ТОП просматриваемых книг сайта:
Faraon wampirów. Bolesław Prus
Читать онлайн.Название Faraon wampirów
Год выпуска 0
isbn 978-83-7773-064-5
Автор произведения Bolesław Prus
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
– Przysięgam, że gdyby mój własny syn pchał Egipt do wojny, zetrę własnego syna! – oświadczył Herhor.
Wówczas mag odezwał się głośno:
– Baralanensis, Baldachiensis, Paumachiae, wzywam was, abyście byli świadkami naszych układów i wsparli nasze zamiary!
Rozległ się dźwięk trąb tak wyraźny, że Mefres schylił się do ziemi, Herhor obejrzał się zdziwiony, a Pentuer ukląkł, zaczął drżeć i zasłonił uszy. Purpurowa kotara na ołtarzu zachwiała się, a jej fałdy przybrały taką formę, jak gdyby spoza niej chciał wyjść człowiek.
– Bądźcie świadkami – wołał zmienionym głosem Chaldejczyk – niebieskie i piekielne moce. A kto by nie dotrzymał umowy albo zdradził jej tajemnicę, niech będzie przeklęty!
– Będzie przeklęty! – odpowiedział mu nieziemski głos. – I zniszczony w tym i tamtym życiu.
– Amen! – odpowiedzieli chórem Herhor, Mefres i Pentuer.
O godzinie ósmej z rana mag podający się za Harrańczyka Phuta wrócił do fenickiego zajazdu „Pod Okrętem”. Kilka minut po nim przyszedł zaufany sługa Asarhadona, którego gospodarz krótko spytał:
– Cóż?
– Byłem przez całą noc – odparł sługa – na placu, gdzie jest świątynia Seta. Około dziesiątej wieczorem z ogrodu, który leży przy domu uciech „Zielona Gwiazda”, wyszło trzech kapłanów. Jeden z nich, z czarną brodą i włosami, ów Phut, skierował swoje stopy przez plac, do świątyni Seta. Pobiegłem za nim, ale zaczęła opadać mgła i zginął mi z oczu.
Gospodarz zajazdu, wysłuchawszy sprawozdania, stuknął się w czoło i zaczął mruczeć do siebie:
– Więc mój Harrańczyk, jeżeli ubiera się w strój kapłana i chodzi do świątyni, musi być kapłanem. A jeżeli nosi brodę i włosy, musi być kapłanem chaldejskim. A jeżeli po kryjomu widuje się z tutejszymi kapłanami, więc jest w tym jakieś szelmostwo. Nie powiem o tym policji, bo mógłbym sobie zaszkodzić. Ale zawiadomię któregoś z wielkich Sydończyków, bo może być w tym interes do zrobienia, jeżeli nie dla mnie, to dla naszych braci w mroku.
ROZDZIAŁ XI
Podróż księcia zaczęła się w najpiękniejszej porze roku, w miesiącu Famenut, czyli pod koniec grudnia i na początku stycznia. Od Tebów płynęły do morza mnogie tratwy z pszenicą. W Dolnym Egipcie zbierano właśnie koniczynę i senes. Drzewa pomarańczowe i granaty okryły się kwiatami, a na polach siano łubin, len, jęczmień, bób, fasolę, ogórki i inne rośliny ogrodowe.
Wszędzie, gdzie pojawił się Ramzes, lud w świątecznych strojach, z gałązkami w rękach, tworzył szpaler i krzyczał, śpiewał lub padał na twarz przed następcą tronu, ale książę spostrzegł, że mimo głośnych oznak radości ich oczy są martwe i zatroskane. Zauważył też, że tłum jest podzielony na grupy, którymi dyrygują jacyś ludzie, i że uciecha odbywa się na komendę. I znowu uczuł w sercu chłód pogardy dla tego motłochu, który nawet cieszyć się nie umie.
Teraz lepiej niż kiedykolwiek zmierzył odległość, jaka istniała pomiędzy nim i prostakami. I zrozumiał, że tylko arystokracja jest klasą, z którą łączy go wspólnota uczuć, a ponad nią wynosi go krew boskich istot w jego żyłach.
– Spojrzyj, panie – rzekł miejscowy nomarcha – oto obraz naszego kraju Queneh. Ozyrys umiłował ten pasek ziemi wśród pustyń, zasypał go roślinnością i zwierzętami, aby mieć z nich pożytek. Potem dobry bóg przyjął na siebie ludzką postać i był pierwszym faraonem. A gdy poczuł, że mu ciało więdnie, opuścił je i wstąpił w swego syna, a następnie w jego syna. Tym sposobem Ozyrys żyje między nami od wieków jako faraon i cieszy się Egiptem i jego bogactwami, które sam stworzył. Bóg rozrósł się jak potężne drzewo. Konarami jego są wszyscy królowie egipscy, gałęziami nomarchowie i kapłani, a gałązkami stan rycerski. Widzialny bóg zasiada na tronie ziemskim i pobiera należny mu dochód z kraju, niewidzialny zaś przyjmuje ofiary w świątyniach i przez usta kapłanów opowiada swoją wolę.
