Скачать книгу

" alt="Okładka"/>

      Copyright © 2013, Mary Ellen Tyrmand

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych- również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

      ISBN: 978-83-7779-136-3

      Projekt okładki: Elżbieta Chojna

      Skład i łamanie: Jacek Antoniuk

      Korekta: Michał Borun

       www.wydawnictwomg.pl

       [email protected]

      Konwersja do formatu EPUB:

       Legimi Sp. z o.o.

      Jakubowi i Marii Lewit – u których uczyłem się prawd prostych.

      „Myśl jest pełną godnością człowieka; stąd dążenie,

       aby myśleć dobrze – oto jedyna moralność”.

      Blaise Pascal, „Pensées”

      WSTĘP

      Ta książka nie ma pretensji naukowych, ani publicystycznych, ani dziennikarskich. Ma pretensje literackie. Mimo to nie jest ani beletrystyką, ani literackim esejem. Jest ona pamfletem na komunizm, zamierzonym przejaskrawieniem istniejącej rzeczywistości. Uważam komunizm za najgorszą plagę, jaka spotkała ludzkość, i żywię głęboką nadzieję, że książka ta odzwierciedla moje uczucia w odpowiednim stopniu. Czy znaczy to, że pamflet wykrzywia prawdę? Ani trochę. Komunizm jest zjawiskiem, wobec którego obiektywizm jako metoda wyjaśniająca jest śmieszny w swej nieporadności. Uważam, że pamflet jest jedyną – przynajmniej na razie – metodą prawidłowego wyjaśniania komunizmu. Moim zdaniem, książka moja jest prawdziwsza od setek obiektywnych rozpraw i pewny jestem, że miliony ludzi zgodzą się ze mną. Czy można obiektywnie wyjaśnić system prawny, w którym oskarżyciel ma zawsze rację? Czy można obiektywnie rozprawiać o psychologii, której kamieniem węgielnym jest pojęcie świadomości klasowej, co w praktyce znaczy, że jeśli ktoś kazał kogoś rozstrzelać bez sądu, to wykazał instynkt klasowy? Czy można obiektywnie opisać instytucję policji politycznej, której racją istnienia jest stwarzanie przestępców, o ile ich nie ma w istniejącej rzeczywistości? Czy można obiektywnie pisać o społeczeństwach, w których pijaństwo jest jedynym epikureizmem i przejawem humanizmu? Czy można obiektywnie badać ekonomię, która brak chleba tłumaczy okolicznością, że z każdym rokiem więcej ludzi je chleb? Czy można obiektywnie badać moralność ludzi, którzy w komunizmie robią kariery na tropieniu i konfiskowaniu najmniejszych przejawów wolnej myśli, w Londynie zaś, Paryżu i Waszyngtonie wygłaszają przemówienia o swej walce o wolność i niepodległość ludzkiego ducha – i którym ich zachodni słuchacze wierzą w to, co mówią? Czytając tę książkę, wielu powie, że przerysowuję, zniekształcam, popadam w groteskę i operuję efektem surrealistycznym. Chyba tak. Ale do tłumaczenia komunizmu realizm jest tak przydatny, jak rower do lotu na księżyc. W demokracjach brak jest systemu odniesienia dla tylu zjawisk stanowiących codzienność komunizmu, że mówienie o adekwatności procesów społecznych czy ontologicznych, tak modne na Zachodzie, jest zwykłym bełkotem intelektualnym w uszach ludzi pod komunizmem. Mnóstwo z tego, co wyda się wielu nieprawdopodobne w tej książce, płynie z faktu, że staram się mówić o rzeczach, o których nie wie się na Zachodzie albo nic, albo bardzo niewiele, pomijam zaś to, o czym się już obficie mówiło i pisało. Także moje interpretacje są interpretacjami człowieka stamtąd, co ludziom tutaj często może się wydać deformacją, irracjonalizmem i przesadą. Lecz ludzie tam przeważnie tak widzą rzeczy i to wiedzą o rzeczach. Pisanie o tych, którzy wierzą, że komunizm jest jedyną perspektywą dobra, sprawiedliwości i strukturalnego sensu, i w imię tej wiary egzekwują władzę opartą o niesłychane okrucieństwa, doszczętną destrukcję jednostki ludzkiej i zupełną pogardę dla racjonalizmu – z natury rzeczy niewiele ma wspólnego z logiką. Moją ambicją podczas pisania tej książki było poszukiwanie jakiegoś szkieletu prawdy, jakiegoś odnalezienia struktury rzeczywistości pod złożonością przejawów życia. W tym celu trzeba było usunąć wiele z tego, co życie kumuluje i co zmętnia przejrzystość schematu. Wydaje mi się także, że zmiany zachodzące w obrazie komunistycznego świata, a zachodzą one na pewno i w sposób widoczny, dotyczą właściwie tylko owej zewnętrznej ornamentacji, skumulowanej przez praktykę na samej powierzchni zjawiska. Sam schemat i pierwiastkowa zasada, na której è pur se muove pozostają ciągle te same.

