Скачать книгу

title>

      WSTĘP

      Jestem katolicką teolożką. Nie z zawodu, raczej z wykształcenia. Ale i z powołania. Ostatecznie w teologii nie chodzi przecież o budowanie zawiłych teorii czy pisanie traktatów, tylko o żywą wiarę oraz ułatwianie sobie i innym dostępu do zbawienia. Powtarzano nam, że mamy studiować przy biurku i na klęczniku. Nie jest też tajemnicą, że każdy teolog wychodzi od własnego doświadczenia wiary i Kościoła. Patrzę więc na Kościół, jego tradycję, teksty, wiarę i strukturę jako kobieta. I czuję się z tym wszystkim różnie. Wiem, że nie tylko ja.

      Wielu współczesnym kobietom obraz Kościoła zaciemnia się tak, że trudno im dostrzec w nim jakikolwiek sens; drażni je tak bardzo, że nie mogą wytrzymać. Mnie też drażni. Nie trzeba szukać daleko ani przyczyn (tu wystarczy przypomnieć rozpaczliwą antygenderową kampanię, którą niedawno żył cały polski Kościół), ani skutków takiej sytuacji (jedno spojrzenie w statystyki pokazuje, że coraz szybciej topnieje grupa kobiet chodzących do kościoła). Osobiście nie znalazłam bardziej karmiącej rzeczywistości, i w rozdarciu między tym, co karmi, a tym, co drażni, przyjdzie mi na razie trwać. Nie znam opowieści bardziej przepełnionej nadzieją niż ta, którą przekazała mi chrześcijańska tradycja, ale w tej samej tradycji wielokrotnie napotykam myśli, zwyczaje i zasady, które trzeba by traktować co najmniej z podejrzliwością.

      Kościół powinien i może należeć również do kobiet. Jeśli jako katolicy wierzymy, że Kościół to nie hierarchiczna organizacja, lecz mistyczne Ciało Chrystusa, możemy czuć się jego współuczestnikami i zadawać choćby najtrudniejsze pytania go dotyczące. Bo jesteśmy u siebie. To my jesteśmy Kościołem. Tak rozumiany Kościół ma być budowaniem Królestwa Bożego na ziemi. Kto powiedział, że tej budowie mają przewodzić i nadawać kształt wyłącznie mężczyźni? Jeśli zaś Kościół jest ludem pielgrzymującym, to czy tylko mężczyźni mogą wyznaczać kierunek jego wędrówki? Gdzie w Kościele znaleźć przestrzenie, w których kobiety mogłyby i chciałyby udzielać się w sposób pełny i równy mężczyznom? Co kobiety mogą wnieść do tak rozumianego Kościoła, a czego jako wspólnota jesteśmy pozbawieni, jeśli w Kościele ich nie ma?

      Feminizm to budowanie lepszego świata dla kobiet, mężczyzn i ich dzieci, a nie rewanż za doznawane przez wieki krzywdy. Czy idea budowania lepszego świata nie jest bliska chrześcijaństwu? Jest, tylko nazywamy ją Królestwem Bożym, z pewną pokorą podchodząc do szans wprowadzenia go tu i teraz w pełni. A jednak wierzymy, że Królestwo zostało już zapoczątkowane, a naszym zadaniem jest tworzyć je między sobą.

      Tytuł Kościół kobiet dosłownie nawiązuje do sformułowania „Kościół kobiet” (women-church), alternatywnej propozycji, z którą wyszły radykalne teolożki katolickie, zmęczone zmaganiami z instytucjonalnym Kościołem. Termin ten ukuła Elisabeth Schüssler Fiorenza, a rozwinęła Rosemary Radford Ruether. Zgodnie z ich ideą Kościół kobiet miał polegać na tworzeniu wolnych, ekumenicznych wspólnot liturgicznych. Egalitarnych, z feministyczną liturgią, inkluzywnym słownictwem… Stworzyły dla siebie przestrzeń. Jedna z członkiń, Mary Hunt, powiedziała mi, że często powtarzają: Kościół kobiet albo żaden.

      Sięgam po ich sformułowanie, jednak do idei nawiązuję dość luźno. Nie zamierzam przeszczepiać na polski grunt tego, co na Zachodzie powstało trzydzieści lat temu. Ale pożyczam pomysł. Książka Kościół kobiet wynika z chęci podzielenia się przestrzenią, którą stwarzam sobie w Kościele, miejscem, które zaludniam feministycznymi teolożkami, zakonnicami, problemami przez nie poruszanymi i ich postulatami. Oddycham tym, że można tak jak one formułować pytania, wczytuję się w ich odpowiedzi. Ich opowieści stają się dla mnie zachętą, by sobie samej taką przestrzeń tworzyć, by nie poddawać się zbyt łatwo. Kościół jest powszechny i różnorodny. Można szukać, nie opuszczając go, pozostając w środku.

