Скачать книгу

      Adam Mickiewicz

      Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie

       Wydane w formacie ePUB przez Imprint Sp. z o.o. - 2012 rok.

      Pan Tadeusz czyli ostatni zajazd na Litwie

      Księga pierwsza

      Gospodarstwo

      Powrót panicza — Spotkanie się pierwsze w pokoiku, drugie u stołu — Ważna Sędziego nauka o grzeczności — Podkomorzego uwagi polityczne nad modami — Początek sporu o Kusego i Sokoła — Żale Wojskiego — Ostatni Woźny Trybunału — Rzut oka na ówczesny stan polityczny Litwy i Europy

      Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie:

      Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,

      Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie

      Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

      Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy

      I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy

      Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!

      Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem

      (Gdy od płaczącej matki, pod Twoją opiekę

      Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę;

      I zaraz mogłem pieszo, do Twych świątyń progu

      Iść za wrócone życie podziękować Bogu),

      Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono.

      Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną

      Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,

      Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;

      Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,

      Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;

      Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,

      Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,

      A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą

      Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.

      Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,

      Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,

      Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;

      Świeciły się z daleka pobielane ściany,

      Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni

      Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni.

      Dom mieszkalny niewielki, lecz zewsząd chędogi,

      I stodołę miał wielką, i przy niej trzy stogi

      Użątku, co pod strzechą zmieścić się nie może.

      Widać, że okolica obfita we zboże,

      I widać z liczby kopic, co wzdłuż i wszerz smugów

      Świecą gęsto jak gwiazdy, widać z liczby pługów

      Orzących wcześnie łany ogromne ugoru,

      Czarnoziemne, zapewne należne do dworu,

      Uprawne dobrze na kształt ogrodowych grządek:

      Że w tym domu dostatek mieszka i porządek.

      Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza,

      Że gościnna, i wszystkich w gościnę zaprasza.

      Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek

      I obiegłszy dziedziniec zawrócił przed ganek.

      Wysiadł z powozu; konie porzucone same,

      Szczypiąc trawę ciągnęły powoli pod bramę.

      We dworze pusto: bo drzwi od ganku zamknięto

      Zaszczepkami i kołkiem zaszczepki przetknięto.

      Podróżny do folwarku nie biegł sług zapytać,

      Odemknął, wbiegł do domu, pragnął go powitać.

      Dawno domu nie widział, bo w dalekim mieście

      Kończył nauki, końca doczekał nareszcie.

      Wbiega i okiem chciwie ściany starodawne

      Ogląda czule, jako swe znajome dawne.

      Też same widzi sprzęty, też same obicia,

      Z którymi się zabawiać lubił od powicia,

      Lecz mniej wielkie, mniej piękne niż się dawniej zdały.

      I też same portrety na ścianach wisiały:

      Tu Kościuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma

      Podniesionymi w niebo, miecz oburącz trzyma;

      Takim był, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,

      Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów,

      Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie

      Siedzi Rejtan, żałośny po wolności stracie;

      W ręku trzyma nóż ostrzem zwrócony do łona,

      A przed nim leży Fedon i żywot Katona.

      Dalej Jasiński, młodzian piękny i posępny;

      Obok Korsak, towarzysz jego nieodstępny:

      Stoją na szańcach Pragi, na stosach Moskali,

      Siekąc wrogów, a Praga już się wkoło pali.

      Nawet stary stojący zegar kurantowy

      W drewnianej szafie poznał, u wniścia alkowy;

      I z dziecinną radością pociągnął za sznurek.

      By stary Dąbrowskiego usłyszeć mazurek.

      Biegał po całym domu i szukał komnaty,

      Gdzie mieszkał dzieckiem będąc, przed dziesięciu laty.

      Wchodzi, cofnął się, toczył zdumione źrenice

      Po ścianach: w tej komnacie mieszkanie kobiéce!

      Któż by tu mieszkał? Stary stryj nie był żonaty;

      A ciotka w Petersburgu mieszkała przed laty.

      To nie był ochmistrzyni pokój? Fortepiano?

      Na nim nuty i książki; wszystko porzucano

      Niedbale i bezładnie: nieporządek miły!

      Niestare były rączki, co je tak rzuciły.

      Tuż i sukienka biała, świeżo z kołka zdjęta

      Do ubrania, na krzesła poręczu rozpięta;

      A na oknach donice z pachnącymi ziołki.

      Geranium, lewkonija, astry i fijołki.

      Podróżny stanął w jednym z okien — nowe dziwo:

      W sadzie, na brzegu niegdyś zarosłym pokrzywą,

      Był maleńki ogródek ścieżkami porznięty,

      Pełen bukietów trawy angielskiej i mięty.

      Drewniany, drobny, w cyfrę powiązany płotek

      Połyskał się wstążkami jaskrawych stokrotek;

      Grządki,

Скачать книгу