Скачать книгу

znakiem wodnym

      Piętno mafii

      Copyright © Piotr Rozmus, Katowice 2019

      under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga Sp. z o.o.

      Copyright © 2019 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

      Projekt graficzny okładki: Tomasz Majewski

      Zdjęcie autora na okładce: Mirosław Korkus

      Redakcja: Dorota Koprowska / Słowne Babki

      Korekta: Lena Marciniak-Cąkała / Słowne Babki, Marta Chmarzyńska

      ISBN: 978-83-8110-809-6

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

      Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba KsiążkiWięcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

      WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

      ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

      tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

      e-mail: [email protected]

      www.soniadraga.pl

      www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga

      E-wydanie 2019

      Skład wersji elektronicznej:

      konwersja.virtualo.pl

      Książkę dedykuję mojej Mamie.

      Motywujących słów, które usłyszałem od Niej przez całe swoje życie, było co najmniej tyle, ile zawierały książki, którymi mnie obdarowywała…

      La vendetta è mia, disse il Signore.

      Zemsta jest moja, tak rzekł Pan.

KSIĘGA EZECHIELA 25,17

      1. SZTOKHOLM, DZIELNICA RINKEBY, 2018

      Faruq al-Kadi miał własny stragan z warzywami i owocami przy Rinkeby Torg. Był z niego dumny, podobnie jak ze swojego imienia, które oznaczało „tego, który odróżnia prawdę od kłamstwa”. Imię, które nadali mu rodzice, zobowiązywało i Faruq robił wszystko, co w jego mocy, aby nie przynieść mu hańby. Faruq al-Kadi był również dumny ze swojego pochodzenia, chociaż w ogarniętej wojną Syrii doznał wielu cierpień. Do Szwecji wraz z żoną Aminą – „godną zaufania i wierną” – trafił przed dziesięcioma laty. Dostali azyl i szansę na rozpoczęcie nowego życia. Ich dzieci: Hamid – „kochający Boga” – i Bahija – „piękna i promienna” – przyszły na świat już w Sztokholmie.

      Ojciec Faruqa od najmłodszych lat powtarzał mu, że prawdziwy mężczyzna nie lęka się prawdy i dba o swoją rodzinę, dlatego Faruq starał się przestrzegać świętych zasad i był ambitny. Wiedział, że wiele zawdzięcza swojej nowej ojczyźnie, jak zwykł nazywać Szwecję, i nie zamierzał, tak jak wielu imigrantów, od rana do nocy przesiadujących na ławkach i fontannach, egzystować tylko i wyłącznie dzięki zasiłkom socjalnym z budżetu państwa. Dlatego Faruq jako pierwszy otwierał swój stragan i jako ostatni go zamykał, i to bez względu na pogodę i porę roku.

      Swoje zasady Faruq od samego początku starał się wpajać Hamidowi. Był jednak świadom ludzkich ułomności i uczył syna, że jeżeli już jakieś kłamstwo opuszcza usta, należy paść na kolana i w głębi ducha prosić Allaha o wybaczenie.

      Ostatni raz Faruq al-Kadi skłamał przed kilkoma miesiącami, kiedy trzech zakapturzonych czarnoskórych członków gangu Lwów podeszło do jego straganu. W ciemnych szkłach okularów, które mimo pochmurnej pogody zasłaniały oczy jednego z nich, dostrzegł własne przerażone odbicie i ponad wszelką wątpliwość zrozumiał, że będzie miał kłopoty. Mężczyzna zapytał go, czy w ostatnim czasie rozmawiał z policją. Odpowiedział szybko, bez zająknięcia, jednocześnie skupiając wzrok na skrzynce z jabłkami. Wiedział, że kłamstwo w jego oczach byłoby widoczne jak kropla świeżej krwi w szklance z krystalicznie czystą wodą. Faruq odmówił w myślach modlitwę, podniósł przypadkowe jabłko i przyjrzawszy mu się z każdej strony, zaczął je polerować, jakby miało trafić na wystawę.

      Ostrze noża najpierw przebiło jego dłoń, a potem przeszło przez sam środek jabłka. Faruq, krzycząc na całe gardło i wybałuszając oczy w równej mierze ze zdziwienia co z bólu, obserwował, jak krew spływa po owocu, a potem wzdłuż jego przedramienia. Więcej nie pamiętał, bo otrzymał mocny cios w szczękę. Na tyle mocny, że stracił przytomność i przedni ząb, po którym do dzisiaj pozostała pustka.

      Tamtego dnia, kiedy ze szpitala odbierała go żona, Faruq obiecał jej dwie rzeczy: po pierwsze, że zawsze będzie słuchał jej rad, i po drugie… że gdy nadejdzie niebezpieczeństwo, zostawi stragan i będzie uciekał co sił w nogach, tak jak w Syrii, kiedy nad ich głowami świstały zabłąkane kule. Amina uczulała go, że zbliża się zima i z każdym dniem coraz szybciej zapada zmrok, a to oznaczało, że Faruq powinien wcześniej zamykać stragan. I z reguły tak właśnie robił, ale dzisiaj miał wyjątkowo wielu klientów. Kiedy pożegnał ostatniego i rozejrzał się wokół, zorientował się, że zdążyło się już ściemnić. Ulice opustoszały, a majaczące w oddali sylwetki nielicznych, zakapturzonych przechodniów wzbudzały w Faruqu złe wspomnienia. Czym prędzej zaczął zestawiać skrzynki z owocami i przykrywać brezentem, ale wtedy po drugiej stronie ulicy zatrzymał się czarny mercedes. Faruq dostrzegł go dopiero po chwili.

***

      Mężczyzna siedzący na tylnej kanapie mercedesa najpierw zerknął na zegarek, a potem spojrzał w okno, skupiając wzrok na pracującym Arabie. Skrzynki z owocami znikały w imponującym tempie, ale straganiarz od czasu do czasu patrzył w kierunku ciemnego auta. Jego pracy przyglądał się także kierowca, który odruchowo zaczął bębnić palcami o kierownicę. Pasażer spojrzał na ogolony kark chłopaka, po którym pełzały ciemnozielone wstążki tatuażu, będące częścią większego wzoru skrytego pod kurtką, i stoczył wewnętrzną walkę, aby go nie uderzyć. Ostatecznie powiedział jedynie:

      – Przestań.

      Pokryte pierścionkami palce znieruchomiały natychmiast. Ciemne i szeroko otwarte oczy wychwyciły w lusterku blade oblicze bossa. Chłopak nie wytrzymał jego ciężaru i ponownie wyjrzał przez okno. Straganiarz zdążył się już uporać z owocami i zaczął przykrywać skrzynki, w których znajdowały się warzywa.

      – Nienawidzę Arabów – wyznał chłopak. – Przybłędy zalały cały ten pieprzony kraj.

      Tym razem mężczyzna nie wytrzymał. Cios spadł szybko i choć nie był szczególnie mocny, chłopak się skrzywił.

      – Przybłędy? – zapytał mężczyzna, odgarniając z czoła przydługą, przyprószoną siwizną grzywkę. – Jeżeli oni są przybłędami, Marco, to kim my jesteśmy?

      Marco rozmasowywał szyję, na której pojawiła się czerwona plama.

      – Ten kraj przyjął nas tak samo jak ich – ciągnął mężczyzna.

      – My to zupełnie inna sprawa, don Felipe – odparł chłopak.

      – Doprawdy? A w jakim sensie?

      Młodzieniec

Скачать книгу