      Czemu w środku? Jestem przekonana, że to karmiąca rzeczywistość. Wprawdzie nierzadko trzeba włożyć sporo wysiłku, żeby odkryć ją na nowo, ale może warto o nią zawalczyć? Jeśli zostaniecie w Kościele, bądźcie głośne. Jeśli zdecydujecie się odejść, odchodźcie z hukiem – można usłyszeć od katolickich feministek. Ta książka jest właśnie o tym, jak kobiety – czasem z powodzeniem, a czasem bez – próbują odzyskiwać dla siebie Kościół. Wiele z nich zgodziło się podzielić ze mną swoimi opowieściami. Bez ich życzliwości, szczerych rozmów i sugestii ta książka nigdy by nie powstała.

      1. WŁADZA

      Pulcherrimae auditrices (czyli: najpiękniejsze audytorki) – zwrócił się któryś z ojców soborowych do kobiet, chcąc podkreślić ich obecność, kiedy wreszcie zaproszono je na obrady Soboru Watykańskiego II. Padały również inne kwieciste określenia. W końcu Pilar Bellosillo, reprezentująca organizację, która skupia trzydzieści sześć milionów kobiet na całym świecie, poprosiła, by przestano porównywać ją do kwiatów i promieni słońca, bo wyobrażenia te nie mają nic wspólnego z prawdziwym życiem. „Taki oderwany od życia język stawia kobietę na piedestale zamiast na tym samym poziomie, co mężczyznę” – powiedziała. „To nie służy kobietom, nie pozwala poważnie mówić o ich godności i człowieczeństwie”.

      Sobór Watykański II odbywał się zaledwie pięćdziesiąt lat temu, lecz wydaje się, że należy do innej kościelnej epoki. Choć hasłem soborowym było aggiornamento, czyli uwspółcześnienie, a miejsce kobiet zmieniało się wówczas nie tylko w świeckim świecie, ale też w Kościele, początkowo nikomu nie przyszło do głowy, by kobiety na sobór zaprosić. W czasach, kiedy na sobór zapraszano już pierwszych świeckich mężczyzn, wciąż nie dostrzegano zaangażowania kobiet w życie parafii, szkolnictwo katolickie i organizacje dobroczynne. I wcale nie dlatego, że o taką możliwość się nie upomniały. Podczas niemieckojęzycznej konferencji prasowej austriacka teolożka Josefa Theresia Münch wprost zapytała biskupa Kampe: „Czy kobiety również zostały zaproszone na sobór?”. „Kobiety pojawią się na Soborze Watykańskim III” – odparł prowadzący, a sala parsknęła śmiechem. Münch dobrze wiedziała, że szanse, aby tak się stało, są niewielkie, ale chciała, żeby to pytanie padło. Również St. Joan’s International Alliance, niezależna katolicka organizacja kobieca, przyjęło przed soborem szereg rezolucji wyrażających pragnienie, by na sobór jako eksperci byli zapraszani zarówno świeccy mężczyźni, jak i kobiety. Organizacja postulowała również głębsze zaangażowanie kobiet w Kościele i powierzanie im rozmaitych funkcji. Opowiadając się za kapłaństwem kobiet, St. Joan’s International Alliance szybko zostało okrzyknięte ruchem ekstremalnie feministycznym. Jego członkiń unikały nawet twórczynie holenderskiego KVD, które same przed soborem wystosowały do władz kościelnych liczne postulaty prokobiece. W tym samym czasie, w 1962 roku, szwajcarska prawniczka Gertrud Heinzelmann napisała do komisji przygotowującej sobór długie pismo, w którym wykazywała konieczność zmiany przyjętego obrazu kobiety, włączenie kobiet do soborowych obrad i dopuszczenie ich do sakramentu kapłaństwa.

      Mimo tych wysiłków sobór rozpoczął się bez obecności kobiet. Słynna stała się historia Evy Fleischner, dziennikarki piszącej dla katolickiego „Grail Notes”, której członek Gwardii Szwajcarskiej uniemożliwił przyjęcie komunii podczas mszy soborowej. Była tam pierwszą dziennikarką, pierwszą kobietą w ogóle. Jako następna pojawiła się żona anglikańskiego obserwatora reprezentującego arcybiskupa Cantenbury, Margaret Pawley. Ekumeniczne przedstawicielki, w imieniu własnym, a nie w charakterze osób towarzyszących, mogły być obecne na zakończeniu czwartej sesji soboru.

      Dopiero 23 października 1963 roku, czyli podczas trzeciej sesji soboru, Léon Joseph kardynał Suenens, arcybiskup Malines z Belgii, stwierdził, że brak udziału kobiet w soborze jest kuriozum w czasie, kiedy są one już wszędzie, niemal na Księżycu. „Również kobiety powinny zostać zaproszone jako audytorzy” – mówił. „O ile się nie mylę, reprezentują połowę ludzkości!” Następnego dnia w podobnym duchu zwrócił się do soboru melchicki arcybiskup George Hakim z Galilei, krytykując wstępny tekst deklaracji o Kościele za kompletny brak wzmianki o kobietach, podczas gdy wiadomo, że Kościół tyle zawdzięcza ich pełnej poświęcenia pracy. Podobno uwagi kardynała Suenensa i biskupa Hakima rozwścieczyły konserwatystów, a szczególnie biskupów włoskich. Niemniej jednak Paweł VI zdecydował się zaprosić kobiety, i rok później pojawiły się

Скачать книгу