Скачать книгу

ale za łaską boską z Jurandówną nie wróci.

      — Co nie ma wrócić! — ozwała się spod fartucha Jagienka.

      — Bo mu Jurand nie chce dziewki dać.

      Na to Jagienka odsłoniła nagle twarz i zwróciwszy się do Maćka, spytała żywo:

      — Mówił mi! — ale prawda-li to?

      — Prawda, jako Bóg na niebie.

      — A czemu?

      — Kto jego wie. Ślubowanie jakieś czy co, a na ślubowanie nie ma rady!

      Udał mu się Zbyszko, ile że[1150] mu obiecował do pomsty pomagać, ale i to nie pomogło. Na nic było i księżny Anny[1151] swatanie. Ni prośby, ni namowy, ni rozkazania nie chciał Jurand słuchać. Powiadał, że nie może. No, i widać przyczyna takowa jest, że nie może, a to człek twardy, który tego, co rzekł, nie zmieni. Ty, dziewczyno, nie trać otuchy i pokrzep się. Po sprawiedliwości musiał chłop jechać, boć te pawie grzebienie w kościele zaprzysiągł. Dziewka też go nałęczką przykryła na znak, że go chce za męża brać, bez[1152] co mu głowy nie ucięli — za to jej powinien[1153] — nie ma co gadać. Nie będzie, da Bóg, ona jego, ale on jest wedle prawa jej. Zych na niego krzyw[1154], opat pewnikiem pomstuje, a że skóra cierpnie, mnie też gniewno, a wszelako pomiarkowawszy, co on miał robić? Skoro tamtej powinien, to i trza mu było jechać. Przecie jest ślachcic. Ale ci to jeno[1155] powiadam, że jeśli go tam gdzie Niemce godnie[1156] nie pokołaczą, to jak pojechał, tak i wróci — i wróci nie tylko do mnie starego, nie tylko do Bogdańca, ale do ciebie, bo cię strasznie rad[1157] widział.

      — Gdzie on mnie ta rad widział! — rzekła Jagienka.

      Ale jednocześnie przysunęła się do Maćka i trąciwszy go łokciem, zapytała:

      — Skąd wiecie? — co? Pewnie nieprawda?...

      — Skąd wiem? — odrzekł Maćko. — Bo widziałem, jak mu ciężko było odjeżdżać. I jeszcze było tak, że jak już stanęło na tym, że ma jechać, tak pytam ja go: „A nie żal ci też Jagienki?” — A on prawi: „Niechże jej Bóg da zdrowie i wszystko najlepsze”. I tak ci zaraz wziął wzdychać, jakby miał kowalski miech w brzuchu...

      — Pewnie nieprawda!... — powtórzyła ciszej Jagienka — ale powiadajcie jeszcze...

      — Jak mi Bóg miły, prawda!... Już mu tamta nie będzie tak po tobie smakować, bo to i sama wiesz, że jędrniejszej a zaś urodziwszej dziewki na całym świecie nie znaleźć. Czuł on do ciebie wolę Bożą[1158] — nie bój się — może i więcej niż ty do niego.

      — Bogać tam[1159]! — zawołała Jagienka.

      I pomiarkowawszy, co w prędkości[1160] wyrzekła, zakryła rumianą jak jabłko twarz rękawem, a Maćko uśmiechnął się, pociągnął ręką po wąsach i rzekł:

      — Hej, żeby ja był młody! Ale ty się pokrzep, bo już widzę, jako będzie: Pojedzie, ostrogi[1161] na dworze mazowieckim zyszcze[1162], gdyż tam granica blisko i o Krzyżaka nietrudno... Jużci wiem, że i między Niemcami bywają tędzy rycerze, a żelazo od jego skóry nie odskoczy, ale tak myślę, że byle który rady mu nie da, bo to jucha do bitki okrutnie sprawna. Patrzże, jako Cztana z Rogowa i Wilka z Brzozowej w mig potarmosił, choć to przecie, mówią, chłopy na schwał i mocarne jak niedźwiedzie. Przywiezie on swoje czuby, jeno Jurandówny nie przywiezie, bo i ja gadałem z Jurandem i wiem, jako jest. No, a potem co? Potem tu wróci, bo gdzieżby miał wracać.

      — Kiedy tam wróci?

      — Ba! jeśli nie wytrzymasz, to ci nie będzie krzywdy. Ale tymczasem powtórz opatowi i Zychowi to, co ci mówię. Niechby ta w gniewie na Zbyszka choć trochę pofolgowali[1163].

      — Jakoże mam mówić? Tatuś więcej frasobliwi[1164] niż gniewni, ale przy opacie i wspomnieć o Zbyszku nieprzezpiecznie[1165]. Dał ci on i mnie, i tatusiowi za tego pachołka, którego Zbyszkowi posłałam.

      — Za jakiego pachołka?

