ТОП просматриваемых книг сайта:
Faraon wampirów. Bolesław Prus
Читать онлайн.Название Faraon wampirów
Год выпуска 0
isbn 978-83-7773-064-5
Автор произведения Bolesław Prus
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
W duszy Sary rozrosły się nieznane dotychczas uczucia. Poczęła być zazdrosną o Ramzesa i bać się, aby jej nie porzucił. I jeszcze jedna dręczyła ją troska, że ona czuje się wobec księcia sługą i niewolnicą. Przecież ona była jego, a on jej. Z jakiej więc racji on nie okazuje, że należy do niej choć trochę, lecz każdym słowem i ruchem daje poznać, że dzieli ich jakaś przepaść…
Pewnego dnia książę przypłynął do niej z psem. Bawił tylko parę godzin, ale przez cały ten czas pies leżał u nóg księcia, na miejscu Sary, a gdy ona chciała tam usiąść, warknął na nią… A książę śmiał się i tak samo zatapiał palce w kudłach nieczystego zwierzęcia jak i w jej włosach. I pies tak samo patrzył księciu w oczy jak ona, z tą chyba różnicą, że patrzył śmielej niż ona.
Sara nie mogła się uspokoić i znienawidziła mądre zwierzę, które jej zabierało część pieszczot, wcale nie dbając o nie i jeszcze zachowując się wobec pana z taką poufałością, na jaką ona zdobyć się nie śmiała.
Była zazdrosna o psa!
ROZDZIAŁ VIII
Następca tronu większą część dnia przepędzał poza folwarkiem, zazwyczaj na czółnie. I płynąc po Nilu, albo chwytał siatką ryby, które tysiącami uwijały się w błogosławionej rzece, albo przemykał na moczary i ukryty między wysokimi łodygami lotosów i papirusów strzelał z łuku do dzikiego ptactwa, którego krzykliwe stada krążyły gęsto jak muchy. Lecz i wówczas nie opuszczały go myśli ambitne, więc z polowania zrobił sobie rodzaj kabały czy wróżby. Nieraz, widząc stado żółtych gęsi na wodzie, naciągał łuk i mówił:
– Jeżeli trafię, będę kiedyś faraonem…
Pocisk cicho świsnął i przeszyty ptak, trzepocząc skrzydłami, wydawał tak bolesne krzyki, że na całym moczarze robił się ruch. Chmury gęsi, kaczek i bocianów porywały się w górę i zatoczywszy wielkie koło nad umierającym towarzyszem, spadały w inne miejsca.
Gdy ucichło, książę ostrożnie przesuwał łódkę dalej, kierując się chwianiem trzcin i urywanymi głosami ptaków. A gdy między zielonością spostrzegł płat czystej wody i nowe stado, znowu naciągał łuk i mówił:
– Jeżeli trafię, będę faraonem potężnym jak Ramzes Wielki.
Strzała tym razem uderzyła w wodę i odbiwszy się kilka razy od jej powierzchni, zniknęła między lotosami. Stamtąd zaś dobiegł przenikliwy krzyk jakiegoś ranionego ptaka, którego rodzaju nie dało się poznać. Książę trafił, lecz nie wiedział w co…
Gdy nad wieczorem zmęczony wracał do willi, Sara już czekała w progu z miednicą wody, dzbanem lekkiego wina i wieńcami róż. Książę uśmiechał się do niej, głaskał po twarzy, lecz patrząc w jej pełne tkliwości oczy, myślał:
„Ciekawym, czy ona potrafiłaby bić egipskich chłopów jak jej zawsze wylęknieni krewni. O, moja matka ma słuszność, nie ufając Żydom, choć przecież Sara może być inna…”
– A któż jest ten znowu…? – zapytał nagle, wskazując na człowieka, który lękliwie wyglądał zza muru.
– To Aod, syn Baraka, mój krewny… On chce służyć tobie, panie. Czy mogę go przyjąć?
Książę wzruszył ramionami.
– Twój jest folwark – odparł – możesz przyjmować wszystkich, kogo zechcesz. Tylko jeżeli ci ludzie będą się tak mnożyli, niedługo opanują Memfis.
