Скачать книгу

pod wpływem ogłuszającej wiadomości, że ten piękny chłopiec jest synem faraona i następcą tronu. W parę dni została jego kochanką, zdziwiona, przerażona, niepojmująca, co się z nią dzieje. A potem jeszcze dowiedziała się, że miesza swoją czystą ludzką krew z istotą będącą tylko z wyglądu człowiekiem, w istocie zaś zmutowanym półzwierzęciem. Żyjąc z Ramzesem, popełniała najcięższy z możliwych grzechów, a jednak nie umiała się go wyrzec…

      W duszy Sary rozrosły się nieznane dotychczas uczucia. Poczęła być zazdrosną o Ramzesa i bać się, aby jej nie porzucił. I jeszcze jedna dręczyła ją troska, że ona czuje się wobec księcia sługą i niewolnicą. Przecież ona była jego, a on jej. Z jakiej więc racji on nie okazuje, że należy do niej choć trochę, lecz każdym słowem i ruchem daje poznać, że dzieli ich jakaś przepaść…

      Pewnego dnia książę przypłynął do niej z psem. Bawił tylko parę godzin, ale przez cały ten czas pies leżał u nóg księcia, na miejscu Sary, a gdy ona chciała tam usiąść, warknął na nią… A książę śmiał się i tak samo zatapiał palce w kudłach nieczystego zwierzęcia jak i w jej włosach. I pies tak samo patrzył księciu w oczy jak ona, z tą chyba różnicą, że patrzył śmielej niż ona.

      Sara nie mogła się uspokoić i znienawidziła mądre zwierzę, które jej zabierało część pieszczot, wcale nie dbając o nie i jeszcze zachowując się wobec pana z taką poufałością, na jaką ona zdobyć się nie śmiała.

      Była zazdrosna o psa!

      ROZDZIAŁ VIII

      Następca tronu większą część dnia przepędzał poza folwarkiem, zazwyczaj na czółnie. I płynąc po Nilu, albo chwytał siatką ryby, które tysiącami uwijały się w błogosławionej rzece, albo przemykał na moczary i ukryty między wysokimi łodygami lotosów i papirusów strzelał z łuku do dzikiego ptactwa, którego krzykliwe stada krążyły gęsto jak muchy. Lecz i wówczas nie opuszczały go myśli ambitne, więc z polowania zrobił sobie rodzaj kabały czy wróżby. Nieraz, widząc stado żółtych gęsi na wodzie, naciągał łuk i mówił:

      – Jeżeli trafię, będę kiedyś faraonem…

      Pocisk cicho świsnął i przeszyty ptak, trzepocząc skrzydłami, wydawał tak bolesne krzyki, że na całym moczarze robił się ruch. Chmury gęsi, kaczek i bocianów porywały się w górę i zatoczywszy wielkie koło nad umierającym towarzyszem, spadały w inne miejsca.

      Gdy ucichło, książę ostrożnie przesuwał łódkę dalej, kierując się chwianiem trzcin i urywanymi głosami ptaków. A gdy między zielonością spostrzegł płat czystej wody i nowe stado, znowu naciągał łuk i mówił:

      – Jeżeli trafię, będę faraonem potężnym jak Ramzes Wielki.

      Strzała tym razem uderzyła w wodę i odbiwszy się kilka razy od jej powierzchni, zniknęła między lotosami. Stamtąd zaś dobiegł przenikliwy krzyk jakiegoś ranionego ptaka, którego rodzaju nie dało się poznać. Książę trafił, lecz nie wiedział w co…

      Gdy nad wieczorem zmęczony wracał do willi, Sara już czekała w progu z miednicą wody, dzbanem lekkiego wina i wieńcami róż. Książę uśmiechał się do niej, głaskał po twarzy, lecz patrząc w jej pełne tkliwości oczy, myślał:

      „Ciekawym, czy ona potrafiłaby bić egipskich chłopów jak jej zawsze wylęknieni krewni. O, moja matka ma słuszność, nie ufając Żydom, choć przecież Sara może być inna…”

      – A któż jest ten znowu…? – zapytał nagle, wskazując na człowieka, który lękliwie wyglądał zza muru.

      – To Aod, syn Baraka, mój krewny… On chce służyć tobie, panie. Czy mogę go przyjąć?

      Książę wzruszył ramionami.