      Ludzie nieżyjący w komunizmie nie pojmują, dlaczego tam mówi się: „zupa w komunizmie”, „komunistyczny bilard”, „pisarz w komunizmie”, „komunistyczne pomidory”. Używa się tam także na co dzień zwrotu „oni”, który oznacza komunistów, zarówno rządzących, jak również tylko ludzi wyznających komunizm jako światopogląd. Być może, że czytelnik tej książki będzie miał z początku trudności z oczywistą antropomorfizacją terminu „komunizm”. Ale tam właśnie tak się czuje komunizm – jako kogoś okropnego i nie do wytrzymania, rzeczywiście istniejącego tuż obok. Puryści zarzucą mi, że używam słowa „komunizm” dla oznaczenia mnóstwa niesprecyzowanych treści, i dodadzą, że termin ten dość ściśle oznacza coś, i nic poza tym. Mnie się jednak wydaje, że jest to termin – w aktualnym momencie historii – ambiwalentnie luźny i precyzyjny zarazem. Oznacza przede wszystkim to, co się tam dzieje. Komuniści utrzymują, że to, co się dzieje obecnie za Żelazną Kurtyną, nie jest jeszcze komunizmem, że stanowi etap nazywany socjalizmem na drodze do społeczeństwa komunistycznego. Lecz ludzie tam nie są skłonni do dialektycznych subtelności, pośpieszyli się i nie używają innego słowa dla określenia istniejącego stanu rzeczy. Rozpacz ogarnia ich na myśl, że jeśli to jeszcze nie komunizm, to wyobrazić sobie można, co będzie, jak już nadejdzie komunizm. Godne uwagi są tu słowa pewnej warszawskiej sprzedawczyni w sklepie spożywczym, która w odpowiedzi na gorzkie narzekania kupujących na brak chleba, masła, mięsa i innych towarów, zawołała: „Ludzie, na litość Boską, czego ode mnie chcecie?! Ja nie kazałam strzelać z Aurory…”[1]).

      Mój stosunek do komunizmu jest prostym wynikiem mego życia w komunizmie. W ciągu tych lat nauczyłem się nienawidzić komunizmu za zawarte w nim zło. A także bać się go ze względu na jego metafizyczną zdolność do zawierania w sobie coraz więcej i coraz więcej, i coraz więcej zła.

      JAK SIĘ URODZIĆ

      Zarówno teoria, jak i doświadczenie pierwszych lat pięćdziesięciu uczą nas, że najlepiej jest przyjść na świat w rodzinie robotniczej. Wskazówka ta pozostaje oczywiście w sprzeczności z tym wszystkim, co wynika z pragmatycznej obserwacji; wydaje się wręcz lekkomyślna na pierwszy rzut oka. Każdy wie dobrze, że robotnikom nie powodzi się najlepiej w społeczeństwie komunistycznym, co jest w zupełnej zgodzie z wewnętrzną logiką każdej rewolucji. Rewolucja komunistyczna dokonana została w imię potrzeb, żądań, celów i ideałów robotnika, jest zatem zupełnie zrozumiałe, że jej sukces nie może przynieść niczego nadzwyczajnego robotnikom – jako że nigdy żadna rewolucja w dziejach nie spełniła swych przyrzeczeń. W komunizmie ustanowionym robotnicy pracują ciężej i zarabiają mniej pieniędzy. Są oni ponadto pozbawieni wszelkich społecznych korzyści, ułatwień i drobnych radości, jakimi cieszą się robotnicy w kapitalizmie; kapitalizm bowiem, jako najzaciętszy wróg ludu pracującego, śmiertelnie się tegoż boi, pragnie pozostać z nim w najlepszych stosunkach, szanuje jego związki zawodowe i rozpieszcza go mnóstwem tzw. ulepszeń i świadczeń socjalnych. Komunizm, będąc robotnika najwierniejszym przyjacielem i sojusznikiem, jest – rzecz jasna – zwolniony od tego rodzaju zobowiązań. Stąd los robotnika w komunizmie jest nie do pozazdroszczenia i noworodek w jego domu musi liczyć się z brakiem wielu luksusów łatwo osiągalnych w domach dygnitarzy partyjnych czy serwilistycznej inteligencji. Niemniej, niezależnie od przeciwstawnych dowodów, ciągle jeszcze najkorzystniej jest pojawić się tu na świecie za pośrednictwem rodziny robotniczej.

Скачать книгу