ТОП просматриваемых книг сайта:
Hybryda. Tom 1. Joe E. Rach
Читать онлайн.Название Hybryda. Tom 1
Год выпуска 0
isbn 978-83-272-3203-8
Автор произведения Joe E. Rach
Издательство OSDW Azymut
Wstał szybko i podszedł do Mistrza. Położył mu rękę na ramieniu, spoglądając w oczy.
– Wiem, że wykonywanie wyroków, to wielkie obciążenie, ale w tym przypadku nie ma innego wyjścia – powiedział ze smutkiem.
– Panie! – Głos Mistrza był twardy. – Twój wyrok jest sprawiedliwy. Nie dali ci żadnego powodu do złagodzenia kary. Muszą zginąć!
Król skinął trzem Strażnikom. Podeszli do skazańców i stanęli za nimi.
Mistrz wyciągnął swój miecz i podniósł ostrze do góry. Rękojeść spoczywała na jego sercu. Król dotknął delikatnie ostrza, zwracając się do Mistrza:
– Zezwalam na wykonanie wyroku śmierci na Fréderiku z Genewy, Stefano z Rzymu i Juliuszu z Rzymu.
Mistrz odsunął się krok do tyłu i opuszczając miecz ostrzem w dół, skłonił się Królowi. Ruszył w kierunku skazanych. Kiedy ich minął, dwaj Strażnicy popchnęli ich delikatnie, zmuszając do ruszenia za nim. W chwili, gdy wychodzili już z pomieszczenia, jeden z nich odwrócił się i rzucił do Króla wściekle:
– Mam nadzieję, że zostaniemy pomszczeni! Skończą się wtedy rządy tyrana!
Nikt na to nie zareagował. Gdy wyszli, w sali zapanowała kompletna cisza. Dwaj pozostali Strażnicy i dwóch Wojowników nie wydało z siebie żadnego dźwięku.
Wiedziałam, gdzie wykonuje się wyroki śmierci. We wschodniej części rezydencji znajdowało się wyjście na górę, bezpośrednio na mały dziedziniec, otoczony ze wszystkich stron murem. Tam Mistrz ścinał głowy skazanym. Ciała zostawiano do wschodu słońca, które je niszczyło.
– Wojowniku MIKONIE i Wojowniku ARTURZE – zagrzmiał głos Króla. Z powodu panującej ciszy wydał się jeszcze mocniejszy. – Zabierzcie razem z moimi Strażnikami więźniów i zaprowadźcie do cel. Tam czeka na was XAWIER. On wam pomoże umieścić ich w metalowych skrzyniach.
Na te słowa, wśród skazanych odezwały się przerażone głosy. Chyba dopiero w tym momencie dotarło do nich, jak straszna kara ich czeka. Rok zamknięcia w ciasnej, metalowej skrzyni, uniemożliwiającej jakikolwiek większy ruch, bez jedzenia, światła i wszelkich bodźców zewnętrznych, już był potworną perspektywą. Natomiast pięć lat wydawało się okresem niemożliwym do wytrzymania. Ja jednak widziałam skazanych, którzy przetrwali ten czas. Po otwarciu skrzyń moim oczom ukazały się same szkielety pokryte skórą. Ponad miesiąc trwało doprowadzanie ich do stanu, w którym mogli poruszać się o własnych siłach. Na początku podawano im krew w minimalnych dawkach, aby organizm ją przyswajał. Dochodzenie do normy trwało bardzo długo. Jednak najważniejszym efektem takiej kary była całkowita utrata agresji. Od tej pory nigdy więcej nie sprawiali kłopotów.
Kara pięciu lat, to najdłuższa kara, jaką wyznaczał do tej pory Król, ale w tym przypadku miał rację, że ją zastosował. Takie wysokie wyroki i natychmiastowe wykonanie kary śmierci powinny wystraszyć innych spiskowców. Miałam nadzieję, że naszemu wrogowi będzie teraz bardzo ciężko znaleźć chętnych do walki z Królem.
Jeden z Wojowników przyklęknął, słysząc słowa Króla i odezwał się:
– Panie, nie możemy zostawić cię samego z podejrzaną! Mamy rozkaz Mistrza, by pilnować twojego bezpieczeństwa.
