Скачать книгу

trzeci

      Dawid czekał, aż olbrzym podejdzie bliżej. Jego bystre oczy spostrzegły, że Goliat idąc prawie przez cały czas ma schyloną głowę i patrzy pod nogi. Wielcy, masywni mężczyźni często tak chodzili, by mieć pewność, że stąpają po równej ziemi, bo nie mogli ryzykować upad­ku.

      Giermek szedł przez cały czas na przedzie i dopiero na jakieś trzydzieści kroków przed Dawidem zatrzymał się, podał swojemu panu ogromną tarczę i się wycofał. Goliat wziął ją i dopiero teraz podniósł wzrok.

      – To chłopiec! – zawołał z oburzeniem. – Nie mieliście nikogo lepszego przeciw mnie, niewolnicy Saula? I gdzie masz broń, dzieciaku? – Żyły na jego czole nabrzmiały z gniewu. – Na wielkiego Dagona! – ryknął. – Na Belzebuba, pana grozy, bądźcie przeklęci za waszą zuchwałość! Podejdź do mnie, żebym mógł rzucić twoje ciało polnym ptakom i zwierzętom na pożarcie!

      Odpowiedź była wyraźna i ostra.

      – Przychodzisz do mnie zakuty w zbroję i klniesz się na swoich pogańskich bogów. Ja natomiast przychodzę do ciebie w imię Pana nad panami, którego ludem jesteśmy. Urągałeś armii Boga żywego. Dlatego Pan oddał cię w moje ręce. Pokonam cię i utnę ci głowę. Oddam polnym ptakom i zwierzętom nie tylko twoje ciało, lecz także zabitych z twojej armii.

      – Co on mówi? Co on mówi? – zapytał z przejęciem młodzieniec stojący obok króla.

      – Cicho, księciu Jonatanie – mruknął Abner. – On mó­wi w imieniu Boga.

      Król stał nieruchomo, ściskając rękojeść miecza.

      – Skąd pochodzi ten chłopiec, Abnerze?

      – Na twoje życie, panie, nie wiem.

      – To się dowiedz.

      – ...Miecz i włócznia nie dają zwycięstwa – wołał Da­wid – tylko Pan, a On wydał cię w nasze ręce.

      Parskając z gniewu, Goliat ruszył ociężale naprzód, trzymając górną krawędź tarczy na wysokości podbródka. Uniósł włócznię, gotów nią cisnąć lub uderzyć. Miał dość czasu, by ocenić pas ziemi dzielącej go od wroga i nie spuszczał oczu z Dawida.

      Dawid uskoczył w bok zajęczym susem i wyciągnął w biegu jeden z pięciu gładkich kamieni, które miał w swojej pasterskiej torbie. Potem, znów klucząc susami, znalazł się za olbrzymem i włożył kamień do procy. Goliat odwrócił się i ruszył za uciekającym przeciwnikiem. Teraz jednak znalazł się na nowym terenie i znów spojrzał pod nogi, by uniknąć upadku.

      Dawid to zobaczył, zatrzymał się, naciągnął procę, wy­mie­rzył i strzelił. Kamień uderzył olbrzyma w czoło z ta­ką siłą, że przebił kość. Goliat, z oczami zalanymi krwią, postąpił jeszcze parę kroków, po czym zachwiał się i runął tak ciężko, że zadrżała ziemia.

      Dawid błyskawicznie do niego podbiegł, wyjął z pochwy wielki miecz i trzymając oburącz, zakręcił nad jego głową i opuścił. Cios gładko odciął głowę olbrzyma od ciała. Dawid zdjął hełm Goliata, chwycił głowę za włosy i podniósł wysoko, z kamieniem nadal tkwiącym w kości czołowej. Ze wszystkich stron podniósł się ryk dziesięciu tysięcy gardeł.

      Pierwsza linia Filistynów zachwiała się i załamała. Wo­­jow­­nicy w ciężkich zbrojach biegli, nie zważając na gniew­ne okrzyki dowódców, których też porwała fala ucie­kających.

