Скачать книгу

Phila Braddy’ego, cokolwiek. Tymczasem Prokocki podniósł się zza biurka i wyciągnął do mnie rękę.

      Pomyślałem, że w ten sposób chce mnie pożegnać, ale było tak tylko połowicznie.

      – Obawiam się, że będzie musiał pan zostawić u nas telefon.

      – Słucham?

      – Może się okazać ważnym materiałem dowodowym.

      – Ale…

      – Panie Werner, proszę mi zaufać, naprawdę. Zrobimy wszystko, żeby odnaleźć pana narzeczoną.

      Spojrzałem na komórkę i odniosłem wrażenie, jakbym miał pożegnać się z czymś znacznie mi bliższym niż tylko telefon. Wprawdzie nie korzystałem z niego zbyt często, nie miałem ku temu powodu, ale było na nim jej zdjęcie. Moja jedyna kopia.

      – Wolałbym…

      – Chce pan ją odnaleźć? – przerwał mi podkomisarz.

      Skinąłem głową.

      – W takim razie proszę się zdać na nas. Wiemy, co robimy.

      Trwał z wyciągniętą ręką, dopóki nie oddałem mu komórki. Być może zastanowiłbym się dwa razy, gdybym nie był tak mocno skacowany. I gdyby wszystko, co się działo, nie wpędzało mnie w poczucie kompletnej dezorientacji.

      – Więc wznowicie postępowanie? – zapytałem, kiedy poprowadził mnie w kierunku drzwi.

      – Jeśli tylko nowy materiał na to pozwoli, oczywiście.

      – Jeśli?

      – Będziemy w kontakcie – zapewnił mnie Prokocki.

      Nie pomyślałem o tym, że będzie to dość trudne, jako że właśnie zabrał mi telefon.

      Ale nie była to jedyna rzecz, jaką tego dnia straciłem.

      Wróciłem do domu z myślą, żeby jak najszybciej ściągnąć zdjęcie z Facebooka. Musiałem je mieć, w pewien sposób było dla mnie ważniejsze niż wspomnienia związane z Ewą.

      Fotografia jednak znikła. Podobnie jak poprzedni post.

      I konto Phila Braddy’ego.

      4

      Przed południem w Opolu niełatwo było znaleźć otwartą knajpę, w której można dobrze zjeść. SpiceX należała jednak do wyjątków. Szef otwierał rankiem, działaliśmy do dwunastej, potem na chwilę zamykał i popołudniem znów ruszaliśmy na pełnych obrotach.

      W krajach śródziemnomorskich czy w samych Indiach być może taki model się sprawdzał. U nas musiał prędzej czy później doprowadzić od bankructwa, ale nie zamierzałem dzielić się tym przemyśleniem z właścicielem.

      Blitzer zjawił się przed jedenastą, znów niosąc laptopa. Wyglądał niewiele lepiej ode mnie, najwyraźniej też mało spał. Musiał przysnąć dopiero rankiem, bo kiedy rozmawiałem z nim przez Skype’a po wizycie na komendzie, odniosłem wrażenie, jakbym go obudził. Streściłem mu wtedy wszystko, co powinien wiedzieć.

      Czułem się dziwnie, dzieląc się z kimś tym, co działo się w moim życiu. I przez to uświadomiłem sobie, że przez dekadę było ono zamknięte dla świata zewnętrznego. Nawet kiedy odwiedzałem rodziców w ich niewielkim mieszkaniu przy Grottgera, rozmawialiśmy właściwie o wszystkim innym, tylko nie o tym, co się u mnie działo.

      Blitz usiadł przy tym samym stoliku co ostatnio, a potem przywołał mnie ruchem ręki.

      – To mi się nadal w głowie nie mieści – powiedział. – Posty po prostu przepadły.

      – Pisałeś do admina?

      – Zaraz po naszej rozmowie.