– Wojowniku MIKONIE, czy myślisz, że jedna, słaba kobieta jest dla mnie zagrożeniem? – zapytał SETI-RIS unosząc brwi.
Mężczyzna zrobił niepewną minę.
– Królu, nie śmiem wątpić w twoją moc, ale rozkaz to rozkaz! Przynajmniej jeden z nas musi być przy tobie. – Nie ustąpił. Natychmiast wzbudził mój szacunek swoją nieugiętą postawą. – Tak powinien zachowywać się Wojownik – pomyślałam z aprobatą.
Król fuknął zniecierpliwiony.
Uwielbiałam, gdy wyglądał tak groźnie. Wojownik MIKON patrzył na niego zaniepokojony, ale z determinacją w spojrzeniu i postawie.
– No dobrze – Król zgodził się w końcu, wzruszając ramionami. – Ty możesz zostać w sali, reszta ma natychmiast wyprowadzić skazanych – rozkazał.
– Żal mi tego, który został zmuszony szantażem do zaatakowania ciebie, Panie – posłałam telepatycznie.
– Mnie też, ale kara musi być nauczką dla innych – odpowiedział.
– Zrób coś dla niego, Panie, proszę cię – użyłam swojego najbardziej przymilnego głosu. – Zapewnij go chociaż, że zaopiekujesz się jego partnerką. Czuję, jak strasznie martwi się o nią. Bardziej niż o siebie. Proszę, proszę, proszę! – Naciskałam na niego.
– Ej! – Udawał groźnego. – Mam dzisiaj przez ciebie same problemy. Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości – straszył.
– Błagam cię, Panie! – Czułam, że robię dobrze. Ten wystraszony biedak wzbudzał we mnie pozytywne odczucia. Nie był zły i tego byłam pewna.
Król spojrzał na mnie groźnie, ale po chwili odezwał się do Strażników. Podchodzili właśnie pod drzwi, otaczając cały czas skazańców swoją mocą.
– Zostawcie Theodora w sali. Resztę wyprowadźcie. Przyślę go później, gdy wrócą Mistrz i Strażnicy. – Popatrzył na skulonego Theodora i oczy mu złagodniały. – Podejdź do mnie – nakazał mu.
Biedak, przerażony podbiegł do niego, ale ze strachu ledwo trzymał się na nogach. Uklęknął, trzęsąc się jak galareta.
– Powiedz mi o swojej partnerce. Czy jest silna i czy da sobie radę sama?
– Chyba nie – wykrztusił z trudem. – Była taka przerażona, gdy ją zostawiałem. Czuła, że… że ten zamach źle się dla nas skończy. Teraz zapewne odchodzi od zmysłów, nie mając ode mnie żadnej wiadomości… Panie… Błagam, wybacz mi, że wystąpiłem przeciwko tobie! Nie potrafiłem jednak poświęcić jej życia! Wolałem… poświęcić swoje.
Król spoglądał na niego surowo.
– Mogę zrozumieć twoje postępowanie, lecz to nie zmieni mojej decyzji – powiedział zdecydowanie. – Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, to zaopiekować się twoją partnerką. Będzie pod moją ochroną przez czas twojej kary. A po jej zakończeniu zostanie przy tobie, gdy będziesz się regenerował.
Theodor padł przed nim na twarz, dotykając głową jego stóp.
– Panie, dziękuję… za… twoją łaskę – wyszlochał. – Będę zawsze… twoim najwierniejszym sługą. Po odbyciu kary zrobię wszystko, by stać się dla ciebie jak najbardziej przydatnym. Przysięgam!
– Wierzę ci. A teraz wstań i poczekaj z boku.
Odwrócił się i popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem oczu. Widziałam, że było mu żal Theodora. Ale teraz nie mógł już zmienić wyroku.
– No i co? Było tak strasznie? – wysłałam do niego.
– Ech, kobieto. Mięknę przez ciebie – westchnął teatralnie.
– Nie miękniesz, tylko stajesz się doskonały, mój Królu.
Uśmiechnął