Скачать книгу

gdzie jest i kim jest, nie wiedziała nawet jak wrócić do domu. Dobrze, że ludzie się nią opiekowali, ponieważ zawsze znalazła się jakaś dobra dusza, która przyprowadzała zabłąkaną owcę do domu.

      W niedzielę babcia w piżamie wychodziła do sklepu, który był oczywiście zamknięty, a czasem gubiła gdzieś swoje zęby i wszyscy spędzaliśmy dzień na szukaniu sztucznej szczęki.

      – Mamo, przypomnij sobie, gdzieś dała te zemby! – prosiła mama po jakiejś godzinie szukania.

      – Nie wiem… – padała zawsze ta sama odpowiedź.

      – Jeszcze mi tego brakowało, żebym tu jej każdego dnia zembów szukała. Ja z niom mam krzyż pański! – narzekała mama i wracała do przeszukiwania domu.

      Po kolejnej godzinie:

      – Mamo, przypomnij sobie, gdzie dałaś te pieprzone zemby, bo nigdzie nie można ich znaleźć. Chyba ich mama nie połkneła? Taka głupia chyba nie była? Bo inaczej wysrać je bendzie trzeba!

      Babcia kręciła głową, łzy roniła, ręce załamywała. Nie wiedziała.

      – Ja zwariujem! Ja siem kiedyś powieszem! – mama chodziła i przerzucała cały dom do góry nogami. Zębów jak nie było, tak nie było.

      – Mamo, ja ciem bardzo proszem – głos naszej mamy wyraźnie się podniósł. – Ja spokojnie proszem, żebyś ty mi powiedziała, gdzie ta cholerna szczenka leży, bo mama mnie do szewskiej pasji doprowadzi! Jak nie znajdziemy, to zembów nie bendzie i basta! I nic jeść mama nie bendzie!

      Babcia w płacz uderzała, dalej głową kręciła. Zęby zapadły się pod ziemię. A mama dostawała białej gorączki.

      – Ja mam w dupie jej zemby! W dupie! – krzyczała rozeźlona. – Straciła? To niech nie żre! Siem nauczy!

      A potem przychodziło oświecenie.

      – Przecież mama była… no, przecież wysrać siem była rano! Prendko! Ło Jezu, jak ona te zemby zostawiła w wychodku, to ja jej dopiero pokażem! Tyle szukania! Tyle biegania!

      I mama biegła do stojącej na dworze budki a tam zęby babci obsiadłe muchami uśmiechały się do nas szczerze.

      – Ja jom zabijem! Jak Boga kocham, już jej mam pełnom dupem! Żebym ja nic innego robić nie mogła, tylko zembów cały dzień szukała!

      Mama nie darzyła babci żadnym cieplejszym uczuciem, nie wiedzieliśmy dlaczego. Nie miała dla niej serca i było jej obojętne jak żyje i co się z nią dzieje.

      Czasem babcia znikała na cały dzień i nagle wychodziła z lasu w zupełnie innej wsi, cała podrapana od krzewów dzikich malin i zapłakana. Ludzie skarżyć się zaczęli, że jej nie pilnujemy.

      A innym razem babcia gotowała obiad i podpaliła całą kuchnię! Tego było już za wiele. Mama pracowała parę razy w tygodniu na targu. Do tego kaczki pochłaniały cały jej wolny czas.

      – Ja nie mam czasu żebym siem starom babom zajmowała. Trzeba jom do domu starców oddać!

      – Do siebie zabierzemy – powiedział ojciec.

      – Zwariowałeś?! Żeby nam dom podpaliła? Zersztom ona już nie wie w którym kościele bije, więc dla niej to żadna różnica czy tu, czy tam leży.

      – Jednak to twoja matka. Powinnaś się nią zaopiekować na stare lata.

      – A kaczki? Czy ty rozumiesz co w ogóle gadasz?

      – Sprzedaj kaczki i spokój będzie.

      – Och, ty! Do jedzenia kaczek to ty pierwszy! Do karmienia ostatni. A teraz jeszcze mi nakazywał bendzie. Starom do domu zabrać, żeby nam dom podpaliła, żebym ja jom pilnować, jak niewolnik jakiś musiała!

