Скачать книгу

siłą rozpędu. Wylądowała na grzbiecie jednego, drapiąc i gryząc drugiego oraz uderzając w trzeciego. Zatrzymała je na chwilę przed tym, zanim zdążyły zionąć ogniem. Ściągnęła je pyskiem w dół, w stronę ziemi.

      Wszystkie na raz uderzyły o grunt – miał miejsce wielki huk. Kłęby kurzu uniosły się wokoło, kiedy Mycoples ściągała smoki pod ziemię. Zatrzymała się dopiero w chwili, kiedy ponad gruntem wystawały jedynie szpony ich tylnych łap. Kiedy wylądowali, Thor odwrócił się i zobaczył zdziwioną minę Gwendolyn. Dziękował Bogu, że udało mu się dotrzeć tu na czas.

      Nagle usłyszeli donośny ryk. Thor odwrócił się, spojrzał w niebo i ujrzał nadlatujące, gotowe do ataku smoki.

      Mycoples zawróciła po czym na powrót uniosła się w górę. Nieustraszenie kierowała się w stronę smoków. Thor nie miał przy sobie broni, ale czuł się inaczej niż zazwyczaj podczas bitwy – po raz pierwszy w życiu czuł, że tak naprawdę wcale nie potrzebuje broni. Czuł, że może polegać na sile, która w nim tkwi. Na swojej prawdziwej mocy. Na mocy, którą zaszczepiła w nim jego matka.

      Kiedy smoki się zbliżały, Thor podniósł nadgarstek, na którym znajdowała się złota bransoletka, a z czarnego diamentu umiejscowionego na samym jej środku wystrzelił strumień światła. Żółte światło ogarnęło smoka znajdującego się najbliżej nich i odsunęło go w tył – lecąc w powietrzu staranował kolejne bestie.

      Wściekła Mycoples siała spustoszenie, zanurzając się dzielnie pomiędzy smoki. Walczyła z nimi prąc do przodu – drapała je, zanurzała kły w ich skórze, rzucała jedną bestią o inne torując sobie drogę – udało jej się w ten sposób odeprzeć kilkoro przeciwników. Zacisnęła się wokół jednego na tak długo, dopóki nie stał się bezwładny, następnie porzuciła go. Upadł na ziemię niczym ogromny, spadający z nieba głaz. Stykając się z podłożem, zatrząsnął wszystkim w posadach. Thor czuł, że uderzenie to spowodowało pod spodem kolejne trzęsienie ziemi.

      Thor spojrzał w dół i zobaczył, że Gwen i pozostali uciekają do schronu. Wiedział, że musi odciągnąć te smoki jak najdalej od wyspy, jak najdalej od Gwendolyn – dzięki temu da im wszystkim szansę na ucieczkę. Jeśli poprowadzi bestie nad ocean, oddalą się od ludzi, a on będzie mógł stoczyć tam z nimi bitwę.

      – Na otwarte morze! – krzyknął Thor. Mycoples natychmiast wykonała jego rozkaz. Odwrócili się od smoków i polecieli w stronę morza.

      Thor obejrzał się kiedy usłyszał za sobą ryki i poczuł w oddali gorąc skierowanych w jego stronę płomieni. Ucieszył się, kiedy zobaczył, że jego plan działa – wszystkie smoki porzuciły atak na Wyspy Górne i zaczęły ścigać Thora, lecąc nad otwarte morze. W oddali, daleko w dole, Thor dostrzegł flotę Romulusa, która pokrywała morze. Zdał sobie sprawę, że nawet jeśli w jakiś sposób uda mu się pokonać smoki, wciąż będzie miał przeciwko sobie milionową armię. Wiedział, że nie przeżyje spotkania z tym przeciwnikiem. Ale przynajmniej pozostali zyskają nieco czasu.

      Przynajmniej Gwendolyn uda się przeżyć.

*

      Gwen stała na zrównanym z ziemią i tlącym się dziedzińcu tego, co kiedyś było fortem Tirusa. Wciąż trzymała w ramionach dziecko, patrzyła w niebo odczuwając jednocześnie ulgę i smutek. Jej serce ucieszyło się znów widząc Thora, widząc, że miłość jej życia jest cała i zdrowa, że Thor powrócił na Mycoples. Mając go tutaj, część niej odbudowała się, poczuła się jakby znów wszystko mogło się zdarzyć. Poczuła coś, czego nie odczuwała od bardzo dawna – wolę życia.

      Jej ludzie powoli opuścili tarcze, widzieli jak smoki odlatują, całkowicie opuszczają Wyspy i kierują się na otwarte morze. Gwen rozejrzała się w około i zobaczyła zniszczenie jakie bestie zostawiły za sobą. Ogromne sterty gruzu, płomienie wszędzie dookoła i martwe smoki leżące na swoich grzbietach. Wyglądało to, jakby wyspa została zniszczona przez wojnę.