– Wszystko, co mówisz jest prawdą – przerwał książę – znam to i rozumiem dobrze. Lecz nie mogę dojść, dlaczego mimo to zmniejszyły się dochody jego świątobliwości? Czyżby Ozyrys się postarzał?
– Chciej przypomnieć sobie, wasza dostojność – odparł nomarcha – że bóg Set, choć jest rodzonym bratem słonecznego Ozyrysa, nienawidzi go, walczy z nim i psuje wszelkie jego dzieła. Gdzie bogowie walczą, człowiek nie poradzi. Tam gdzie Set zwycięża Ozyrysa, któż mu zabiegnie drogę?
– Może więc nadszedł czas, by pokłonić się bogu podziemi – zamyślił się Ramzes – i poprosić go o łaski, których szczędzi nam Ozyrys.
Potem własnymi oczyma Ramzes obejrzał nomes Aa, jego pola, miasteczka, ludność i urzędników. Spostrzegł, że ludność robocza jest obojętna i bezwolna, robi tylko to, co jej każą, a i to niechętnie. Znowu przekonał się, że naprawdę wiernych i kochających poddanych znaleźć można tylko wśród arystokracji. W większości są oni bowiem spokrewnieni z rodem faraonów. Ci ludzie szczerze garnęli się do dynastii i gotowi byli służyć jej z prawdziwym zapałem. Nie jak chłopi, którzy wykrzyczawszy powitanie, czym prędzej biegli do swoich świń i wołów.
Gdybyż tylko był sposób uwolnienia arystokracji od ludzkich ograniczeń… Ta myśl wciąż nurtowała Ramzesa. Z rasą takich istot mógłby zbudować państwo, o jakim świat jeszcze nie słyszał.
W miesiącu Farmuti, przypadającym na koniec stycznia i początek lutego, książę przeniósł się do nomesu Hak.
Tam w mieście Anu nastąpił szereg uczt i zabaw. Książę spotykał się też z pisarzami i urzędnikami, ale żaden z nich nie umiał przekonująco odpowiedzieć na jego pytania. Nigdzie nie mógł znaleźć wyjaśnienia, dlaczego Egipt podupada. W najlepszym razie odsyłano go do świątyń i ukrytej tam mądrości. W końcu stało się jasne, że albo nie spełni rozkazu faraona, albo musi poddać się woli kapłanów, co go przejmowało gniewem i niechęcią do nich. Nie spieszył się więc do tajemnic ukrytych w świątyni. Miał jeszcze czas na posty i pobożne zajęcia.
„Folwarki kapłanów są najbogatsze…! – przypominał sobie, ilekroć mijał po drodze świątynie i kaplice. – Muszę wreszcie poznać tajemnicę ich powodzenia!”
W końcu podjął decyzję i zakomunikował ją Tutmozisowi.
– Wkrótce już wyrwę się od was i osiądę między kapłanami!
– Aa! Naprawdę uczynisz tak, Ramzesie?
– Muszę. Nareszcie może dowiem się od nich, dlaczego faraoni biednieją… I odpocznę od biesiad…
Tego samego dnia w Memfis Fenicjanin Dagon, wampir i dostojny bankier następcy tronu, leżał na kanapie pod werandą swego pałacu i napawał się pełnią księżyca. Otaczały go wonne krzaki iglaste, hodowane w wazonach. Dwaj czarni niewolnicy chłodzili bogacza wachlarzami, a on, bawiąc się młodą małpką, słuchał rachunków, które czytał mu jego pisarz, co brzmiało w jego uszach jak najpiękniejsza muzyka.
W tej chwili niewolnik odźwierny zameldował dostojnego wampira Rabsuna, który był kupcem fenickim osiadłym w Memfis.
Gość wszedł, nisko się kłaniając, a dostojny Dagon rozkazał pisarzowi i niewolnikom, ażeby wynieśli się spod werandy. Następnie, przezorny, obejrzał wszystkie kąty i rzekł do gościa:
– Możemy rozmawiać.
Rabsun zaczął bez wstępu.
– Czy dostojność wasza wie, że z Tyru przyjechał osobiście książę Hiram? On ma dla waszej dostojności dobry interes…