      — Wiecie. Był tu u nas Czech, co go tatuś pojmali pod Bolesławcem, dobry pachołek i wierny. Wołali na niego Hlawa. Tatuś mi go dali do posług, bo się powiadał tamtejszym włodyką[1166], a ja dałam ci mu zbroiczkę godną i posłałam go Zbyszkowi, aby mu służył i strzegł go w przygodzie[1167], a broń Boże czego, żeby dał znać... Dałam ci mu i trzosik na drogę, a on zaprzysiągł mi na zbawienie duszy, że do śmierci będzie Zbyszkowi wiernie służył.

      — Mojaż ty dziewczyno! Bóg ci zapłać! a Zych się nie przeciwił?

      — Co się miał przeciwić! Zrazu całkiem tatuś nie pozwalali, dopiero jak wzięłam go pod nogi podejmować, tak i stanęło na moim. Z tatusiem nijakiego kłopotu nie masz, ale jak opat zwiedział się o tym od swoich skomorochów[1168], w mig pełniuśką izbę naklął i taki był sądny dzień, że tatuś do stodół uciekli. Dopiero wieczorem ulitował się opat moich łez i jeszcze mi paciorki podarował... Ale ja rada byłam pocierpieć, byle Zbyszko poczet miał większy.

      — Jak mi Bóg miły, tak nie wiem, czy więcej jego miłuję, czy ciebie, ale on i tak poczet wziął zacny — i pieniędzy też mu dałem, choć nie chciał... No, Mazury przecie nie za morzem...

      Dalszą rozmowę przerwało im ujadanie psów, okrzyki i odgłosy trąb mosiężnych przed domem. Usłyszawszy to, Jagienka rzekła:

      — Tatuś i opat wrócili z łowów. Pójdziemy na przyłap[1169], bo lepiej, żeby was opat pierwej z daleka uwidział[1170], nie zaś znienacka w izbie.

      To rzekłszy, wyprowadziła Maćka na przyłap, z którego ujrzeli w podwórzu na śniegu kupę ludzi, koni, psów, a zarazem pobodzone oszczepami lub postrzelone z kuszy łosie i wilki. Opat ujrzawszy Maćka, zanim jeszcze zsiadł z konia, cisnął w jego stronę oszczepem, nie dlatego wprawdzie, aby go ugodzić, ale by w ten sposób tym dowodniej[1171] swą zawziętość przeciw bogdanieckim ludziom okazać. Lecz Maćko skłonił mu się z dala czapką, jak gdyby nic nie zauważył, Jagienka zaś nie zauważyła tego istotnie, gdyż przede wszystkim zdumiała ją obecność dwóch jej zalotników w orszaku.

      — Są Cztan i Wilk! — zawołała — musieli się w boru z tatusiem zdybać[1172].

      A Maćka aż zakłuło coś w dawnej ranie na ich widok. W lot przez głowę przebiegła mu myśl, że jeden z nich może dostać Jagienkę, a z nią Moczydoły, opatowe ziemie, bory i pieniądze... I żal wespół ze złością chwyciły go za serce, zwłaszcza że po chwili ujrzał rzecz nową. Oto Wilk z Brzozowej, choć z jego ojcem chciał się niedawno opat potykać, skoczył teraz do jego strzemienia, aby mu pomóc zsiąść z konia, on zaś zsiadając, oparł się

Скачать книгу


<p>1150</p>

ile że (daw.) — ponieważ.

<p>1151</p>

Anna Danuta — (1358–1448), córka księcia trockiego Kiejstuta i Biruty, żona księcia mazowieckiego Janusza (było to najdłużej trwające małżeństwo w dziejach dynastii).

<p>1152</p>

bez (daw.) — przez.

<p>1153</p>

jej powinien (daw.) — ma wobec niej powinności, jest wobec niej zobowiązany.

<p>1154</p>

krzyw (daw.) — niechętny.

<p>1155</p>

jeno (daw.) — tylko.

<p>1156</p>

godnie — tu: mocno, solidnie.

<p>1157</p>

rad (daw.) — chętnie.

<p>1158</p>

wola Boża (daw.) — pożądanie.

<p>1159</p>

Bogać tam (daw.) — gdzie tam.

<p>1160</p>

w prędkości — w zdenerwowaniu.

<p>1161</p>

ostrogi — tu przen. znak przynależności do stanu rycerskiego.

<p>1162</p>

zyszcze — dziś popr.: zyska.

<p>1163</p>

folgować (daw.) — traktować łagodniej.

<p>1164</p>

frasobliwy (daw.) — smutny.

<p>1165</p>

nieprzezpiecznie (daw.) — niebezpiecznie.

<p>1166</p>

włodyka — rycerz, zwłaszcza niemajętny względnie bez pełni praw stanowych.

<p>1167</p>

przygoda — tu: niebezpieczeństwo.

<p>1168</p>

skomorocha (daw.) — wędrowny śpiewak a. aktor, zwłaszcza słowiański.

<p>1169</p>

przyłap a. przyłapa — płytka podcień ze słupów drewnianych ustawionych bezpośrednio przy ścianie domu.

<p>1170</p>

uwidzieć — zobaczyć.

<p>1171</p>

dowodnie (daw.) — wyraźnie.

<p>1172</p>

zdybać się (daw.) — spotkać się.