Скачать книгу

bielizny znalezionej w suterenie Creeda, gdy aresztowano go w 1976 roku, aczkolwiek doktor Roy Phipps, mąż Bamborough, uważał, że zaśniedziały srebrny medalion, rozgnieciony prawdopodobnie z dużą siłą, mógł przypominać ten, który według lekarza miała jego żona w dniu zaginięcia.

      W opublikowanym niedawno życiorysie Bamborough zatytułowanym Co się stało z Margot Bamborough?[4] i napisanym przez syna bliskiej przyjaciółki lekarki znalazły się jednak pewne rewelacje na temat jej prywatnego życia, sugerujące nową linię dochodzenia, oraz możliwe powiązanie z Creedem. Tuż przed swoim zniknięciem Margot Bamborough umówiła się na wizytę w prywatnej klinice przy Bride Street na Islington, w której w 1974 roku przeprowadzano dyskretne aborcje.

      16

      Wejrzyj na niego i rzeknij, czy łacno

      Znaleźć jest taką istotę; a zatem

      Olbrzyma z posturą wybitnie zacną,

      Co nosi się z takim jak on majestatem […].

      Edmund Spenser

      The Faerie Queene

      Cztery dni później kwadrans po piątej rano nocny pociąg „Night Riviera” wjechał na dworzec Paddington. Strike, który kiepsko spał, przez sporą część nocy wpatrywał się w upiorną szarą plamę tak zwanej Riwiery Angielskiej, przesuwającą się za oknem jego przedziału. Przespawszy się na pościeli, z wciąż przymocowaną protezą, zrezygnował ze śniadania podanego na plastikowej tacy i jako jeden z pierwszych pasażerów wysiadł na peron z torbą przerzuconą przez ramię.

      W powietrzu wczesnego poranka wyczuwało się szczypanie mrozu i gdy Strike szedł po peronie, jego oddech unosił się przed nim pod postacią obłoków. Stalowe łuki Brunela wyginały się nad nim niczym żebra w szkielecie płetwala błękitnego, przez szklany sufit widać było zimne, ciemne niebo. Nieogolony i z lekko obolałym kikutem, którego ominęła zwyczajowa wieczorna dawka kojącego kremu, Strike podszedł do ławki, usiadł, zapalił upragnionego papierosa, wyjął komórkę i zadzwonił do Robin.

      Wiedział, że jego wspólniczka nie śpi, ponieważ miała za sobą noc w bmw Strike’a zaparkowanym przed domem pogodynka, gdzie wypatrywała Pocztówki. W czasie pobytu w Kornwalii komunikował się z Robin przede wszystkim esemesowo, gdyż dzielił czas między szpital w Truro a dom w St Mawes, siedząc na zmianę z Lucy przy Joan, której wypadły już włosy i układ odpornościowy najwyraźniej runął pod ciężarem chemoterapii, oraz doglądając Teda, który prawie nic nie jadł. Przed powrotem do Londynu Strike ugotował olbrzymi gar curry, które zostawił w zamrażarce obok placków pasterskich zrobionych przez Lucy. Zbliżając papierosa do ust, wciąż czuł zapach kuminu na palcach, a jeśli się skupił, oprócz woni zimnego żelaza, oleju napędowego i lekkiego aromatu kawy z pobliskiego Starbucksa wyławiał też kojarzący się z umieraniem zapach szpitalnego środka dezynfekującego, podszyty nutą moczu.

      – Cześć – powiedziała Robin i na dźwięk jej głosu Strike, tak jak przewidział, poczuł, jak supeł napięcia w jego żołądku lekko się poluzowuje. – Co się stało?

      – Nic – odrzekł lekko zdziwiony, zanim zdał sobie sprawę, że jest wpół do szóstej rano. – A… no tak, wybacz, nie dzwonię w pilnej sprawie, właśnie wysiadłem z nocnego pociągu. Zastanawiałem się, czy zanim pójdziesz do domu spać, miałabyś ochotę zjeść śniadanie.

      – O, byłoby wspaniale – powiedziała Robin z tak szczerą radością, że Strike od razu poczuł się trochę mniej zmęczony – bo mam wieści w sprawie Bamborough.

      – Super – ucieszył się. – Ja też. Dobrze będzie wymienić się informacjami.

      – Co u Joan?

      – Niewesoło. Wczoraj wypuścili ją do domu. Przydzielili jej pielęgniarkę onkologiczną. Ted jest bardzo przybity. Lucy jeszcze została.

