ТОП просматриваемых книг сайта:
Zew Honoru . Морган Райс
Читать онлайн.Название Zew Honoru
Год выпуска 0
isbn 9781632912633
Автор произведения Морган Райс
Серия Kręgu Czarnoksiężnika
Издательство Lukeman Literary Management Ltd
Podbiegli do Godfreya i kiedy ten wyskoczył z łoża, wpadli sobie w objęcia.
Wtem Akorth odwrócił się do Gwen i popatrzył na nią z powagą.
– Moja pani. Przepraszam, że nachodzę, lecz dostrzegliśmy oddział żołnierzy na horyzoncie. Jadą tu w pełnym galopie.
Gwen spojrzała na niego z niepokojem, po czym wybiegła na zewnątrz, nachyliwszy się w drzwiach, i zwęziła wzrok przed mocnym słonecznym światłem. Pozostali poszli w jej ślady.
Stanęli w jednej grupie przed chatą. Gwen spojrzała na horyzont i zobaczyła niewielki oddział Srebrnej Gwardii, który jechał w ich kierunku. Pół tuzina ludzi szarżowało z największą prędkością, bez wątpienia podążając co tchu w ich kierunku.
Godfrey sięgnął po miecz, jednak Gwen uspokoiła go, kładąc mu dłoń na ręce.
– To nie są ludzie Garetha – to od Kendricka. Jestem pewna, że przybywają w pokoju.
Jeźdźcy dotarli do nich, zeskoczyli z siodeł, nie tracąc ani chwili, i uklękli przed Gwen.
– Pani – powiedział jadący na czele żołnierz. – Przynosimy wspaniałe wieści. Odparliśmy McCloudów! Twój brat Kendrick jest bezpieczny i kazał przekazać mi wiadomość: Thor ma się dobrze.
Na te słowa Gwen wybuchnęła płaczem. Przepełniły ją wdzięczność i poczucie ulgi. Podeszła do Godfreya i uściskała go. Godfrey odwzajemnił jej uścisk, a ona poczuła, jakby życie na nowo wstąpiło w jej ciało.
– Dziś wszyscy wrócą – ciągnął dalej posłaniec – i na królewskim dworze odbędzie się wielka uczta!
– Doprawdy, wspaniałe to wieści – krzyknęła Gwen.
– Moja pani – usłyszała czyjś inny, głęboki głos. Podniosła wzrok i zobaczyła Sroga, wsławionego w boju możnowładcę, odzianego w czerwienie typowe dla zachodnich prowincji, mężczyznę, którego znała od dzieciństwa. Wojownik przyjaźnił się blisko z jej ojcem. Uklęknął przed nią, wprawiając ją w zakłopotanie.
– Proszę, panie – powiedziała – nie klękaj przede mną.
Był sławnym mężczyzną, wpływowym możnowładcą, który dysponował tysiącami oddanych żołnierzy, który rządził Silesią, swoim własnym miastem, twierdzą zachodnich ziem zbudowanym na klifie, na samej krawędzi kanionu. Była praktycznie nie do zdobycia, a on był jednym z niewielu, którym jej ojciec ufał.
– Przybyłem tu z tymi oto ludźmi, gdyż dotarły do mnie wieści, iż na królewskim dworze zaszły wielkie zmiany – powiedział z rozmysłem. – Tron utracił stabilność. Nowy władca – zdecydowany i z prawdziwego zdarzenia – musi zasiąść na jego miejscu. Słyszałem zaś, że pragnieniem twego ojca było, abyś to ty nim została. Twój ojciec był mi jak brat, a jego słowo jest dla mnie wiążące. Jeśli takie miał życzenie, takie jest i moje. Przybyłem oświadczyć ci, iż jeśli obejmiesz władzę, moi ludzie złożą przed tobą przysięgę wierności. Zalecałbym, abyś szybko podjęła jakieś działanie. Dzisiejsze wydarzenia udowadniają, że w Królewskim Grodzie potrzebny jest nowy władca.
Gwen stała, zaskoczona, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. Czuła pokorę i dumę, ale też była poruszona do głębi. Czuła, że to wszystko ją przerasta.
– Dziękuję ci, panie – powiedziała. – Jestem wdzięczna za twe słowa i za propozycję. Głęboko je przemyślę. Teraz jednak chciałabym powitać w domu mego brata – oraz Thora.
Srog pokłonił się jej, a kiedy na horyzoncie rozległ się dźwięk rogu, Gwen spojrzała tam i dostrzegła, jak z chmury kurzu wyłania się wielka armia. Podniosła dłoń do oczu, by osłonić je przed słonecznym blaskiem i jej serce natychmiast szybciej zabiło. Nawet z tej odległości poznała, kim są ci ludzie. To Srebrna Gwardia, ludzie króla.
