ТОП просматриваемых книг сайта:
Ostatni świadkowie. Swietłana Aleksijewicz
Читать онлайн.Название Ostatni świadkowie
Год выпуска 0
isbn 9788375365993
Автор произведения Swietłana Aleksijewicz
Жанр Документальная литература
Серия Reportaż
Издательство PDW
Przywieźli małą dziewczynkę. Pytają:
– Jak się nazywasz?
– Maria Iwanowna.
– A jak masz na imię?
– Maria Iwanowna.
– A jak twoja mama się nazywała?
– Maria Iwanowna.
Reagowała tylko na „Marię Iwanowną”. Nasza nauczycielka była Maria Iwanowna, i ta dziewczynka też.
Na Nowy Rok powiedziała wiersz Marszaka Miałem kurkę krasnopiórkę, dlatego dzieci przezwały ją „kurką”. Dzieciom, jak to dzieciom, znudziło się nazywać ją Marią Iwanowną. Jeden z chłopców odwiedził kiedyś przyjaciela w szkole rzemieślniczej, która była naszą szkołą patronacką. Zaczęli się o coś kłócić i wtedy nasz kolega nazwał tamtego „kurką”. Ten drugi się obraził: „Dlaczego tak mnie nazwałeś? Czy ja przypominam kurę?”.
A nasz kolega mówi: „U nas w domu dziecka jest dziewczynka, bardzo podobna do ciebie. Ma taki sam nos, takie same oczy, i wszyscy mówimy na nią „kurka”. I opowiedział dlaczego.
Okazało się wtedy, że to rodzona siostra tamtego chłopaka. Kiedy się spotkali, przypomniało im się, jak jechali wozem… Jak babcia im coś grzała w puszce od konserw, jak zginęła podczas bombardowania… Jak stara sąsiadka, przyjaciółka babci, wołała do niej, już nieżywej: „Mario Iwanowna, niech się pani podniesie, zostało pani dwoje wnuków… Jak pani mogła umrzeć, Mario Iwanowna? Dlaczego pani umarła, Mario Iwanowna?”. Okazało się, że dziewczynka wszystko pamiętała, ale nie była pewna, czy to się naprawdę zdarzyło. W uszach brzmiały jej tylko te dwa słowa: „Maria Iwanowna”.
Wszyscy się ucieszyliśmy, że znalazła brata, bo każdy jednak kogoś tam miał, a ona nikogo. Ja na przykład miałam dwie siostry, inni mieli braci albo kuzynów. A ci, którzy nie mieli, zawierali pokrewieństwa: ty będziesz moim bratem albo moją siostrą. I wtedy dbali o siebie, troszczyli się. W naszym domu dziecka zebrało się jedenaście Tamar… Dostały nazwiska: Tamara Nieznana, Tamara Nieznajoma, Tamara Bezimienna, Tamara Wielka albo Tamara Mała…
Co jeszcze pamiętam? Pamiętam, że w domu dziecka specjalnie na nas nie krzyczano, właściwie wcale. Kiedy zimą zjeżdżaliśmy na sankach z tutejszymi dziećmi, to widziałam, jak matka obsztorcowuje dziecko, a nawet bije w twarz za to, że włożyło walonki na bosą nogę. Kiedy myśmy tak wybiegali, to nikt na nas nie krzyczał. No więc specjalnie tak wkładałam walonki, żeby ktoś mnie skrzyczał. Bo chciałam, żeby na mnie krzyczeli.
Uczyłam się dobrze, więc powiedziano mi, że powinnam podciągnąć w nauce jednego z chłopców. Ze wsi. A uczyliśmy się razem – dzieci wiejskie i te z domu dziecka. Trzeba było pójść do niego, do rodziny. Do domu. Bałam się tego. Zastanawiałam się: „Jakie tam są rzeczy, jak i gdzie stoją, jak tam trzeba się zachowywać?”. Dom był czymś dla nas niedostępnym, a zarazem – najbardziej upragnionym.
Kiedy zapukałam do drzwi, zamarło mi serce…
Ani nie narzeczeni, ani nie żołnierze…
Wiera Nowikowa – 7 lat
Obecnie – dyspozytorka w zajezdni tramwajowej
Tyle lat minęło… A mimo to jest strasznie…
Pamiętam taki słoneczny dzień, wiatr unosi pajęczynę… Nasza wieś płonie, pali się nasz dom. Wychodzimy z lasu. Małe dzieci krzyczą: „Ognisko! Ognisko! Jak ładnie!”. A reszta płacze, mama płacze. Robi znak krzyża.
Dom spłonął… Grzebaliśmy w popiele, ale tam nic nie znaleźliśmy. Tylko osmalone widelce. Piec jak był, tak został, stało w nim jedzenie – placki. Placki kartoflane. Mama wyjęła patelnię: „Jedzcie, dzieci”. Placki nie nadawały się do zjedzenia, bo czuć je było dymem, ale i tak jedliśmy, bośmy nie mieli nic innego. Została trawa i ziemia.
Tyle lat minęło… A mimo wszystko to jest straszne…
Naszą kuzynkę powiesili… Jej mąż dowodził oddziałem partyzanckim, a ona była w ciąży. Niemcy przyjechali, ktoś im doniósł. Spędzili wszystkich na plac. Wydali rozkaz, żeby nikt nie płakał. Koło rady wiejskiej rosło wysokie drzewo, przyprowadzili konia. Kuzynka stoi na saniach… Miała długi warkocz… Narzucili pętlę, ona wyjęła z niej warkocz. Konie ruszyły, a ona zawisła i zaczęła się obracać… Baby w krzyk… Krzyczały, nie płacząc, krzyczały jednym głosem. Bo płakać nie pozwalali… Można było krzyczeć, ale nie płakać – bo nie wolno się litować. A Niemcy chodzili i zabijali tych, którzy płaczą. Chłopaków szesnasto-, siedemnastoletnich zastrzelili… Bo płakali.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.