      Front Izraelitów też się załamał, ale w dzikim pędzie naprzód. Tłumiony długo gniew haniebnych tygodni znalazł ujście i mężczyźni gnali prosto przez dolinę, wywijając włóczniami i maczugami i rycząc jak dzikie bestie.

      – Złamali szeregi! – wykrzyknął Jakub na królewskim wzgórzu. – Jeśli wróg zawróci, zostaną wyrżnięci.

      – Wróg nie zawróci – rzekł Saul i wziął głęboki wdech. – A ten chłopiec jest pełen bojaźni Bożej.

      Abner patrzył ze zdumieniem na łzy toczące się po po­licz­kach króla.

      – Co się stało, panie? – zapytał. – Izrael zwyciężył, a ty płaczesz?

      Saul przetarł oczy dłonią.

      – Dokonał tego, co ja powinienem był zrobić, a nie po­tra­fiłem. A to ja jestem królem. – Patrzył na Abnera, a jego twarz przypominała tragiczną maskę. – A może już nie jestem?

      Abner znał swojego pana.

      – Dopóki żyję, ty jesteś królem – odrzekł.

      Filistyni nie zatrzymywali się. Uciekali na zachód, do swoich miast, jedni do Gat, inni do Ekronu. Z drugiej stro­ny zwycięscy Izraelici grabili obozy wroga w drodze do do­mu i można teraz było wyposażyć całe oddziały armii w dobrą broń porzuconą przez Filistynów.

      Tuż przed zapadnięciem zmroku Abner przyszedł do króla. Saul siedział w swoim namiocie pośrodku barykady z wozów, wraz z kilkoma dowódcami, którzy studiowali napływające zewsząd raporty.

      – Udało mi się w końcu znaleźć naszego młodego bo­ha­te­ra, panie – powiedział Abner z uśmiechem. – Nasi ludzie z trudem go zawrócili. Pewnie wolałby ścigać Fi­li­stynów aż do samego morza.

      – Chcę go zobaczyć – zażądał Saul, a Abner odchylił połę namiotu i dał znak.

      Dawid wszedł i złożył niski pokłon.

      – Dotrzymałeś słowa – zaczął powoli Saul. – Skąd je­s­teś?

      – Jestem synem twojego sługi Jessego, z Betlejem.

      – Ale ja cię już wcześniej widziałem – mruknął z namysłem Saul – i to nie dzisiaj. – Potarł czoło. – Gdzie...

      – Jestem twoim harfistą, mój królu.

      Saul pokiwał głową.

      – Właśnie. Jak to się stało, że nie poznałem cię od razu?

      – Król ogląda tyle twarzy – odparł skromnie Dawid. – Ja byłem tylko instrumentem i głosem, niczym więcej.

      – Wyświadczyłeś mi dobro – przyznał Saul – a dziś przysłużyłeś się także całemu narodowi. Zawdzięczamy ci zwycięstwo.

      – Bóg zwyciężył, nie ja – odrzekł skromnie Dawid.

      Król przygryzł wargę.

      – Wyślę posłańca do twojego ojca. On i cała twoja rodzina będą zwolnieni do końca życia z podatku na rzecz króla. Ale ty wrócisz ze mną do Gibei. Choć jesteś młody, dam ci dowództwo nad tysiącem.

      Wtedy stało się coś nieprzewidzianego. Z grupy dowódców armii wystąpił młodzieniec w bogato zdobionej zbroi, podszedł do Dawida i położył mu dłonie na ramionach.

      – Mój ojciec dał ci dowództwo – rzekł. – Ja ofiaruję ci przyjaźń.

      Dawid zobaczył bezbrzeżny podziw na ładnej, otwartej twarzy młodzieńca, zaledwie o parę lat starszego niż on sam. Uśmiechnął się radośnie.

      – To wielki zaszczyt, mój książę.

      – Tak, dla mnie – odparł książę Jonatan. Zdjął me’il, okrycie noszone przez książęta, oraz tarczę i miecz wraz z pasem i pięknie zdobionym łukiem. – Noś je od dzisiaj. A Pan pobłogosławi nasze przymierze.

      Kiedy Dawid próbował przed nim klęknąć, książę szybko go podniósł i uściskał.

      – To też

Скачать книгу