      – Też mogłeś zostać – powiedziała Robin. – Dajemy sobie radę.

      – Nie ma o czym mówić – Zmrużył oczy w wydmuchiwanym przez siebie dymie. Promień zimowego słońca wystrzelił z pęknięcia w chmurach i oświetlił niedopałki na wyłożonej płytkami podłodze. – Obiecałem im, że przyjadę na Boże Narodzenie. Gdzie się spotkamy?

      – Przed powrotem do domu zamierzałam pojechać do Narodowej Galerii Portretu, więc…

      – Dokąd zamierzałaś pojechać? – zdziwił się Strike.

      – Do Narodowej Galerii Portretu. Wyjaśnię ci, kiedy się zobaczymy. Nie będziesz miał nic przeciwko temu, żebyśmy się spotkali gdzieś w tym rejonie?

      – Dla mnie to bez różnicy – powiedział Strike. – Jestem obok metra. Ruszę w tym kierunku i kto pierwszy znajdzie jakąś kawiarnię, napisze do drugiego.

      Czterdzieści pięć minut później Robin weszła do kawiarni Notes znajdującej się przy St Martin’s Lane i mimo tak wczesnej pory już zatłoczonej. Drewniane stoły, niektóre wielkie jak ten w kuchni jej rodziców w Yorkshire, oblegali młodzi ludzie z laptopami i biznesmeni chcący coś przegryźć przed pracą. Stojąc w kolejce przy długiej ladzie, starała się nie zwracać uwagi na rozłożone pod nią rozmaite wypieki. Na nocną obserwację domu pogodynka zabrała ze sobą kanapki i teraz surowo przekonywała siebie, że to powinno jej wystarczyć.

      Zamówiła cappuccino i ruszyła w głąb kawiarni, gdzie Strike siedział pod żelaznym żyrandolem przypominającym olbrzymiego pająka i czytał „Timesa”. W ciągu ostatnich sześciu dni chyba zapomniała, jaki jest olbrzymi. Zgarbiony nad gazetą, przypominał jej czarnego niedźwiedzia: pałaszował ciabattę z bekonem i jajkiem, a jego twarz porastała gęsta szczecina. Już na sam jego widok Robin poczuła przypływ sympatii. Albo może, pomyślała, odreagowywała w ten sposób gładko ogolonych, szczupłych i konwencjonalnie przystojnych mężczyzn, którzy niczym perfumy z tuberozą wydawali się atrakcyjni, dopóki przedłużający się kontakt z nimi nie sprawiał, że zaczynała marzyć o ucieczce.

      – Cześć – powiedziała, wślizgując się na miejsce naprzeciwko niego.

      Strike podniósł głowę i w tym momencie jej długie, lśniące włosy oraz zdrowa aura podziałały na niego jak antidotum na zaduch szpitalnego rozkładu, w którym spędził ostatnich pięć dni.

      – Jak na kogoś, kto nie spał przez całą noc, wyglądasz całkiem dobrze.

      – Potraktuję to jak komplement, a nie jak oskarżenie – odparła Robin, unosząc brwi. – Nie spałam całą noc, ale Pocztówka wciąż się nie pokazała. Za to wczoraj przyszła kolejna kartka zaadresowana do studia telewizyjnego. Nadawca napisał, że zachwycił go uśmiech, którym pogodynek zakończył wtorkową prognozę pogody.

      Strike mruknął niezadowolony.

      – Chcesz powiedzieć pierwszy, co znalazłeś w sprawie Bamborough, czy ja mam zacząć?

      – Zacznij – odrzekł, wciąż przeżuwając. – Umieram z głodu.

      – Okej – zgodziła się Robin. – Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Zła jest taka, że prawie wszyscy, których próbowałam namierzyć, już nie żyją, a z pozostałymi może być podobnie.

      Powiedziała Strike’owi o Willym Lomaxie, Albercie Shimmingsie, Wilmie Bayliss i Dorothy Oakden oraz o działaniach, które podjęła, by skontaktować się z ich krewnymi.

      – Nie odpisał mi nikt oprócz jednego z synów Shimmingsa, który chyba się obawia, że jesteśmy dziennikarzami próbującymi przypiąć jego ojcu zaginięcie Margot. Odpisałam mu w uspokajającym tonie. Mam nadzieję, że to podziała.

      Strike przerwał metodyczne rozbrajanie kanapki, by wypić pół kubka herbaty.

      – Napotkałem podobne problemy – powiedział. – Nie wiem, czy uda się zweryfikować relację o „dwóch

Скачать книгу