– Nie cierpisz braci moich, panie? – szepnęła Sara, z trwogą patrząc na Ramzesa i obsuwając mu się do nóg.
Książę zdziwiony spojrzał na nią.
– Ja o nich nawet nie myślę – odparł dumnie.
Drobne te zajścia, które ognistymi kroplami padały na duszę Sary, nie zmieniły dla niej Ramzesa. Zawsze był jednakowo życzliwy i pieścił ją jak zwykle, choć coraz częściej jego oczy biegły na drugą stronę Nilu i opierały się na potężnych pylonach zamku.
Nadszedł miesiąc Tobi, koniec października i początek listopada. Nil opadł, co dzień odsłaniając nowe płaty czarnej, grząskiej ziemi. Zaczynała się dla Egiptu najpiękniejsza pora roku – zima. Ziemia szybko pokrywała się szmaragdową zielonością, spomiędzy której wytryskały narcyzy i fiołki.
Już kilka razy statek niosący czcigodną nieumarłą Nikotris i namiestnika Herhora ukazywał się w pobliżu folwarku Sary.
– Poczekajcie! – szepnął rozgniewany następca. Przekonam was, że i ja się nie nudzę!
Kazał przygotować czółno na dwie osoby i powiedział Sarze, że z nią popłynie.
– Jehowo! – zawołała, składając ręce. – Ależ tam jest wasza nieumarła matka i kapłan namiestnik.
– A tu będzie następca tronu. Weź twoją arfę, Saro.
– Jeszcze i arfę? – zapytała drżąc. – A jeżeli wasza czcigodna matka zechce mówić z tobą…? Jeżeli na mnie spojrzy, chyba rzucę się w wodę!
– Nie bądź dzieckiem, Saro – odparł, śmiejąc się, książę. – Jego dostojność namiestnik i moja matka bardzo lubią śpiew. Możesz więc nawet zjednać ich, jeżeli zaśpiewasz jaką ładną pieśń żydowską. Ta o śmierci będzie w sam raz dla mojej matki. Na pewno pocieszy ją myśl, że żadne ludzkie cierpienia nie mogą jej już dotyczyć.
Na dworskim statku spostrzeżono, że następca tronu siada z Sarą do prostej łodzi i nawet sam wiosłuje.
– Czy widzisz to co ja, wasza dostojność – szepnęła królowa do ministra – że on wypływa naprzeciw nam z tą swoją Żydówką? O, gdyby nie on siedział w tej łupince, kazałabym ją rozbić! – rzekła z gniewem dostojna nieumarła.
– Po co? – spytał minister. – Książę nie byłby potomkiem arcykapłanów i faraonów, gdyby nie szarpał wędzideł. W każdym razie dał dowód, że w ważnych wypadkach umie panować nad sobą. Nawet potrafi uznać własne uchybienia, co jest przymiotem rzadkim, a nieocenionym u następcy tronu. To samo zaś, że książę chce nas drażnić swoją ulubienicą, dowodzi, że boli go niełaska, w jakiej znalazł się, zresztą z najszlachetniejszych pobudek.
– Ale ta Żydówka! – syknęła królowa, mnąc wachlarz z piór w szczelnie obandażowanych dłoniach.
– Już dziś jestem o nią spokojny – odparł minister. – Jest to ładne, ale głupiutkie stworzenie, które nie myśli i nie potrafiłoby wykorzystać swego wpływu na księcia. Nie przyjmuje prezentów i nawet nie widuje nikogo, zamknięta w swojej niezbyt kosztownej klatce. Z czasem może nauczyłaby się korzystać ze stanowiska książęcej kochanki i zubożyć skarb następcy o kilkanaście talentów. Nim to jednak nastąpi, Ramzes znudzi się nią…
– Bodajby przez twoje usta, Herhorze, przemawiał Amon wszystkowiedzący.
– Jestem tego pewny. Książę ani przez chwilę nie szalał za nią, jak się to trafia naszym paniczom. Ramzes bawi się nią, jak dojrzały człowiek niewolnicą. Że zaś Sara jest brzemienna…
– Czy tak?! – zawołała pani. – Skąd to wiesz…?
– My wszystko musimy wiedzieć – uśmiechnął się Herhor.
– A