A na ich czele jechał Thor.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Thor wracał z całą armią, tysiącami żołnierzy maszerującymi zgodnie jak na komendę w kierunku Królewskiego Grodu. Czuł się wspaniale. Nadal nie mógł w pełni zrozumieć, co się stało. Był dumny z tego, czego dokonał: kiedy bitwa wydawała się już przegrana, nie poddał się strachowi i przeciwstawił się wrogowi. Był w szoku, że udało mu się przeżyć.
Cała bitwa jawiła mu się nierzeczywistą. Był dumny, że udało mu się wezwać swe moce – a jednocześnie miał mętlik w głowie, gdyż nie zawsze mógł na nie liczyć. Nie rozumiał ich, a co gorsza, nie wiedział skąd się brały i jak nad nimi zapanować. Dzięki temu uświadomił sobie, że musiał nauczyć się polegać również na swych ludzkich umiejętnościach – musiał stać się najlepszym wojownikiem, najlepszym żołnierzem, jakim tylko mógł. Zaczynał zdawać sobie sprawę, że aby nim zostać, potrzebował obu stron swojej natury – wojownika i czarnoksiężnika – skoro był nimi oboma naraz.
Jechali całą noc, by dotrzeć jak najszybciej do królewskiego dworu. Thor czuł się zmęczony, wyczerpany ponad granice wytrzymałości, ale też zadowolony. Pierwsze słońce wyłaniało się właśnie zza horyzontu, zabarwiając bezkresne niebo odcieniami żółci i różu, sprawiając, że Thor miał wrażenie, iż widzi wszystko po raz pierwszy w życiu. Nigdy dotąd nie czuł się tak ożywiony. Otaczali go przyjaciele: Reece, O’Connor, Elden i bliźniacy. Jechał razem z Kendrickiem, Kolkiem, Bromem, setkami członków legionu, Gwardii i królewskimi żołnierzami. Zamiast jednak jechać gdzieś na uboczu, był w samym środku, otoczony nimi ze wszystkich stron. I rzeczywiście. Od czasu bitwy wszyscy spoglądali na niego inaczej. Widział podziw w ich oczach, zarówno legionistów, jak i pełnokrwistych wojowników. Stanął naprzeciw armii McClouda i odwrócił losy tej wojny.
Thor czuł jedynie radość, że nie zawiódł żadnego ze swych braci legionistów. Był szczęśliwy, że wyszli z tego prawie bez szwanku, ale też czuł wyrzuty sumienia z powodu tych, którzy polegli w walce. Nie znał ich, ale żałował, że i ich nie ocalił. Stoczyli krwawą i zażartą bitwę i nawet teraz, za każdym razem, kiedy mrugnął oczyma, widział przed sobą walczących ludzi, różnoraką broń, którą przeciwko niemu użyli. McCloudowie byli zaciekłym klanem, a on miał szczęście; kto wie, czy miałby go tyle przy następnym spotkaniu. Kto wiedział, czy udałoby mu się ponownie użyć mocy. Nie wiedział, czy w ogóle wróciliby do domu. Chciał poznać odpowiedzi. I chciał odnaleźć matkę. Chciał wiedzieć, kim naprawdę jest. Musiał odszukać Argona.
Usłyszał pisk Krohna za sobą i nachylił się, by go pogłaskać, a kot polizał jego dłoń. Czuł wielką ulgę na myśl, że i Krohn wyszedł z bitwy cało. Zniósł go z pola i zawiesił na koniu za swoim siodłem. Wydawało się, że kot był w stanie iść o własnych siłach, jednak Thor chciał, by Krohn odpoczął przed długą, powrotną drogą do domu. Cios, który posłał go w powietrze, był potężny i Thor podejrzewał, że kot ma połamane kości. Nie potrafił wyrazić wdzięczności wobec Krohna, który był mu raczej bratem, niż zwierzęciem, a który uratował jego skórę już nie raz.
Kiedy weszli na wzniesienie i ujrzeli przed sobą panoramę królestwa, w oczy rzuciło im się rozległe, wspaniałe miasto – Królewski Gród, pełne wież i strzelistych iglic, jego stare, kamienne mury i masywny, zwodzony most, bramy w kształcie łuku, setki żołnierzy stojących na warcie na gzymsach i drodze, otoczone przepastnymi polami oraz oczywiście zamek królewski pośrodku tego wszystkiego. Thor pomyślał od razu o Gwen. Dzięki niej przetrzymał bitwę. Dała mu powód i cel życia. Wiedząc, że został zwabiony w pułapkę, że ktoś urządził zasadzkę, poczuł nagle niepokój o jej życie. Miał nadzieję, że tu, na zamku, była bezpieczna, że jakiekolwiek siły uwzięły się na niego, ją pozostawiły nietkniętą.
Usłyszał odległy śmiech i dostrzegł coś migocącego w świetle. Zmrużył oczy i uświadomił