      No i zakończyło się to tak:

      Babcia wyszła jednego rana na drogę, jechał jakiś młodzik na motorowerze i wjechał prosto w nią. Znaleziono ją leżącą ze złamanymi rękami i nogą w rowie. Odwieziono do szpitala, a potem prosto do domu starców.

      Odwiedziłam babcię tylko raz. Kiedy przyszłam, była przywiązana do krzesła i siedziała nieruchomo, patrząc w okno.

      – Dlaczego ona jest przywiązana? – zapytałam jedną z opiekunek. Widok był okropny, zrobiło mi się źle.

      – Żeby nie uciekała. Nie może leżeć całymi dniami w łóżku, musi też siedzieć, ale jak tylko spuścimy ją z oczu, od razu gdzieś znika. Ręce się jeszcze nie zagoiły, i noga też. Ona nie rozumie, że chodzić nie może i tylko same problemy z nią mamy.

      Patrzyłam na babcię jak spogląda tylko w jedno miejsce i nawet nie mrugnie okiem.

      – Czy ona wie, że tu jestem?

      – Z pewnością nie, proszę tylko na nią spojrzeć. Siedzi jak sparaliżowana całymi dniami. Nic do niej nie dociera. Zero reakcji.

      Była niezwykle szczupła.

      – Czy wy jej dajecie coś jeść?

      – Dajemy, ale nie je. Zmuszać przecież nie będziemy.

      Zachciało mi się rzygać. Zostałam z nią sama. Chwyciłam za rękę i trzymałam, nie wiem jak długo. A potem wydarzyła się straszna rzecz. Babcia nagle jakby oprzytomniała, spojrzała na mnie i zaczęła płakać.

      – Co wyście mi zrobili? Co wyście mi zrobili? Ja tu być nie chcę, przywieźliście mnie, żebym tu umarła, a ja jeszcze nie chcę umierać. Ja chcę wrócić do swojego domu!

      Przeżyłam jeden z największych szoków w swoim życiu. Płakałam a babcia jęczała histerycznie i płakała równie mocno jak ja. Już dłużej nie mogłam tego znieść. Puściłam jej dłoń i łapiąc w biegu torebkę, uciekłam z tego okropnego miejsca, gdzie trzymają związanych ludzi i nie karmią ich, ponieważ ci odmawiają, nie wiedząc co robią, a nikt się tym nie przejmuje…

      – Powinniśmy ją zabrać z powrotem! – powiedziałam do mamy od razu po powrocie.

      – Mowy nie ma! Chyba, że ty siem niom bendziesz zajmowała.

      Obie wiedziałyśmy, że nic z tego nie będzie. Chodziłam do szkoły, do pracy i nie miałam na to czasu, nawet gdybym chciała.

      A więc babcia pozostała w domu starców.

      Adrian chodził z Iwonką już parę długich miesięcy. Zdarzało się, że przyjeżdżali do nas, jednak Iwonka wyczuwała, iż jej nie lubimy, dlatego Adrian coraz częściej przebywał poza domem. Ojciec zresztą też.

      – Pieprzysz ją? – zagadnęłam go jednego wieczora.

      – Gówno cię to obchodzi!

      – Nie musisz od razu się wściekać, kretynie!

      – To nie zadawaj mi głupich pytań, kretynko!

      A więc ją pieprzył, ale dlaczego by nie? Miał do tego prawo, zresztą już nie kupował nowych czasopism, więc sprawa była jasna.

      Iwonka była fryzjerką, ale włosy nosiła takie, jakby w ogóle się na tym nie znała. Mogłabym jej coś poradzić, znałam się na tym i owym, ale jeżeli Adrianowi odpowiadał taki stan rzeczy, to niech tak będzie.

      Młodsza siostra zaczęła chodzić na siłownię. Śmialiśmy się z niej, bo była niska, miała krótko ostrzyżone włosy i wielkie piersi. Jakby poskładana z nie tych klocków, co powinna.

      – Jeżeli będziesz chodziła na siłownię, to ci kiedyś cycki rozpierdoli – wyśmiewał się z niej Adrian.

      – Po co tam chodzisz? Dziewczyna do siłowni? Jeszcze mi siem tu przeorientuj, to ciem gołymi renkami uduszem – piekliła się mama.

      – Nie rób z siebie parapetu – mówiłam do niej. – Chcesz wyglądać jak babochłop? Trochę przesadzasz.

      Ojciec

Скачать книгу