      Tym razem musiałem się zdać na niego. Najchętniej wziąłbym urlop na żądanie, nie tylko dlatego, że potwornie mnie suszyło, ale wiedziałem, że będę mieć potem problemy u szefa. A nie mogłem sobie pozwolić, by teraz znikło moje jedyne źródło utrzymania. Przypuszczałem, że będę potrzebował pieniędzy.

      – Odpowiedzieli, że żadnych wpisów nie usuwali – dodał Blitzkrieg. – I niby w internecie nic nie ginie, ale nie znalazłem po nich żadnego śladu.

      – Tak jak po Braddym.

      – No – potwierdził zamyślony Blitz, obracając kartę dań na stole.

      Po chwili zamarł, a potem powoli przeniósł na mnie wzrok. Nie musiał nic mówić, żebyśmy obaj doszli do wniosku, jak mętna może okazać się cała sprawa.

      Co jakiś czas w mediach pojawiały się doniesienia o policjantach, których grzechy wychodziły na jaw dopiero po latach. Niedawno kilku zostało oskarżonych za uchybienia w sprawie zabójstwa młodej dziewczyny sprzed kilkunastu lat. Postawiono im zarzuty niedopełnienia i przekroczenia uprawnień, a w dodatku utrudniania śledztwa.

      Przez lata celowo mylili tropy i ukrywali prawdę. Brali udział w kilkuosobowej konspiracji, wzajemnie kryjąc siebie i sprawców. Czy tak było także w przypadku Ewy? Czy może zaczynałem tworzyć teorie spiskowe?

      Ale nawet jeśli założyłbym, że policja maczała w tym palce, to w jaki sposób usunięto z Facebooka wszystkie ślady? I to tak szybko?

      I skąd Braddy miał moje zdjęcie?

      Pytania się mnożyły, ale byłem przekonany, że odnajdę odpowiedzi. Musiałem tylko trafić na coś konkretnego. Coś, dzięki czemu wejdę na dobry tor.

      – Mówiłem ci, że moja pomoc nie wystarczy – odezwał się Blitzer.

      – Mówiłeś. I widzisz, do czego to doprowadziło.

      – Nie miałem wtedy na myśli policji.

      – A co?

      – Biuro detektywistyczne.

      Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Takie firmy kojarzyły mi się albo z tanimi teatrzykami medialnymi, albo ze szpiegowaniem współmałżonków.

      – Takie z prawdziwego zdarzenia – dodał Blitz, obracając ku mnie laptopa.

      Rozejrzałem się, niepewny, czy nie zjawił się jakiś klient, a potem pochyliłem się nad stołem. Trochę wbrew sobie zacząłem czytać opis firmy, która przedstawiała się jako Reimann Investigations.

      – Właściciel był oficerem operacyjnym służb – odezwał się Blitzer. – Agencja ma ministerialną licencję na działalność detektywistyczną, jest w państwowym wykazie. Wszystko sprawdziłem.

      Przebiegłem wzrokiem ogólne informacje zgromadzone na stronie.

      – Należą też do WAPI.

      – Do czego?

      – Do Światowego Stowarzyszenia Profesjonalnych Detektywów – wyjaśnił. – Oprócz tego są członkiem WAD, które zrzesza agencje z całego świata od tysiąc dziewięćset dwudziestego piątego roku. To nie byle jakie certyfikaty.

      Pochyliłem się jeszcze bardziej i wyświetliłem cennik, głównie po to, by zorientować się, czym konkretnie się zajmują.

      Stawka godzinowa wynosiła sto złotych, a za cały ośmiogodzinny dzień pracy proponowali tysiąc sto. Przeprowadzenie wywiadu gospodarczego było nieco droższe, ustalanie miejsca pobytu świadków – tańsze. Reimann Investigations świadczyli też usługi dla kancelarii prawnych, prowadzili śledztwa gospodarcze, ustalali lokalizację mienia i oczywiście zajmowali się poszukiwaniem osób zaginionych.

      Ta ostatnia pozycja w cenniku miała najwyższą stawkę. Ceny zaczynały się od czterech tysięcy siedmiuset złotych.

      – Zobacz zespół – poradził Blitz.

      Otworzyłem

Скачать книгу