaś – odparła pani Latter całując ją.
– Ja wprawdzie nie poczuwam się do niczego, ale może mateczka coś dostrzegła, co wydaje się jej niewłaściwym?… Niech mi matuchna powie wręcz…
– Czy nie rozumiesz, że sam twój wyjazd może mi… może mnie rozstrajać…
– Wyjazd?… – zapytała Helenka. – Alboż to na długo czy daleko?…
– Na długo! – powtórzyła pani Latter ze smutnym uśmiechem. – Pół roku, czy nie długo?
A ile rzeczy może się stać przez ten czas…
– Boże! – roześmiała się panna Helena – mateczka zaczyna miewać przeczucia?…
– Nie, kochanko, życie moje jest zanadto ujęte w karby, ażebym znalazła w nim miejsce na przeczucia. Ale jest miejsce na tęsknotę.
– Za mną?… – zawołała Helenka. – Mama tak ciągle zajęta, widywałyśmy się ledwie przez godzinę na dzień, a czasami nie…
Pani Latter cofnęła się od niej, zamyśliła się i odpowiedziała, smutnie chwiejąc głową:
– Masz słuszność, widywałyśmy się ledwie przez godzinę dzień, a czasem i tego nie!…
Pracuję, wiesz przecie. Ale nawet nie widząc was jestem pewna, że jesteście blisko mnie i że was zobaczę, gdy znajdzie się wolna godzina… Ach, ile ja wycierpiałam kiedy pierwszy raz przyszło mi żegnać Kazia, choć wiedziałam, że co kilka miesięcy mieć będę go w domu… Z tobą było mi jeszcze gorzej: ile razy wyszłaś na ulicę, myślałam z trwogą, czy ci się co nie stało, a każda minuta spóźnienia…
– Boże, jak matuchna musi być rozstrojoną! – zawołała ze śmiechem Helenka całując matkę. – Czy mogłabym przypuszczać coś podobnego…
– Bo nigdy nie mówiłam o tym, bo zamiast pieścić moje dzieci jak inne szczęśliwsze matki, mogłam tylko pracować dla nich. Ale sama zobaczysz mając własne, jaka to wielka ofiara trzymać się z dala od dziecka, choćby dla jego dobra…
Na korytarzu rozległy się kroki, a Helenka nagle zawołała:
– Ada już wychodzi!… Pani Latter odsunęła się od córki.
– Jeszcze nie – rzekła sucho.
Potem usiadła na fotelu i spuściwszy oczy mówiła zwykłym tonem:
– Dam ci jeszcze dwadzieścia pięć rubli wyłącznie na marki, ale… pisuj do mnie co dzień.
– Co dzień, matuchno?… Przecież mogą być dnie, kiedy wcale nie wyjdę z domu… O czymże wtedy pisać?
– Mnie nie chodzi o opisy miejscowości, które mniej więcej znam, ale o ciebie… Zresztą pisuj, kiedy chcesz i jak chcesz.
– W każdym razie, dwadzieścia pięć rubli nie zmarnują się!… – rzekła z przymileniem panna Helena. – Ach, te pieniądze… Dlaczego ja nie jestem wielką panią?…
– Masz kredyt u Ady, prosiłam ją… Ale, Helenko, bądź oszczędna… bądź oszczędna…
Wiem, że potrafisz być rozsądną, więc w imię rozsądku jeszcze raz proszę cię: bądź oszczędna!…
– Matuchna przypuszcza, że ja będę garściami rozrzucać pieniądze?… – zapytała panna Helena robiąc grymasik.
– O tym nie myślę, bo na to nie masz. Ale obawiam się, ażeby ci nie zabrakło… Nasze położenie, widzisz… nasze położenie majątkowe nie pozwala na zbytki…
Panna Helena zbladła i pochyliła się na oparcie kanapy chwytając ręką za poręcz.
– Więc może ja… więc może lepiej nie jechać?… – spytała zdławionym głosem.
– Jechać możesz… Owszem, jedź i rozerwij się; ale pamiętaj, że podróż powinna być oszczędna. Mówię o naszym położeniu dlatego, ażeby cię uchronić od omyłek…
Panna Helena rzuciła się matce na szyję mówiąc ze śmiechem: – A, rozumiem! Mateczka straszy mnie dlatego, ażebym była rozsądna i myślała o jutrze. Kto jednak zaręczy, że ja już dziś o tym nie myślę i że moja podróż nie opłaci mi się lepiej aniżeli wszystkie projekta Kazia?…
Ja także mam rozum – dodała figlarnie – i kto wie, czy nie przywiozę mamie stamtąd bogatego zięcia… Przecież chyba warta jestem milionera…
Twarz pani Latter rozjaśniła się, oczy błysnęły; lecz wnet powrócił surowy spokój.
– Moje dziecko – rzekła – nie myślę ukrywać przed tobą, że jesteś piękna i masz prawo do najlepszych partyj, tak samo Kazio. Ale muszę cię ostrzec. Ja także byłam podobna do ludzi miałam szczęście…
Podniosła się z fotelu i zaczęła chodzić po gabinecie.
– O, tak, miałam szczęście! – mówiła ironicznym tonem… wszystko mnie zawiodło, wyjąwszy pracy i zgryzot… Miłość nie, piękność mija, tylko praca i zgryzota zostają. Na nie możesz rachować, więcej na nic… W każdym razie – dodała zatrzymując się przed panną Heleną i patrząc jej w oczy – nic nie rób, nawet nic nie planuj, bez porozumienia się ze mną. Mam przeszłość tak bogatą w doświadczenie, że ono – przynajmniej dzieciom moim powinno by oszczędzić zawodów. A ty masz tyle rozsądku, że powinnać mi ufać.
Pana Helena objęła matkę za szyję i oparłszy głowę na jej ramieniu rzekła cicho:
– Więc między nami, mateczko, nie ma nieporozumień?…
Mama nie gniewa się na mnie?…
– Skąd ci znowu przyszło do głowy… będzie mi smutno, bardzo smutno… Ale jeżeli ty znajdziesz szczęście…
Do gabinetu zapukano. Wszedł służący i zawiadomił, że przyjechały karety.
– A czy kamerdyner pana Solskiego już jest? – zapytała pani Latter.
– Ten, co z panienkami ma jechać za granicę? Właśnie czeka.
– A Ludwika gotowa?
– Żegna się ze służbą, ale jej rzeczy już odeszły na kolej.
– Więc poproś pannę Adę, ażeby siadła z panną Magdaleną i z kamerdynerem, a my zaraz przyjedziemy z Ludwiką.
Służący wyszedł, pani Latter pociągnęła córkę do swojej sypialni, gdzie nad klęcznikiem wisiał ukrzyżowany Pan Jezus z kości słoniowej.
– Dziecko