Скачать книгу

Katie wyszła z piwnicy.

      – Co pan myśli? – spytała. – Czy ojciec Katie wpadł do rzeki, czy…

      – Czy skoczył? – dokończył Cunningham. – Po tym, jak zabił wujka Lou i ciotkę Beth?

      ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

      Gęsta mgła osiadła jak dym unoszący się nad powierzchnią wody. Maggie obliczyła, że do zmierzchu zostały im najwyżej dwie godziny. Na szczęście jeszcze nie padało, ale wiatr nabrał prędkości, zwłaszcza nad rzeką. Żałowała, że nie włożyła czegoś cieplejszego pod cienką wiatrówkę. Chwilę wcześniej była zgrzana i spocona, teraz czuła na skórze zimną wilgoć.

      Łódź wiosłowa wyglądała na nową, podobnie leżący w niej sprzęt wędkarski. Przycumowana do brzegu, lekko kołysała się z nurtem.

      – Ale cacko – skomentował Cunningham, podchodząc do łodzi. – Złożona z zestawu. Czerwony i biały cedr, świeżo wypolerowany. Na moje oko ledwie co spuszczona na wodę.

      – Z zestawu?

      – Zrób to sam. Składa się zamówienie, a oni przysyłają ją w częściach do złożenia.

      Maggie była bardziej zainteresowana powierzchnią wody. Mgła ograniczała widoczność do jakichś trzech metrów. Jeśli ojciec Katie rzeczywiście wpadł do wody, jego ciało mogło znajdować się wiele kilometrów dalej w dole rzeki.

      – Technicy i koroner są już w drodze – powiedział Cunningham.

      Potem stanął obok Maggie na brzegu. W milczeniu lustrowali okolicę, przyglądając się i nasłuchując. Stali nieruchomo, tylko plusk wody o łódź przerywał ciszę. Dwa razy Maggie dojrzała coś płynącego z nurtem. Najpierw była to gałąź, potem śmieci.

      – Co pani sądzi, agentko O’Dell? – spytał w końcu Cunningham, a ona się zastanowiła, czy pyta ją jako mentor sprawdzający studenta, czy jako szef, który szuka odpowiedzi.

      – Nie sądzę, żeby ojciec Katie był mordercą.

      – Czemu?

      – Ojciec nie chciałby, żeby córka była świadkiem takiej jatki, nawet jeśli widziała tylko skutki. Bo gdyby nie miał problemu z tym, że jego dziecko widzi, jak tatuś morduje dwoje ludzi, mógłby też bez problemu zabić Katie.

      – Więc to znaczy, że jeśli ona wciąż żyje…

      – Ojciec najprawdopodobniej nie żyje.

      Czuła na sobie jego wzrok. Nie patrząc na niego, wiedziała, że poprawił okulary na nosie i skrzyżował ramiona na piersi. Przywykła do tych jego gestów.

      – Chyba ma pani rację – stwierdził, przenosząc znów wzrok na rzekę.

      Stali obok siebie w milczeniu. Minęło tak kilka minut. Potem nagle Cunningham wyciągnął przed siebie rękę.

      – Tam. Na drugim brzegu. – Pokazywał coś po prawej stronie, przekrzywiając głowę i zginając się w pasie, żeby lepiej widzieć.

      Maggie też to dostrzegła. Coś kołysało się na wodzie. Coś dużego, co nie płynęło z nurtem. Najwyraźniej było tam uwiązane.

      – Sprawdźmy to. – Cunningham zaczął odwiązywać łódź.

      Zaskoczył ją. Czy tak się pracuje na miejscu zbrodni? Czy to nie technicy kryminalistyki powinni odkrywać ciała? Co z materiałem dowodowym? Przyłapała się na tym, że szuka w kieszeni drugiej pary lateksowych rękawiczek.

      Cunningham podniósł wzrok i zobaczył jej wahanie.

      – Tylko spojrzymy.

      – Ale łódź…

      – Jeśli ktoś z niej korzystał, tylko dodamy nasze odciski palców. Łatwo je zidentyfikować i zignorować.

      Nie była tego pewna, ale jak mogła sprzeczać się z szefem, który już wchodził na łódkę?