      – Twój jest folwark – odparł – możesz przyjmować wszystkich, kogo zechcesz. Tylko jeżeli ci ludzie będą się tak mnożyli, niedługo opanują Memfis.

      – Nie cierpisz braci moich, panie? – szepnęła Sara, z trwogą patrząc na Ramzesa i obsuwając mu się do nóg.

      Książę zdziwiony spojrzał na nią.

      – Ja o nich nawet nie myślę – odparł dumnie.

      Drobne te zajścia, które ognistymi kroplami padały na duszę Sary, nie zmieniły dla niej Ramzesa. Zawsze był jednakowo życzliwy i pieścił ją jak zwykle, choć coraz częściej jego oczy biegły na drugą stronę Nilu i opierały się na potężnych pylonach zamku.

      Nadszedł miesiąc Tobi, koniec października i początek listopada. Nil opadł, co dzień odsłaniając nowe płaty czarnej, grząskiej ziemi. Zaczynała się dla Egiptu najpiękniejsza pora roku – zima. Ziemia szybko pokrywała się szmaragdową zielonością, spomiędzy której wytryskały narcyzy i fiołki.

      Już kilka razy statek niosący czcigodną nieumarłą Nikotris i namiestnika Herhora ukazywał się w pobliżu folwarku Sary.

      – Poczekajcie! – szepnął rozgniewany następca. Przekonam was, że i ja się nie nudzę!

      Kazał przygotować czółno na dwie osoby i powiedział Sarze, że z nią popłynie.

      – Jehowo! – zawołała, składając ręce. – Ależ tam jest wasza nieumarła matka i kapłan namiestnik.

      – A tu będzie następca tronu. Weź twoją arfę, Saro.

      – Jeszcze i arfę? – zapytała drżąc. – A jeżeli wasza czcigodna matka zechce mówić z tobą…? Jeżeli na mnie spojrzy, chyba rzucę się w wodę!

      – Nie bądź dzieckiem, Saro – odparł, śmiejąc się, książę. – Jego dostojność namiestnik i moja matka bardzo lubią śpiew. Możesz więc nawet zjednać ich, jeżeli zaśpiewasz jaką ładną pieśń żydowską. Ta o śmierci będzie w sam raz dla mojej matki. Na pewno pocieszy ją myśl, że żadne ludzkie cierpienia nie mogą jej już dotyczyć.

      Na dworskim statku spostrzeżono, że następca tronu siada z Sarą do prostej łodzi i nawet sam wiosłuje.

      – Czy widzisz to co ja, wasza dostojność – szepnęła królowa do ministra – że on wypływa naprzeciw nam z tą swoją Żydówką? O, gdyby nie on siedział w tej łupince, kazałabym ją rozbić! – rzekła z gniewem dostojna nieumarła.

      – Po co? – spytał minister. – Książę nie byłby potomkiem arcykapłanów i faraonów, gdyby nie szarpał wędzideł. W każdym razie dał dowód, że w ważnych wypadkach umie panować nad sobą. Nawet potrafi uznać własne uchybienia, co jest przymiotem rzadkim, a nieocenionym u następcy tronu. To samo zaś, że książę chce nas drażnić swoją ulubienicą, dowodzi, że boli go niełaska, w jakiej znalazł się, zresztą z najszlachetniejszych pobudek.

      – Ale ta Żydówka! – syknęła królowa, mnąc wachlarz z piór w szczelnie obandażowanych dłoniach.

      – Już dziś jestem o nią spokojny – odparł minister. – Jest to ładne, ale głupiutkie stworzenie, które nie myśli i nie potrafiłoby wykorzystać swego wpływu na księcia. Nie przyjmuje prezentów i nawet nie widuje nikogo, zamknięta w swojej niezbyt kosztownej klatce. Z czasem może nauczyłaby się korzystać ze stanowiska książęcej kochanki i zubożyć skarb następcy o kilkanaście talentów. Nim to jednak nastąpi, Ramzes znudzi się nią…

      – Bodajby przez twoje usta, Herhorze, przemawiał Amon wszystkowiedzący.

      – Jestem tego pewny. Książę ani przez chwilę nie szalał za nią, jak się to trafia naszym paniczom. Ramzes bawi się nią, jak dojrzały człowiek niewolnicą. Że zaś Sara jest brzemienna…

      – Czy tak?! – zawołała pani. – Skąd to wiesz…?

      – My wszystko musimy wiedzieć – uśmiechnął się Herhor.

      – A

Скачать книгу