Скачать книгу

>

      Krzyżacy

      SAGA Egmont

      Krzyżacy

      Copyright © 1900, 2018 Henryk Sienkiewicz i SAGA

      Wszystkie prawa zastrzeżone

      ISBN: 9788726090512

      1. Wydanie w formie e-booka, 2018

      Format: EPUB 2.0

      Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA oraz autora.

      SAGA Books, spółka wydawnictwa Egmont

      Krzyżacy1

      Tom I

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Rozdział pierwszy

      W Tyńcu, w gospodzie „Pod Lutym2 Turem3”, należącej do opactwa, siedziało kilku ludzi, słuchając opowiadania wojaka bywalca, który z dalekich stron przybywszy, prawił im o przygodach, jakich na wojnie i w czasie podróży doznał. Człek był brodaty, w sile wieku, pleczysty, prawie ogromny, ale wychudły; włosy nosił ujęte w pątlik, czyli w siatkę naszywaną paciorkami; na sobie miał skórzany kubrak z pręgami wyciśniętymi przez pancerz, na nim pas, cały z miedzianych klamr; za pasem nóż w rogowej pochwie, przy boku zaś krótki kord4 podróżny.

      Tuż przy nim za stołem siedział młodzieńczyk o długich włosach i wesołym spojrzeniu, widocznie jego towarzysz lub może giermek, bo przybrany także po podróżnemu, w taki sam powyciskany od zbroicy skórzany kubrak. Resztę towarzystwa stanowiło dwóch ziemian5 z okolic Krakowa i trzech mieszczan w czerwonych składanych czapkach, których cienkie końce zwieszały się im z boku aż na łokcie.

      Gospodarz Niemiec, w płowym kapturze z kołnierzem wycinanym w zęby, lał im z konwi6 sytne7 piwo do glinianych stągiewek8 i nasłuchiwał ciekawie przygód wojennych.

      Jeszcze ciekawiej jednak słuchali mieszczanie. W owych czasach nienawiść, jaka dzieliła za czasów Łokietkowych9 miasto od rycerskiego ziemiaństwa, znacznie już była przygasła, mieszczaństwo zaś nosiło głowy górniej niż w wiekach późniejszych. Jeszcze ceniono ich gotowość ad concessionem pecuniarum10; dlatego też nieraz zdarzało się widzieć w gospodach kupców pijących za pan brat ze szlachtą. Widziano ich nawet chętnie, bo jako ludzie, u których o gotowy grosz11 łatwiej, płacili zwykle za herbowych.

      Tak więc siedzieli teraz i rozmawiali, mrugając od czasu do czasu na gospodarza, aby napełniał stągiewki.

      – Toście, szlachetny rycerzu, zwiedzili kawał świata? – rzekł jeden z kupców.

      – Niewielu z tych, którzy teraz ze wszystkich stron ściągają do Krakowa, widziało tyle – odpowiedział przybyły rycerz.

      – A niemało ich ściągnie – mówił dalej mieszczanin. – Wielkie gody12 i wielka szczęśliwość dla Królestwa! Prawią13 też, i to pewna, że król kazał całą łożnicę królowej złotogłowem szytym perłami wysłać i takiż baldachim nad nią uczynić. Zabawy będą i gonitwy w szrankach14, jakich świat dotąd nie widział.

      – Kumotrze15 Gamroth, nie przerywajcie rycerzowi – rzekł drugi kupiec.

      – Nie przerywam ja, kmotrze Eyertreter, tylko tak myślę, że i on rad16 będzie wiedział, co prawią, bo pewnie sam do Krakowa jedzie. Nie wrócim i tak dziś do miasta, gdyż bramy przedtem zamkną, a w nocy gad17, który się w wiórach rodzi, spać nie daje, więc mamy czas na wszystko.

      – A wy na jedno słowo odpowiadacie dwadzieścia. Starzejecie się, kmotrze Gamroth!

      – Ale sztukę wilgotnego sukna pod jedną pachą jeszcze dźwignę.

      – O wa! takiego, co się przez nie świeci jak przez sito.

      Lecz dalszą sprzeczkę przerwał podróżny wojak, który rzekł:

      – Pewnie, że w Krakowie ostanę, bom słyszał o gonitwach i rad18 w szrankach19 siły mojej popróbuję – a i ten mój bratanek także, który choć młody jest i gołowąs, niejeden już pancerz widział na ziemi.

