Скачать книгу

a Obrony Planety

      PKFS –  Połączone Kolegium Floty Słonecznej

Osoby występujące w książce(Zgodnie z chińskimi zasadami najpierw podaje się nazwisko)

      Luo Ji – astronom i socjolog

      Ye Wenjie – astrofizyczka

      Mike Evans – sponsor i główny przywódca RZT

      Wu Yue – kapitan Marynarki Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej

      Zhang Beihai – komisarz polityczny Marynarki Wojennej ChALW, oficer Sił Kosmicznych

      Chang Weisi – generał brygady ChALW, dowódca Sił Kosmicznych

      George Fitzroy – amerykański generał, koordynator Rady Obrony Planety, wojskowy łącznik programu Hubble II

      Albert Ringier – astronom zatrudniony przy programie Hubble II

      Zhang Yuanchao – świeżo emerytowany pracownik zakładów chemicznych w Pekinie

      Yang Jinwen – emerytowany nauczyciel gimnazjum w Pekinie

      Miao Fuquan – szef spółki węglowej w prowincji Shanxi, sąsiad Zhanga i Yanga

      Shi Qiang – funkcjonariusz Wydziału Bezpieczeństwa ROP o przydomku Da Shi

      Shi Xiaoming – syn Shi Qianga

      Kent – łącznik ROP

      Say – sekretarz generalna ONZ

      Frederick Tyler – były amerykański sekretarz obrony

      Manuel Rey Diaz – były prezydent Wenezueli

      Bill Hines – angielski neurobiolog, były przewodniczący Rady Europejskiej

      Keiko Yamasuki – neurobiolożka, żona Hinesa

      Garanin – podlegający rotacji przewodniczący ROP

      Ding Yi – fizyk teoretyk

      Zhuang Yan – absolwentka Centralnej Akademii Sztuk Pięknych

      Ben Jonathan – komisarz specjalny Połączonego Kolegium Floty Słonecznej

      Dongfang Yanxu – kapitan Doboru Naturalnego

      major Xizi – oficer naukowy Kwantu

      Prolog

      Brązowa mrówka zapomniała już o swoim domu. Dla pogrążonej w zmierzchu Ziemi i gwiazd, które właśnie ukazywały się na niebie, czas, który minął od opuszczenia mrowiska, mógł nie mieć znaczenia, ale dla niej były to eony. W zapomnianych już dniach jej świat wywrócił się do góry nogami. Ziemia się uniosła, zostawiając szeroką i głęboką rozpadlinę, a potem opadła i wypełniła ją z powrotem. Na końcu przeoranego pasa stał samotny czarny obiekt. Takie rzeczy często się zdarzały na tej rozległej równinie – ziemia wzbijała się w górę, a po jakimś czasie opadała, rozpadliny otwierały się i na powrót wypełniały się glebą, a po każdej takiej katastrofalnej zmianie pojawiały się jakby na jej pamiątkę formacje skalne. W promieniach zachodzącego słońca mrówka i setki jej sióstr przeniosły ocalałą królową, by stworzyć nowe imperium. Wróciła tu przypadkiem, poszukując jedzenia.

      Dotarła do podnóża formacji skalnej i odkryła czułkami jej nieprzezwyciężoną obecność. Stwierdziwszy, że powierzchnia bloku jest twarda i śliska, ale w miarę pewna, ruszyła w górę. W jej głowie nie zrodził się żaden cel, pojawiło się tylko przypadkowe zakłócenie w jej prostym układzie nerwowym. Zakłócenia widać było wszędzie – w każdym źdźble trawy, w każdej kropli rosy na liściu, w każdym obłoku na niebie, we wszystkich gwiazdach nad chmurami. Zakłócenia te były bezcelowe, ale z ich ogromnego nagromadzenia wyłonił się cel.

      Mrówka wyczuła drgania ziemi i po ich intensywności zorientowała się, że zbliża się coś równie wielkiego. Nie zwracając na to uwagi, kontynuowała wspinaczkę. Od podnóża formacji ciągnęła się pod kątem prostym do ziemi sieć pajęcza. Mrówka o niej wiedziała. Ostrożnie ominęła zwisające lepkie nici i przeszła obok pająka, który czyhał z rozstawionymi na nich nogami na ofiarę. Każde z tych dwojga stworzeń wiedziało o obecności drugiego, ale – jak działo się od eonów – nie było między nimi żadnej komunikacji.

      Drgania nasiliły się, po czym ustąpiły. Przed skalną formacją stanęła ogromna istota. Była tak duża, że przesłaniała większą część nieba. Mrówka znała te istoty. Wiedziała, że są żywe, że często pojawiają się w tym rejonie i że jest to ściśle związane z szybko znikającymi rozpadlinami oraz mnożącymi się formacjami skalnymi.