      Zobaczyła również ludzi, którzy zapewne byli rodzicami tego dziecka, dwa ciała leżące nieopodal miejsca, gdzie Gwen znalazła dziewczynkę. Gwen spojrzała w oczy małej i zrozumiała, że jest jedyną osobą, która została jej na świecie. Mocno ją przytuliła.

      – Teraz mamy szansę, pani! – powiedział Kendrick. – Musimy natychmiast uciekać!

      – Smoki są rozproszone – dodał Godfrey. – Przynajmniej na razie. Kto wie kiedy powrócą. Musimy w tej chwili opuścić to miejsce.

      – Ale przecież Krąg już nie istnieje – powiedział Aberthol. – Dokąd się udamy?

      – Gdziekolwiek, byle nie tutaj – odpowiedział Kendrick.

      Gwen słyszała ich rozmowę, jednak myślami była gdzie indziej. Odwróciła się i wpatrywała się w niebo, z tęsknotą obserwowała odlatującego Thora.

      – A co z Thorgrinem? – zapytała. – Zostawimy go tutaj samego?

      Kendrick i pozostali skrzywili się, ich twarze wypełniły się rozczarowaniem. Najwyraźniej im również ta myśl nie dawała spokoju.

      – Walczylibyśmy u boku Thorgrina aż do ostatniej kropli krwi, pani. Gdybyśmy tylko mogli – powiedział Reece. – Ale nie mamy takiej możliwości. On znajduje się wysoko w górze, ponad morzem, daleko stąd. Nikt z nas nie ma smoka. Nie dysponujemy też jego siłą. Nie jesteśmy w stanie mu pomóc. Musimy teraz skupić się na tych, którym pomóc możemy. To właśnie dlatego Thor postanowił się poświęcić. To właśnie dlatego Thor postanowił poświęcić swoje życie. Musimy skorzystać z szansy, którą nam dał.

      – Po drugiej stronie wyspy wciąż znajduje się to, co pozostało z naszej floty – dodał Srog. – Zabezpieczenie tych statków było bardzo mądrym posunięciem, pani. Teraz musimy ich użyć. Wszyscy z naszych ludzi, którzy ocaleli, powinni natychmiast opuścić to miejsce – zanim smoki powrócą.

      Gwendolyn szargały sprzeczne emocje. Tak bardzo pragnęła ruszyć na ratunek Thorowi, jednak z drugiej strony, wiedziała, że pozostanie tutaj z tymi wszystkimi ludźmi w żaden sposób mu nie pomoże. Pozostali mieli rację – Thor właśnie oddał swoje życie w imię ich bezpieczeństwa. Jego działania zostaną zmarnowane jeśli Gwen nie podejmie próby uratowania swoich poddanych, kiedy jeszcze ma szansę to zrobić.

      W jej głowie pojawiła się też inna myśl – Guwayne. Jeśli teraz odpłyną, jeśli ruszą na ocean, być może, choć cień tej szansy jest niewielki, być może uda im się go odnaleźć. Myśl, że znów ujrzy swojego syna, tchnęła w Gwen chęć do życia.

      Wreszcie Gwen skinęła. Stała trzymając dziecko i przygotowując się do ruchu.

      – Dobrze – powiedziała. – Chodźmy odnaleźć mojego syna.

*

      Ryki smoków za plecami Thora stawały się coraz głośniejsze. Kiedy Thor z Mycoples polecieli w stronę morza, bestie udały się za nimi w pogoń. Zbliżały się coraz bardziej. Thor poczuł na plecach otaczającą go falę ognia. Wiedział, że jeśli czegoś nie zrobi, już wkrótce będzie martwy.

      Zamknął oczy –  ufał już teraz swojej wewnętrznej sile, miał poczucie, że nie jest zdany jedynie na fizyczną broń. Kiedy zamknął oczy, przypomniał sobie zdarzenia, które przeżył w Krainie Druidów, przypomniał sobie jak potężny się tam stał, jak znamienny wpływ na otaczającą go rzeczywistość miał jego umysł. Przypomniał sobie siłę jaka w nim drzemała. To, jak fizyczny świat był jedynie przedłużeniem jego umysłu.

      Thor chciał wydobyć siłę swojego umysłu na powierzchnię, wyobraził sobie wielką ścianę lodu za swoimi plecami. Ścianę, która ochroniłaby go przed ogniem. Wyobraził sobie, że w całości znajduje się w ochronnej bańce i że zarówno on, jak i Mycoples, pozostają bezpieczni – odgrodzeni w ten sposób od smoczego ognia.

      Otworzył oczy i był zdumiony. Poczuł, że jest otoczony przez zimno. Zobaczył

Скачать книгу