      Obejrzała się przez ramię. Nikt więcej za nimi nie przyszedł. Przyczepa wydawała się odległa w każdym znaczeniu tego słowa. Maggie widziała tylko linię dachu, pościel wciąż trzepotała na sznurze, zasłaniając Delaneya i dziewczynkę. To dobrze. Dziewczynka była odwodniona i w szoku. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała, to oglądanie, jak wyławiają z rzeki wzdęte ciało jej ojca.

      Cunningham wiosłował. Było jasne, że już to robił. Wiedział, jak manewrować wiosłami, żeby mała łódka pomimo nurtu płynęła we właściwym kierunku. O dziwo, kiedy znaleźli się na wodzie, wcale nie było im łatwiej. To, co wyglądało na spory obiekt, nagle znikało w grubych warstwach z wolna przepływającej mgły. Cunningham dwa razy przerywał wiosłowanie i czekał, aż któreś z nich znów dojrzy ten obiekt.

      – Tam. – Maggie wskazała coś, co przypominało stertę śmieci, która kołysała się na wodzie i obijała o przeciwległy brzeg.

      Dojrzała już zaplątane w gałęzie ręce. Kiedy Cunningham odpowiednio ustawił łódź, zdążyła zobaczyć obrzmiałą twarz mężczyzny, nim jego głowa znów zanurzyła się w wodzie. Zapewne tylko ciągły chlupot zniechęcał insekty do zajęcia się denatem.

      – Nie wydaje się, żeby miał podcięte gardło jak tamci – powiedziała Maggie do Cunninghama, który starał się utrzymać łódź w miejscu, żeby mogła dokładniej się przyjrzeć.

      Wreszcie zirytowana odsunęła kłujące gałęzie winorośli i inne zielska, które zasłaniały widok. Woda była zimna, ale największy kłąb splątanych gałęzi znajdował się tuż pod powierzchnią. Cunningham jej nie powstrzymywał. Pracował wiosłami, ciekawy, co Maggie tam jeszcze dostrzeże.

      – Myśli pani, że się utopił? – spytał.

      – Nie mam pojęcia.

      Ciągnęła i szarpała splątaną masą, ostre kolce pokłuły jej ręce. Woda była mętna. Nie widziała, co trzyma ciało w miejscu. Ręce topielca były zaplątane w śmieci. Chwilami jego twarz wyłaniała się nad powierzchnię, oczy miał otwarte, niemal jakby na nią patrzył i błagał o pomoc. Usiłowała skupić się na tej plątaninie, która trzymała go pod powierzchnią, aż jej ręce zdrętwiały od zimnej wody.

      – Czy to możliwe, że chciał się tu schować? – spytał Cunningham.

      – Prędzej by się ukrył w piwnicy razem z córką, jak sądzę.

      – Może próbował odciągnąć od niej mordercę, żeby miała szansę gdzieś zniknąć.

      – Powiedziała, że wpadł do wody – stwierdziła Maggie, siadając, żeby odpocząć. – Ale nic, choćby słowa o mordercy. Sądzi pan, że go widziała?

      – Być może to nie robi różnicy. – Cunningham wzruszył ramionami. – Wie pani, jacy wiarygodni są świadkowie. Na dodatek jest dzieckiem, i to dzieckiem w szoku. Ale znam kogoś, kto może jej pomóc coś sobie przypomnieć.

      Odwróciła się znów w stronę splątanych gałęzi.

      – Agentko O’Dell, proszę przestać – nakazał Cunningham. – Pani ręce krwawią.

      – No tak. – Nawet tego nie zauważyła.

      – Nic więcej tu nie zdziałamy. Niech technicy go przywiozą.

      Znów zaczął wiosłować, kierując łódź pod prąd. Maggie potarła dłonie. Chciała je ogrzać i wytrzeć krew w dżinsy. Kolce skaleczyły kilka palców i zadrapały grzbiet dłoni. Tak naprawdę nie było tak źle, jak można by sądzić na pierwszy rzut oka. W sumie to drobiazg, nic poważnego.

      A jednak coś jej się nie zgadzało. Nagle sobie uświadomiła, że czegoś jej brak. W tej mętnej

Скачать книгу