      Mrówka kontynuowała wspinaczkę, wiedząc, że stworzenia te z pewnymi wyjątkami nie stanowią zagrożenia. Z takim wyjątkiem zetknął się właśnie pająk w dole, bo ta potężna istota, najwyraźniej dostrzegłszy jego sieć sięgającą od formacji do ziemi, zmiotła go razem z pajęczyną w chwasty trzymanym w jednej kończynie pękiem kwiatów. Potem położyła delikatnie kwiaty przed formacją.

      Kolejna fala drgań, początkowo słabych, lecz przybierających na sile, świadczyła o tym, że zbliża się inna istota tego samego rodzaju. Akurat wtedy mrówka napotkała długie wyżłobienie o bardziej szorstkiej powierzchni niż reszta formacji i o innym kolorze – złamanej bieli. Szorstkie podłoże ułatwiło jej wspinaczkę. Na końcach wyżłobienia znajdowały się dwa inne, krótsze i cieńsze od niego. Dolne tworzyło jego podstawę, górne skręcało pod kątem. Gdy mrówka wdrapała się z powrotem na śliską czarną gładź, miała już ogólne pojęcie o kształcie, w jaki układały się te wyżłobienia: „1”.

      Wtedy stojąca istota złamała się w połowie, wskutek czego z grubsza zrównała się z formacją. Najwyraźniej osunęła się na kolana, odsłaniając pas granatowego nieba, na którym wschodziły gwiazdy. Oczy istoty wpatrywały się w szczyt skalnego bloku, więc mrówka przez chwilę się wahała, czy powinna się znaleźć w zasięgu jej wzroku. Zdecydowała się zmienić kierunek, szybko dotarła do innego wyżłobienia i rozkoszowała się jego barwą, podobną do koloru jaj wokół królowej. Bez zwłoki ruszyła w dół szczeliny, która niebawem przybrała skomplikowany kształt wyrastającej z koła krzywej. Przypominało to mrówce proces wyszukiwania informacji zapachowych i powrotu do domu. W jej układzie nerwowym zapisał się schemat wyżłobienia: „9”.

      Od istoty klęczącej przed formacją dobiegła seria dźwięków, które przekraczały zdolność pojmowania mrówki:

      – Cudownie jest być żywym. Jak można szukać czegoś głębszego, jeśli się tego nie rozumie?

      Potem istota ta wydała dźwięk podobny do szelestu wiatru w trawie – westchnienie – i wstała.

      Mrówka nadal posuwała się równolegle do ziemi i tak doszła do trzeciego wyżłobienia. Było ono niemal pionowe, ale na końcu skręcało pod ostrym kątem, układając się w „7”. Ten kształt nie podobał się mrówce, bo ostry, nagły zakręt zapowiadał zwykle niebezpieczeństwo albo walkę.

      Głos pierwszej istoty zagłuszył drgania, więc dopiero teraz mrówka spostrzegła, że do formacji dotarła druga istota. Była niższa i drobniejsza od pierwszej i miała dobrze widoczne na tle ciemnego nieba białe, srebrzyście połyskujące włosy, związane w jakiś sposób z rosnącą liczbą gwiazd.

      Pierwsza istota odwróciła się i powitała ją.

      – Doktor Ye, tak?

      – A ty jesteś… Xiao Luo?1

      – Luo Ji. Chodziłem z Yang Dong do liceum. Dlaczego pani… tu przyszła?

      – To miłe miejsce i łatwo jest dostać się tu autobusem. Ostatnio dość często tu przyjeżdżam, żeby pospacerować.

      – Proszę przyjąć wyrazy współczucia.

      – To się stało dawno temu…

      Mrówka chciała skierować się w górę, ale odkryła przed sobą kolejne wyżłobienie, identyczne jak to w kształcie „9”, przez które przeszła przed „7”. Ruszyła więc nim, bo podobało się jej bardziej niż „7” i „1”, chociaż nie wiedziała dlaczego. Jej zmysł estetyczny był prosty, mieścił się w jednej komórce. Wzmogło się nieokreślone przyjemne odczucie, którym napełniała ją wędrówka przez „9”. Prymitywny, jednokomórkowy stan szczęśliwości. Owe dwie duchowe pojedyncze komórki, estetyka i przyjemność,

Скачать книгу


<p>1</p>

Przymiotnik xiao znaczy „mały” albo „młody” i używany jest przed nazwiskiem w odniesieniu do dzieci lub dla okazania sympatii [jeśli nie wskazano inaczej, przypisy są pióra amerykańskiego tłumacza powieści, Joela Martinsena].