      Goście spojrzeli na młodzieńca, który uśmiechnął się wesoło i założywszy rękoma długie włosy za uszy podniósł następnie do ust naczynie z piwem.

      Stary zaś rycerz dodał:

      – Wreszcie, choćbyśmy chcieli wracać, to nie mamy dokąd.

      – Jakże to? – zapytał jeden ze szlachty. – Skąd jesteście i jako was zowią20?

      – Ja zowię się Maćko z Bogdańca, a ten tu wyrostek, syn mego rodzonego21, woła się Zbyszko. Herbu jesteśmy Tępa Podkowa22, a zawołania23 Grady!

      – Gdzieże jest wasz Bogdaniec?

      – Ba! lepiej pytajcie, panie bracie, gdzie był, bo go już nie ma. Hej, jeszcze za czasów wojny Grzymalitczyków z Nałęczami24 spalili nam do cna nasz Bogdaniec, tak że jeno dom stary ostał, a co było, pobrali, służebni zasie25 uciekli. Została goła ziemia, bo i kmiecie26, co byli w sąsiedztwie, poszli dalej w puszczę. Odbudowaliśmy z bratem, ojcem tego oto wyrostka, ale następnego roku woda nam pobrała. Potem brat umarł, a jak umarł, ostałem sam z sierotą. Myślałem tedy: nie usiedzę! A prawili pod on czas o wojnie i o tym, że Jaśko z Oleśnicy27, którego król Władysław po Mikołaju z Moskorzowa do Wilna wysłał, szuka skrzętnie w Polsce rycerzy. Znając ja więc godnego opata28 i krewniaka naszego, Janka z Tulczy, zastawiłem mu ziemię, a za pieniądze kupiłem zbroiczkę, konie – opatrzyłem się29 jako zwykle na wojenną wyprawę; chłopca, co mu było dwanaście lat, wsadziłem na podjezdka30 i haj! do Jaśka z Oleśnicy.

      – Z wyrostkiem?

      – Nie był ci on wówczas nawet wyrostkiem, ale krzepkie to było od małego. Bywało, w dwunastym roku oprze kuszę o ziemię, przyciśnie brzuchem i tak korbą zakręci, że i żaden z Angielczyków, którycheśmy pod Wilnem widzieli, lepiej nie naciągnie.

      – Takiż był mocny?

      – Hełm za mną nosił, a jak mu przeszło trzynaście zim, to i pawęż31.

      – Już to wojny wam tam nie brakło.

      – Za przyczyną Witoldową32. Siedziało książę33 u Krzyżaków i co roku wyprawy na Litwę pod Wilno czynili. Szedł z nimi różny naród: Niemcy, Francuzy, Angielczykowie do łuków najprzedniejsi34, Czechy, Szwajcary i Burgundy35. Lasy przesiekli, zamki po drodze stawiali i w końcu okrutnie Litwę ogniem i mieczem pognębili, tak że cały naród, który tę ziemię zamieszkuje, chciał już ją porzucić i szukać innej, choćby na kraju świata, choćby między dziećmi Beliala36, byle od Niemców daleko.

      – Słychać było i tu, że wszyscy Litwini chcieli pójść z dziećmi i żonami precz, aleśmy temu nie wierzyli.

      – A ja na to patrzył. Hej! Gdyby nie Mikołaj z Moskorzowa37, nie Jaśko z Oleśnicy, a nie chwalący się, gdyby i nie my, nie byłoby już Wilna.

      – Wiemy. Zamkuście nie dali38.

      – A nie daliśmy. Pilno tedy39 zważcie, co wam powiem, bom człek służały40 i wojny świadom. Starzy jeszcze mawiali: „zajadła Litwa” – i prawda! Dobrze się oni potykają41, ale z rycerstwem nie im się w polu mierzyć. Gdy konie Niemcom w bagnach polgną albo gdy gęsty las – to co innego.

      – Niemcy dobrzy rycerze! – zawołali mieszczanie.

      – Murem oni chłop przy chłopie w żelaznych zbrojach stają tak okryci, że ledwie psubratu oczy przez kratę widać. I ławą idą. Uderzy, bywało, Litwa i rozsypie się jako piasek, a nie rozsypie się, to ją mostem położą i roztratują. Nie sami też między nimi Niemcy, bo co jest narodów na świecie, to u Krzyżaków służy. A chrobre42 są! Nieraz pochyli się rycerz, kopię przed się wyciągnie i sam jeden, jeszcze przed bitwą,

Скачать книгу